Zielone wołanie


"Zielone wołanie", tak rok temu zatytułowałem jedno ze zdjęć. I wydawało mi się, że usłyszałaś mój głos z oddali. Bo było zielone i pachniało świeżą łąką po deszczu. Ale myliłem się, jak zawsze. A ja mimo wszystko wołałem, bo musiałem pozostać wiernym swojej ciemnej gwieździe. Mimo, że wszystko się zawaliło. Cały świat. Nie, nie świat. Marzenie. Nie pierwszy raz. Dlatego znów wołam z oddali. Chociaż wiem, że nie odpowiesz. Bo wiesz dobrze, że nie da się mnie wcisnąć w ciasne ramy BFF, Friendzone i innych głupot. Liczy się to wszystko, co wyszepczą usta. Co wykrzyczą. Co powiedzą oczy. Tak, wiem, nie rozumiesz. Zawsze możesz zapytać. Ale tego nie zrobisz.
Prawie jak wstęga Moebiusa. I wiesz, trudno nazwać to, co robię czekaniem. Bo już nie czekam. Po prostu siedzę i opadają ze mnie kolejne warstwy. Szymborska? Nie, nie "Cebula". Po prostu opada ze mnie wszystko. Zostaje tylko zielone wołanie. Nie wiem, ile jeszcze go będzie. Aż zachrypnę, stracę głos? Nie wiem. Wiem, że życie trwa, a koło znów zaczyna się toczyć. Pada deszcz, świeci słońce i obłoki płyną. A ja wciąż pamiętam uścisk Twojej dłoni i słowa szeptane razem z wiatrem. Banał. Ale innej mądrości nie mam. Innego życia nie mam. I nie mam innego siebie...

Komentarze

  1. strasznie smutne...piekna refleksja o doczesnosci ...

    OdpowiedzUsuń
  2. No...smutne. Kolega wszedł i napisał w recenzji sms-owej, że dawno takiego smutnego nie czytał. A ja...ja po prostu powiedziałem coś, co jest dla mnie ważne, a że smutne? Nie można się wiecznie szczerzyć jak koń. Smucić też, ale...tak bywa :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty raczej sie nie szczerzysz jak koń, no bo po co, jeśli to nie w naszej naturze...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty