Miętowo
Wkurwić anioła nie jest rzeczą ani mądrą, ani prostą.
Co taki może zrobić? Nastroszy skrzydła jak kura, naindyczy się, ale już nikt
nie usłyszy, jak klnie, albo z zapałem niszczy wszystko dookoła. O nie, to nie
demon po ludzku wrzeszczący albo spokojny, a tylko otoczony wirującą złością,
jak tornadem. Anioł zbyt łatwo odpuszcza i szuka tylko usprawiedliwień i
dobrych słów. A najchętniej by pogłaskał i uśmiechnął się tym swoim dobrotliwym
uśmiechem rodem z obrazów dawnych mistrzów przedstawiających zadumane madonny.
Zazwyczaj milczy, ale jego milczenie jest tak wielowymiarowe i niejednoznaczne,
że lepiej już, żeby szeptał te swoje modlitwy o dźwięku przesypywanego w
klepsydrach piasku. Nie jest łatwo popatrzyć takiemu w oczy. A ja patrzę. Stoi
przede mną i zaciska pięści, aż bieleją knykcie. Widzę, jak pulsują mu żyły na
szyi, a rumieniec pełznie, by oblać policzki. Zaciska zęby. Widzę, jak grają mu
mięśnie szczęk. No co aniele? Wkurwiłeś się dostatecznie? Hej, nie odwracaj
wzroku – o, tak lepiej. Popatrz na mnie, niech zobaczę twoje oczy. Och, nie są
już jak roztopione srebro, zrobiły się ciemne i drapieżne. Zimne, jak bryły
zestalonego lodu z morza północnego. Popatrz, nawet skrzydła masz nie takie,
jak trzeba. Żadna tam biel, którą chrzczono błękitem. Tylko czerń błyszcząca
zielenią i błękitem. Dobrze. Myślisz, że się wystraszę? Masz i tak paskudną
gębę i zbyt krótkie włosy jak na anioła. Gdzie twoja długa grzywa włosów
malowana z zapałem przez wszystkich sakralnych malarzy? Nie przypominasz tej
hermoafrodyty z obrazu, który wisiał w starym domu nad łóżkiem. Niby most i
dziura w nim. Niby burza i rwące odmęty, a ty w swoich prześcieradłach trzymasz
miecz i bronisz wstępu Jasiowi i Małgosi, czy jak ich tam zwać. Jesteś inny i
do tego wkurwiony. Jasne, masz o co. Tyle godzin przemodlonych, a ja uparcie
przedkładam miłość ziemską nad niebiańską. Wyobraź sobie, że myślę teraz, że
swoją dłonią sunę po plecach tej, która mieszka w błękitnym śnie. Dotykam jej
ramion delikatnie, ale z odpowiednią siłą. Sunę po skórze ocierając wnętrzem
dłoni o kręgosłup aż po nasadę szyi. Nie spieszy mi się. Chcę nasycić się
ciepłem i zapachem. Dotykiem i milczeniem. Moje ręce mogą powiedzieć więcej,
niż ja sam. I co mi zrobisz aniele? Synu nieba, który teraz przypomina burzę? A
może pomyślę o mięcie? Wiesz, tym zielsku, które rośnie wszędzie w rowach i
pachnie rankiem tak, że kręci się w głowie? Rozcierałem chropowate listki między
dwoma palcami i wąchałem. Zawsze tak robię. Przypomina mi się zapach miłości i
gwiaździstego nieba i życzeń, które wypowiada się bezgłośnie. No aniele, co z
tobą? Pamiętasz? Nic nie mówi, a w oczach ma ból. Już nie jest wkurwiony i
gotowy do walki. Patrzy tylko na mnie swoimi oczami, które mogą więcej o nim
powiedzieć, niż on sam. Lustro odbija jego spojrzenie i widzę, jak przestają
drgać mięśnie ramion, jak wzrok łagodnieje. Dłonią przeczesuje włosy i patrzy
na mnie tak podobny i niepodobny. Ja też w tym samym momencie przeczesuję włosy.
Najchętniej naplułbym w tę jego gębę, ale i tak będę musiał potem czyścić
lustro. Oszczędzę sobie fatygi. Wzdycham i on wzdycha. Ciężko z takim na karku,
myślę sobie. I on pewnie tak samo myśli, choć w lustrze tego nie widać…
To dobrze, że Cię pilnuje... Ten Anioł... Stróż...
OdpowiedzUsuńWiedźma z pozdrowieniami :)
Tak naprawdę, to dialog ze swoim odbiciem w lustrze. Zostałem tak nazwany niefortunnie przez dwie osoby w tym samym czasie. Stąd moja gra skojarzeniem anioła. Również Cię pozdrawiam :)
UsuńDialog z odbiciem. Tyle to ja umiem wyczytać. Szukam głębszego sensu tego anioła. Wszystko jest po coś.
Usuń