Dotyk...

            Okna są ciemne o tej porze. Na zewnątrz przelewa się czerń i smog kołując w świetle latarni. Ale dopiero noc jest naprawdę piękna w pokoju. Zapalam świeczkę wiedząc, że tego światła nie wystarczy, by wygonić cienie. Niech będą, skoro są konieczne. Mógłbym zapalić lampę, ale nie chcę światła, wolę tak, jak teraz. Lepiej mi się myśli. Wyciągnąłem rzeczy, które są niepotrzebne. Przygodny wazonik kupiony z myślą o zdjęciach, gwiazdę, która powinna dawno być wyrzucona, bombkę w kształcie serca, która nigdy nie została wręczona pod pachnącym drzewkiem. Tak, spójrz, świecznik wyciągnięty z góry chłamu i naczynie chemiczne, w którym są kulki, muszelka i błękitne szkło zbierane nad morzem. Powinienem to wyrzucić. Dawno, ale z jakiegoś powodu nie mogę. Nie, to nie romantyzm i sentymentalizm. Może prędzej męska pamięć tego, co nie ma siły wrócić, jakby drogi zasypał czas. Albo jakby wcale ich nigdy nie było. Bo mnie przecież też już nie ma. Minąłem i nie mam siły wrócić. Może dlatego nie wyrzuciłem tego wszystkiego? A może pamięć dotyku jest w tych przedmiotach, które kiedyś gładziła moja ręka. A może popatrzyłem na nie obdarzając je magią, by stały się piękniejsze, lepsze? Nie chcę obdarzać ich śmiercią, bo sam wiem, czym ona jest i jak wygląda odliczanie godzin, minut. I może dlatego nie chciałbym, by ktoś lub coś tak się czuł, kiedy mieszka w nim jeszcze dotyk, zapach, oddech. Mieszkają w nim jeszcze słowa wypowiadane tym szczególnym tonem, albo na przydechu. Może i szeptem, jeśli miał to szczęście. A może nie powinienem o tym wszystkim myśleć w pokoju, w którym zamieszkała noc, tylko zamknąć oczy i uciąć wszystko snem. Tak, wiem, nie zasnę i tak. Będzie mi żal tej chwili, kiedy cisza dookoła, kiedy ciemność i kiedy mój niezdarny szept. Będzie żal mi tego miejsca, które obdarzyłem swoimi myślami. Tak, nie mylisz się, to właśnie tu chciałem całować Twoją szyję wdychając zapach, czuć pod opuszkami ciepło skóry i nieśmiałość ust. Zakwitnąć wargami u piersi i poczuć dreszcz. Zanurzyć twarz we włosach. A potem kołysać, uczynić świat wielką kołysanką i patrzeć, jak zamykają się oczy i oddech staje się miękki. I dopiero wtedy słuchać tego stuku w Twojej piersi. Niezapomnianego. Tak, to wszystko w tym pokoju, w mojej wieży otwartej na zachód skąd widać niebo i gwiazdy. Kim się stałem teraz? Kim Ty jesteś? Kim byliśmy kiedyś? Takie pytania mogę teraz zadać. Rzucić w płomień świeczki albo w ciemność, bo nie zadam ich w świetle przytłumionego, zimowego dnia u schyłku roku…    









Komentarze

  1. Noc i świeczka... to sprzymierzeńcy wspomnień! Koniec roku też! Chyba każdy tak ma choć niekoniecznie wspomina przy takich rekwizytach...Czasem wystarczy zamyślić się na jakiś czas i wspominać...Dziękuję Witku za tekst i jego zmianę :))) Może uda mi się jeszcze w tym roku podsumować to co dobrego i złego przeżyłam ...może nawet i przy świeczce? :)) Piękne i nastrojowe fotki ...i wspominać łatwiej! :)) Pozdrawiam serdecznie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Małgosiu i przepraszam za te wielkie litery raz jeszcze. Nie moja wina, ale się naprawiło :)) Tak, masz rację. Koniec roku i jakoś trzeba to wszystko ogarnąć. Te wszystkie 3 z góra dni i nocy. A że przy świeczce... Nie płoną, jak i ona. Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za komentarz :)))

      Usuń
  2. Dużo ciepła, niesamowity klimat i urok wieczornego migotania świec pokazałeś na fotografiach. Pasują do wielkiej tęsknoty opisanej w tekście..."jakby drogi zasypał czas","pamięć dotyku jest w tych przedmiotach"- piękne, wzruszające...Pozdrowienia, Witku:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Elu. Bardzo, bardzo Ci dziękuję :)) Tekst chodził za mną długo, aż w końcu dopełniło się i przyszedł na niego czas i musiałem go napisać. Dzisiaj, kiedy go przeczytałem wiem, że nie mógłbym inaczej go napisać. Dlatego cieszę się, że trochę wzruszyłem i podzieliłem się klimatem i nastrojem. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :))))

      Usuń
  3. Dlatego nie zbieram rzeczy, nie łączę ludzi z rzeczami, już taka ze mnie antymaterialistka i im starsza jestem, tym mniej wszystkiego mam i nie widzę w ogóle potrzeby, żeby mieć. Bardzo ładne podsumowanie i piękne złote światło na fotografiach, a ile się na nich dzieje. Tak się nieco ogrzałam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No! Wreszcie moje pisanie nie psu na budę :)) Skoro się nieco ogrzałaś, to znaczy, że moje wysiłki nie poszły w piach :)) Ale tak serio, to jest sztuką umieć tracić. Bo ja tak nie potrafię. Pieprzony materialista ze mnie. Na obronę może powiem, że lubię dawać, zwłaszcza siebie. Bo jeśli nie siebie, to co innego? I czy życie miałoby wtedy jeszcze ten swój gorzko - słodki smak jeszcze? Bardzo Ci Ewelino dziękuję. Zmusiłaś moje szare komórki do działania w piątek wieczorem - to jest dopiero sztuka :)) Pozdrawiam Cię ciepło i serdecznie :))

      Usuń
  4. bardzo ładne fotografie, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) Pozdrawiam równie serdecznie :)

      Usuń
  5. Stare ciepłe złoto skąpane w brązach.
    Otulone ciepłem płomienia świecy
    Otulone płomieniem jak kokonem
    Kokonem wspomnieniem domem......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiam się, jak Ci odpowiedzieć, bo nie znajduję słów. Nie, nie dlatego, że ich nie mam, a dlatego, że napisałaś coś tak esencjonalnego, że nie sposób nic dodać. Dlatego bardzo, bardzo dziękuję Ci za tę esencję zawartą w poezji. Bardzo dziękuję :)) I oczywiście pozdrawiam :)))))

      Usuń
  6. Pierwsze o czym pomyślałem, to moje szuflady Największych Skarbów z dzieciństwa. Pamiętam wielkie szkło powiększające, pryzmat z jakiejś lustrzanki ojca, listy od kolegów i koleżanek z klasy, bodajże to było w czwartej, które napisali do mnie jak leżałem przez miesiąc w szpitalu, pamiętnik z wpisem po arabsku znajomego mojej mamy Egipcjanina. Szkiełka kolorowe ze Szklanej Huty też były.
    Pamiętam, że przynajmniej parę razy w tym wczesnym życiu robiłem rodzaj twardego czyszczenia i podejmowałem bardzo trudne decyzje o wyrzuceniu części tych Skarbów, które stały się przez lata zwykłymi skarbami. Pamiętam to uczucie pewnej straty i zarazem ulgi i chyba nawet dumy, że "po męsku" załatwiłem trudną, odwlekaną sprawę.Dziś nie gromadzę już Skarbów. Jest parę rzeczy zachowanych, jak stara Ikonta, popsuta Practica czy tabela naświetlań, kilka starych map. Pamiętam też swoją złość jak kilka lat temu musiałem opróżnić mieszkanie po ojcu z całego tego pchlego targu, który przez znaczną część życia zgromadził. Tysiące śrubek, narzędzi, pierdółek i przydasiów. Sterta kompletnie bezwartościowego dla mnie chłamu. Doświadczenie wyrzucania na śmietnik życia mojego ojca. Życia, które wypełniały te kompletnie zbędne, anonimowe przedmioty. Zostawiłem sobie z tego Ikontę i tabelę naświetlań, chyba po to, żeby zostawić jedną nieprzerwaną nić.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałem Rafale zostawić sobie czas na przemyślenie odpowiedzi dla Ciebie. Bo napisałeś coś, co mnie poruszyło. Bo zazdroszczę Ci tych męskich decyzji w wyrzucaniu. Nie, żebym sam nie wyrzucał, bo tak się dzieje, ale zawsze zostaje coś, czego wyrzucić nie mogę. Trzymam w dłoniach przedmiot, który przywołuje wspomnienia i nagle staje się bliski, znów ciepły i miły. O tym próbowałem napisać. I zaskakujące jest to, że ludzie w naszym życiu zostawiają dla nas rzeczy, z którymi nie wiadomo co zrobić. Jeśli to prezenty, czy drobne podarunki, to i owszem, wsuwa się je do szuflady albo kładzie na półkę (jestem polonistą, więc wiadomo, ze dostanę książkę, taki los :P). Jeśli to były osoby dalekie, to tym łatwiej to wyrzucić. Jeśli bliskie, to... to zostają. Natomiast Zauważyłeś, jak te drobne przedmioty budują nasz obraz? Ile mogą powiedzieć o tym, którego już nie ma. Czasami mówią o naszych uczuciach do niego. A te są zazwyczaj dobre. Poruszyłeś mnie opowieścią o tym, co stało się z mieszkaniem Twojego ojca, bo miałem okazję przeczytać książkę (świetną) Marcina Wichy "Rzeczy, których nie wyrzuciłem". Niby banalna opowieść o śmierci matki, która zostawia przebogaty księgozbiór rodem z PRL-u. Nie będe spamował, ale uczucia bohatera są podobne do Twoich - złość, zagubienie, bo co z tym chłamem zrobić. Ale przy pakowaniu zjawiają się opowieści i tak poznajemy opowieść o kobiecie. Autor buduje na nowo jej obraz. Dobre. Ale żeby nie było, że nie rozumiem Twojego wpisu, to mam podobne doświadczenia po śmierci dziadka. Zostały mi po nim rzeczy cudem uratowane po armagedonie po jego śmierci. Żarówki, które imitują płomyk, scyzoryki, jakieś dwa zegarki. Niewiele. Aż trudno uwierzyć, ze tylko tyle. Swego czasu na maturze był tekst, który maturzystom przysporzył sporo kłopotu, a był to wiersz Elizabeth Bishop " Jedna sztuka"
      http://w-zaciszu-biblioteki.blogspot.com/2012/05/sztuka-tracenia-elizabeth-bishop.html
      Bardzo serdecznie dziękuję Ci za Twój komentarz i ciesze się, ze wpis w jakiś sposób mógł odnieść się do rzeczywistości. Choć oczywiście na swój sposób - wiadomo. Dziękuję Ci jeszcze raz i pozdrawiam ty, na łamach bloga bardzo serdecznie :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty