Za dużo...

   Za dużo mnie, za dużo. Bo przecież miałem być tylko na chwilę. Kapryśnie. To pojawiać się, to znikać. Zostawiać kilka słów na kartce rzuconej w pośpiechu na stół, między talerze ze śniadania. „Wrócę, jak będę”. A może rzucić skrawek listu z ulubionym zdaniem Rilkego: „Kto nie ma teraz domu, już go nie odnajdzie…” i pożeglować przed siebie nie zatrzymując się, ani odwracając. Ale tęskniąc, kiedy słońce rozlewa się łuną i nadchodzi wieczór, by przerodzić się w noc i miasta w dolinach mrugają światłami. Ale zostałem, bo są jeszcze poranki, które skrzą się od rosy i w uszy powoli wpełza hałas dnia. Ale zostałem, bo ktoś musi zapalać latarnię dla innych wędrowców, a potem o poranku zdmuchiwać jej płomień i własne nocne marzenia. A potem czekać, nie wiadomo na co. Nie wiadomo na kogo. Wiesz, ale i tak uważam, że mnie za dużo. Wszedłem w tkankę Internetu zostawiając swój  ślad. Wchodząc w ludzi, zostawiając słowa. A przecież miałem być cicho. Pisać do szuflady i pić białe wino wieczorami, kiedy cisza otuli dom. Smakując dźwięk tykania starego zegara i upływający czas. Może nawet siadłbym na parapecie i patrzył na horyzont, który o tej porze roku majaczy się i mgli. A tak, rzuciłem się między ludzi z garścią słów, z plikiem zdjęć wierząc. W co? W siebie? W swoje słowa? W zdania budowane i zdmuchiwane jednym pociągnięciem? Ale wierzę, bo to zawsze lepsze od niewiary, która rodzi się z niechęci. Nie żałuję, że zostałem, choć może kiedyś będę. Ale zawsze jest ten ugór poza miastem i słońce majaczące rano na horyzoncie, a ja lubię patrzyć, kiedy wschodzi. Zawsze jest ten skrawek ziemi niczyjej, gdzie można usiąść na mokrej trawie patrząc, jak dzień nadchodzi, choćby miał być tylko kolejnym burym świtem z wysiłkiem gramolącym się na horyzont. To dobre miejsca dla mnie, bo można być samemu. Bo przychodzi taki czas, kiedy samotność staje się wyborem. Albo jak u egzystencjalistów cechą immanentną. Tak sobie to tłumaczę na przecięciu nocy z dniem, kiedy czekam na wschód. A krople rosy czekają na swój krótki lot. Za dużo mnie, za dużo…













Komentarze

  1. Czasem też tak mam, że za dużo...Ty piszesz, ja wstawiam tylko zdjęcia, ale to prawda, że przychodzi taki moment...myślę, kogo to obchodzi i czy w tym wszystkim nie za dużo mimo wszystko jest po prostu mnie i mojego życia. W Twoim przypadku obchodzi z pewnością. Obok takich zdjęć, jak Twoje, uwierz nie można przejść obojętnie. Pisanie jest też po "coś". Śmiem twierdzić, że można w Twoich tekstach odnaleźć cząstkę siebie. Także nie za dużo, nie za dużo...Miłego nowego tygodnia, Witku:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Elu za bardzo dobre słowa :)) Nie mów, że wystawiasz "tylko" swoje zdjęcia. Wystawiasz AŻ swoje zdjęcia. Masz rację, pojawia się często pytanie, czy nie za często i za dużo mnie samego w tym wszystkim nie jest.Ale czy jeszcze da się nie być? Jeszcze raz Ci bardzo dziękuję i również życzę dobrego i miłego tygodnia :))

      Usuń
  2. Każdy z nas jest takim mikrostrzępkiem, że nas wszystkich to może jest za dużo, ale nie z osobna. Razem tworzymy dość dziwną, bezkształtną na pierwszy rzut oka masę która, jakby się lepiej przyjrzeć, robi się dość ciekawa. Ja zawsze miałam zupełnie przeciwne odczucie. Zawsze mnie było mało, a najczęściej wcale, jak coś robiłam, to się nie podpisywałam,gdzieś tam się na szarym końcu chowałam. Na zdjęciach mnie nie bywa, bo zwykle to ja je robię, albo stoję w takim miejscu, że widać mi tylko stopę albo czubek głowy, ja dopiero pracuję nad tym, żeby w ogóle być, a jak poczuję, że jest mnie za dużo, to zwyczajnie znów się schowam :) Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ewelino, że podzieliłaś się swoimi doświadczeniami, spostrzeżeniami. Generalnie nie ma mnie na zdjęciach, bo faktycznie zazwyczaj sam je robię. Natomiast czasami mam uczucie, że za dużo jest mnie samego. W sieci, w ludziach, w tym co robię. Za dużo tego. Odmienne doświadczenia, ale równie ciekawe. Bo przecież to ciekawe, jak bardzo różne są od siebie mikroświaty :)) Pozdrawiam serdecznie :)))

      Usuń
  3. Czytam i czytam, i zaczynam pisać, i odchodzę… Może tym razem. Bardzo ciekawy post. Czy może być nas za dużo w tym przepastnym świecie internetu? Mnie się wydaje, że to nie jest możliwe, o ile się nie jest celebrytą, politykiem, hejterem. Nie mam wrażenia, że jest mnie za dużo, mimo, że działam w kilku miejscach publicznie i w kilku prv, i na więcej niż jednym portalu społecznościowym. Ba, ja nawet czasem myślę sobie, że mało kto mnie zauważa, garstka ludzi, no bo przecież nie są to ci wszyscy co mnie „obserwują”, bo choć mocno odsiewam potencjalnych obserwujących, to jednak większość tych co nimi się staje dodaje mnie do kręgów i na tym koniec czyli nie obserwuje mnie, nawet nie wie, że istnieję. Gdybym z dnia na dzień znikła kilka osób by to od razu zauważyło, kilka z pewną inercja, a cała masa w ogóle. Czyli nie ma mnie za dużo. Czy tak nie jest? Właściwie to co innego zauważyłam. Nie mnie jest za dużo, lecz tak w skrócie – internetu we mnie. Dawniej dwa światy: wirtualny i realny nie przenikały się. Ludzie nie chcieli ich mieszać. Granicą był ekran komputera, gdy wygasał świat wirtualny znikał. Dzisiaj jeden świat wirtualno-realny (lub odwrotnie) stworzony poprzez wzajemne przenikanie obu tych światów. Od nas zależy, byśmy nie zagubili siebie w tym wielkim chaosie. Trzeba samemu zadbać, by nie przekroczyć magicznej granicy, która daje nam poczucie bezpieczeństwa, dobrej zabawy, radości. I jeśli czujemy, że mamy przesyt związany z otwieraniem przeglądarki to jest to sygnał do działania. Należy sobie pomóc z tym zmęczeniem i wziąć urlop. Z dystansu lepiej widać, łatwiej coś odrzucić, na rzecz czegoś innego. Zmiana jest konieczna. Uważam za pozorne Twoje twierdzenie, że jest „za dużo mnie”, bo wygląda na to, że jest odwrotnie - „w nas jest za mało nas”. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałem chwilę zastanowić się, zanim Ci odpowiem. Wpis zrobiłem nie z czystej próżności, ani nie pod publiczkę oczekując zapewnień i braw. Bo przecież nie o to tu chodzi. A o co? Otóż mimo uprawiania zawodu, który wymaga kontaktu z bardzo wieloma ludźmi, gdzieś tam, wewnątrz siebie, jestem nieśmiały. Och, praca i uparty charakter wyrobiły we mnie śmiałość. Ale gdzieś tam pozostaje we mnie nieśmiałość. I tę nieśmiałość wystawiono na próbę prosząc mnie w piątek, bym opowiedział o swojej fotografii i przeczytał swoje wiersze. Bagatela 600 osób na widowni. Poczułem się...nie, powiem inaczej. To co robię wymaga indywidualnego podejścia, pewnego wyciszenia, skupienia. Nie ma tu gwaru, hałasu, śmiechu. To nie jest show. Mimo idealnej ciszy czułem, że za dużo mnie. Że nie powinienem. Nazwij mnie głupcem, ale to moje czucie i przeświadczenie tamtej chwili. Oczywiście jest również inne wytłumaczenie moich słów, ale nie mogę napisać tutaj. Bardzo ładnie opisałaś stosunek człowieka do Internetu i zgadzam się z Tobą, że takie podejście reguluje naszą aktywność. Dlatego też zrezygnowałem z FB, nie mam mnie na Instagramie itd, choć zostaję poddawany co i rusz różnym "naciskom", żeby jednak głębiej wejść w social media. Ale zostawmy to. Napisałaś jedno zdanie, które jest piękne: „w nas jest za mało nas”. To prawda, zgadzam się. Ale czy to nie jest tak, że gdzieś się rozwadniamy? Jesteśmy, ale bardziej tak symbolicznie, po trochu - immunologicznie rzekłbym. Temat szeroki jak rzeka. Dziękuję Ci za ciekawy komentarz i nie ukrywam, ze bardzo się ciesze, że napisałaś i napisałaś właśnie tak :)) Również Cię pozdrawiam :))

      Usuń
    2. Jak ja lubię rozmawiać poprzez pisane komentarze;) Niestety człowiek czyta i interpretuje, nie zawsze owa interpretacja pokrywa się z intencją autora, a właściwie rzadko, bo to niełatwe. Wiem po sobie, bo mój tekst przeważnie zawiera aluzję i choć mi się wydaje, że łatwą do odczytania, to wcale tak nie jest... Ostatni post też o tym świadczy, ale najważniejsze jednak - co dla siebie znajdzie czytający. Nieśmiałość jakoś mi nie koresponduje z osobą , która staje przed 600-osobową publicznością. Nawet nie wyobrażam sobie tak ogromnej, ale z łatwością wyobrażam sobie paraliż, który nie pozwoliłby mi nawet stanąć przed nią, a już na pewno wydobyć z siebie słowo. Nigdy nie nazwałabym Cię głupcem, bo wszak to nie powód, to raczej powód do dumy, że Cię znam. Tak, każdy inaczej w ekstremalnych sytuacjach się zachowuje. Piszę "ekstremalnych", bo tak tę sytuację postrzegam w stosunku do siebie. Ależ oczywiście, ja się rozwadniam, ale w moim przypadku to zupełnie zamierzone. Nie potrafię, nie chcę zawęzić swojej bytności w internecie, chociaż bardzo zredukowałam swoją aktywność. Myślę, że na zawężenie przyjdzie czas. Nie potrafię też skupić się na czymś jednym, bo nie potrafię zrezygnować z innych. Nie potrafię fotografować tylko ulicy, bo lubię i kwiatki, nie potrafię poświęcić się ulubionej fotografii bw, bo pociąga mnie i kolorowa itd. Mało we mnie determinacji. Właściwie nie wykorzystałam swojej szansy. Rozmieniam się na drobne, choć już dawno powinnam się określić co tak, a czego nie. Wydaje mi się, że ciągle poszukuję, ale nie ma co się oszukiwać – tylko wydaje mi się, że tak jest. Już nie znajdę. Po prostu ze mnie jest dobry rzemieślnik. I tyle albo aż tyle. Zazdroszczę Ci, że tak pięknie ubierasz myśli w słowa i tego, że tych słów chce słuchać tyle ludzi, i że one trafiają do tych ludzi. To jest właśnie to czego nigdy nie doświadczę, nie osiągnę, to jest to niespełnienie, bo we mnie jest za mało mnie, za mało zdecydowania, a teraz i za mało czasu. W Tobie jest w sam raz Ciebie i tego się trzymaj. A na zdjęciach obrazy w magię ubrałeś. Dobrej nocy .

      Usuń
    3. Nie, nie, nie! Nie zgadzam się! Ale od początku, żeby nie było, że ze wszystkim :)) Masz rację w tym, że drobne smaczki w tekście, które nas cieszą, często nie są odczytywane jak trzeba. Z tym należy się pogodzić, bo nikt nie jest piszącym i nie wie, co w nas siedzi :))) I jest to piękne, że ludzie patrzą na nasz tekst zupełnie inaczej, z innych perspektyw. Kiedyś poprosił mnie kolega, bym z nim poszedł na zdjęcia i mimo tego, że robiliśmy te same ujęcia, te same przedmioty, to uzyskaliśmy różne wyniki. I to było fajne, choć niechętnie chodzę z kimś na zdjęcia, to było to ciekawe doświadczenie innej perspektywy. I tak samo jest z naszymi tekstami i cieszę się z tego. Jeśli chodzi o moją nieśmiałość, to uwierz mi - lata pracy, by nogi się nie trzęsły i głos nie wiązł w gardle. Przesadziłem z tymi 600 osobami, było dwa razy po 300 osób i czułem się wypluty po takim doświadczeniu. Ale skoro ktoś mnie poprosił, to i zrobiłem to wierząc, że może część, jakiś mały odsetek, weźmie aparat do ręki, albo weźmie swoje teksty i potraktuje je, jako coś szczególnego. I dochodzę do punktu, w którym nie zgadzam się z Tobą. No będzie wojna normalnie ;) Co dla mnie jest rozwodnieniem, rozsypaniem się po ludziach, Internecie itd, dla Ciebie jest doskonałym sposobem na realizację swoich zamierzeń. I tego Ci zazdroszczę, tej multipracy (wiem, koszmarnie brzmi) Zazdroszczę, bo dla mnie to ogromny stres pamiętać o tym, o tamtym i jeszcze o czymś, co dla odwiedzających jest ważne. Pamiętam, jak zakładałem blog - robiłem to ponad tydzień zastanawiając się, czy dobrze robię, czy sobie poradzę, czy starczy mi czasu itd. Więc wychodzimy z różnych założeń, ale przecież nie o to chodzi czytelnikowi czy odwiedzającemu, a o efekt. A efekt w Twoim przypadku jest świetny! Oburzyłem się, kiedy przeczytałem o tym, że jesteś "tylko lub aż rzemieślnikiem" - czemu? Bo dotknęłaś ważnego problemu, który i mnie się gdzieś przewija, kiedy obrabiam zdjęcia czy coś piszę. Wchodzę na 500PX i myślę sobie - zdjęcia pod niebo, ja nie umiem, nie potrafię. Czytam książkę i myślę sobie - cholera, nie mógłbym ja tak? Nie, nie mógłbym. Bo to moja ścieżka i moje doświadczenia i moje ograniczenia. Poszukujesz i zachwyciło mnie, że o tym piszesz w sposób tak otwarty. Bo przecież nie chodzi o to, żeby odnaleźć, ale żeby ciągle poszukiwać. I widać to w Twoich zdjęciach, które są po prostu robione z wyczuciem i formy i treści. Nie znajdziesz? A musisz?? Istotą człowieka jest wieczne nienasycenie i głód, a Ty o tym właśnie napisałaś :)) Z tymi osobami, które mnie słuchają...hehehe...muszą, bo jestem belfrem i występowałem publicznie, więc niejako zostali zmuszeni, skoro chcieli, żeby im matma i inne przedmioty przepadły - tak, smutna prawda... Zaś co do bloga, to drżę o każdego czytającego, bo sama wiesz, że to rzadkość, a to, że wrzuciłem na G+ link do bloga uważam za cud, że się odważyłem i w sumie nie wiem, jak sam siebie przekonałem. Wspomnę tylko o jednej rzeczy - nie pytałem czy mogę, ale w polecanych wrzuciłem Twój blog. Bo zobaczyłem coś, co mi się spodobało. Przeczytałem coś, co przekonało mnie. I to ja nazywam realizacją idei. Ile jest w nas samych, że nawiążę do początku naszej rozmowy, decydujemy my sami. I jeśli dobrze nam z tym, to nie ma co kichać w kaszkę, tylko robić to, co lubimy :)) Dziękuję Ci za dobre słowa i to, że pokusiłaś się o tak dobrą dyskusję. I dziękuję Ci za to, że popatrzyłaś na zdjęcia i tak pięknie je skomplementowałaś. Nie mogę napisać "Dobranoc", ale za to się przywitam - "Dzień dobry" i oby był ciepły i z dobrym światłem drugiej połowy września :))

      Usuń
  4. Nie może być za dużo czegoś co zakłóca, utrudnia życie, natomiast gdy to co robimy sprawia nam i innym przyjemność powinno trwać. Fakt czasami robimy odsapkę by zaczerpnąć nowych, mądrych myśli, przeżyć niosących zadowolenie by tkwić nadal w tej swojej pasji. Nie wiem czemu wciska mi się tu również słowo nałóg, trochę żle się kojarzący, który zbyt mocno może nam poplątać dobre myśli. Wymazujemy go z działania i poddajemy się odpowiedzialności i czystemu sumieniu. Mądre życiowe powiedzenie mówi nam "o czystym sumieniu zaśniesz nawet na kamieniu", a nieustanne zmiany, sięganie po coś nowego z Twoim przyjaznym usposobieniem przyciąga ucząc wrazliwości, skromności i chyba ośmielę się powiedzieć miłości do ludzi, do świata, której w internecie tak bardzo brak. Pięknie Witku nastrajasz na rozpoczynający się pogodny dzień, dziękując pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie mi napisałaś, mądrze. I chowam Twoje słowa gdzieś w siebie, bo to bardzo ważne o czym mówisz. Znajdujesz równowagę tam, gdzie ja widzę nierówności. I tak ładnie o mnie napisałaś, że przecieram oczy i pytam sam siebie - to ja?? Dziękuję Ci bardzo, bardzo serdecznie i życze Ci udanego dnia z uśmiechem wielu ludzi :)) No i pozdrawiam "na zaś" :))

      Usuń
  5. To oczywiste, że każdy patrzy na to samo i dostrzega co innego i inaczej to przedstawia, ale najważniejsze jest patrzyć i widzieć, a to już nie jest wcale takie oczywiste, podobnie jak jest ze słuchaniem, bo nie wystarczy słuchać, ale trzeba słyszeć. Wiesz, choć w poszukiwaniu jest piękno, to jednak, uwierz mi, może to zmęczyć. I mnie to już męczy. I złości, jednocześnie smuci, bo jest absolutnie oznaką wejścia w kolejny etap życia, który może być ostanim, jakkolwiek nie wiem do końca, bo to tylko na bieżąco można o odczytać. Stąd też ograniczona moja dotychczasowa aktywność. Nie bez znaczenia jest powrót do pisania bloga. Być może to próba zmierzenia się z przeszłością, choć zdaje sobie sprawę, że blog otwarty nie sprzyja temu, wymusza jakby pewien kamuflaż, dwuznaczność treści. Oczywiście, że zauważyłam, że mnie dodałeś do listy. Ja również to zrobilam. Mam przyjemność znać dwie niezwykle osoby, ze słów których płynie magia, jakkolwiek w zupełnie innym stylu. Bardzo dziękuję, że w tej pisanie coś dostrzegłeś. To dla mnie bardzo wiele, bo to znaczy, że jest sens w tym, co robię. Pięknie dziękuję za możliwość niezwykłej rozmowy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście Ivo, że jest sens. Tylko bezsens jest bez sensu, jak mawia moja koleżanka :)) Przepraszam, że tak poniewczasie odpowiadam, ale praca...uroczy wrzesień...Jak czytam w poradniku dobrego myślenia (chała okrutna, dostałem pod choinkę i wyśmiałem wszystko od A do Z) można oswoić czas. Tyle tego oswojenia, że jak spałem 5 godzin, tak śpię 4 i pół. Po prostu czasami śmieję się z siebie, bo kto nas lepiej rozbawi, niż my sami? Do następnego :)) PS. Rozmowa była niezwykła - zgadzam się :)

      Usuń
  6. Myślę Witku, że nie ma Cię za dużo, choć rozumiem wątpliwość. Ona mi też towarzyszy, choć tylko wrzucam widoczki. Każda wątpliwość pozwala się samemu usłyszeć, a słysząc się łatwiej jest takie rzeczy wiedzieć - ile mnie we mnie i czemu służy ten ja w innych. Jeśli służy i mi i innym, to chyba jest blisko szczęścia, bo znaczy, że jest zwyczajnie dobrze. Nawet jak służy bardziej mi, bo np. mogę pokarmić ego pochlebstwami, to nie musi oznaczać, że jest coś nie tak. W końcu ono też musi coś jeść. Byle nie uciekać i byle sobie czasem powątpić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rafale, nie pisz tak" tylko wrzucam widoczki". Każda praca pozostaje pracą. Ciężką, mozolną, do której się często samemu dochodzi. I niezależnie, co by to nie było, tekst, fotografia, muzyka itd. Daje się swój czas, swoje umiejętności, swoją wiedzę, więc samo to, zasługuje na szacunek. Piszesz bardzo ładnie o karmieniu ego. Masz rację, to podbudowuje, choć zawsze towarzyszą mi słowa Herberta "Strzeż się dumy niepotrzebnej". Taka swoista samokontrola która sprawia, że nie spoczywa się w bezczynności. Podoba mi się ostatnie stwierdzenie. Uśmiecham się, bo nie uciekłem i wątpię, czyli chyba wszystko na swoim miejscu. Pozdrawiam Cię i życzę dobrego światła :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty