Dolina cichej brzozy


      Było ciepło. Ciepło i parno. Poczułem strużkę potu rzeźbiącą drogę przez policzek, przez szyję. Oparłem rower o pień drzewa i siadłem. Tak jak lubiłem. Bo przecież jeszcze kilka rzeczy w życiu zostały, które lubię. Sok był zimny i czułem, jak rozchodzi się we mnie drętwotą, jakby próbował ugasić we mnie gorąco. Karton był zimny, a mnie zaczęło boleć gardło od nagłej zmiany temperatury. Też to lubiłem. Siedziałem teraz na kępie trawy i trzymałem go w dłoniach zamiast schować do plecaka. Nie chciało mi się. Zwyczajnie nie chciało. Wolałem go trzymać gapiąc się przed siebie i czując, jak gorąco ze mnie paruje. Dawno tu nie byłem. Bardzo. Bo są miejsca, do których powraca się często. A są miejsca, które są ważne. I do nich się nie wraca. Chyba, ze trzeba. Chyba, że jest trudno. Jakby iść z pielgrzymką niosąc na plecach ciężar.
      Zerwałem świeżą trawkę i włożyłem sobie do ust. Oddychałem. W dali gdzieś ptaki zajęte były swoimi sprawami, a mnie się wydawało, że wiatr kołysze wszystkim. Kolebka z wiatru, który przyniesie deszcz. Po niebie sunęły na razie pojedyncze chmurki, ale gdzieś tam za horyzontem czaił się wał chmur. Ciężkich, brzemiennych w deszcz. Ale na razie wystawiłem twarz w słońce. Oparłem się wygodniej o pień. Nie było potrzeby spieszyć się gdziekolwiek. I nie było kogokolwiek, kto mógłby mi przeszkodzić.Tak mi się zdawało.
Szelest zeszłorocznych traw zdradzał, że ktoś idzie. Otworzyłem oczy i zobaczyłem ją tuż przy mnie. Nie miałem siły ruszyć ręką. Nie miałem siły wstać. Kiwnęła mi tylko głową i usiadła. Bokiem do mnie tak, by obserwować mnie kątem oka. Oparła się plecami o pień. Nasze ramiona się zetknęły. Poczułem jej zapach. Nie, nie miałem siły się ruszyć. Westchnęła. Ale nic nie powiedziała. Milczeliśmy. Co było do powiedzenia? Dla mnie już nic. Ale nie dla niej.
-  Dawno tu nie byłeś, prawda? Zapytała, choć czuło się, że właściwie nie pyta. Stwierdza fakt.
- Tak, rozkleiłem niechętne usta. Dawno tu nie byłem.
- Po co przyjechałeś? Szept był cichy, więc mogłem pomylić go z szeptem wiatru.
- Nie wiem, postanowiłem jednak odpowiedzieć. Naprawdę nie wiem. I niech ci się nie zdaje, że ty wiesz.
Zaśmiała się. Wyczułem w jej głosie śmiechu nutki nieustępliwości. I czegoś jeszcze. Nie wiedziałem czego.
- Szukasz śladów? - zapytała, a ja zmieniłem nogę, która zaczęła drętwieć.
- Nie, już nie szukam. Po co szukać czegoś, co wsiąknęło w ziemię, co rozmył deszcz, co zgryzł mróz?
Pokiwała głową - Masz rację. To wszystko już było. Przeminęło.
Popatrzyłem na nią. Odwróciłem jednak głowę i chyba musiałem idiotycznie wyglądać z tą trawką w ustach. Papieros byłby lepszy. Pewniejszy. Pech, już nie paliłem.
Odezwałem się nieoczekiwanie dla siebie. Bo właściwie pomyślałem coś, ale słowa same wybiegły, jakby jej na spotkanie:
- Wszystko jest we mnie. Każda sekunda i minuta. Każda godzina. Każda zaorała mnie w środku. Każda zasiała ziarno. Wiesz?
Uśmiechnęła się tylko, jakbym nie zasługiwał na odpowiedź.
- Więc po co przyjechałeś?
- Nie wiem.
- Wiesz.
Miała rację, wiedziałem. Ale nie chciałem o tym mówić. Nie teraz. W końcu przyjechałem tu po to, żeby...
- Daleko od domu jesteś. Daleko odszedłeś. Za daleko. Kiedy przyjedziesz do domu weź prysznic, jak zawsze. Nie, nie patrz w lustro, bo i tak nic nie zobaczysz - lustra kłamią. Siądź i stygnij. Pomyśl, że daleko byłeś i wróciłeś. Zjesz jabłko, przeczytasz kilka wierszy. Zobaczysz, sny będziesz miał takie, jak trzeba. Może sam coś napiszesz. Chwyciła mnie za rękę. Ścisnęła. Jedź już.
Czułem jeszcze jej dotyk, kiedy ścieżką wśród pól jechałem nie oglądając się za siebie. Nie wiem nawet, czy stała osłaniając od słońca dłoń przyłożoną do twarzy, czy wyciągała ją w geście pozdrowienia...  


Komentarze

  1. ten tekst ujmuje za serducho- wiesz ta gałąź dla mnie to taki symbol gestu ostatecznego, o którym tu piszesz, "gestu pozdrowienia"...i jeszcze to miejsce , do którego można stale wracać, ale niekoniecznie znajdować, co utracone...i co mogę jeszcze napisać- pięknie, wspaniale, ale, czy to wystarczy... pozdrawiam serdecznie Ciebie Witoldzie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo :) Wnikliwie połączyłaś tekst z obrazem. Co prawda pomysł gałąź-ręka nie był planowany, ale...wydaje się przedni. Czy to gest ostateczny? Nie wiem. Postać rozmówczyni wymyśliłem i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Często rozmawiam z kimś na blogu, kto "dużo wie". Czasami jest to śmierć, boginka, czy jakieś dziwadło. Nigdy nie daję im imion. Taki sobie pomysł. Również Cię pozdrawiam :) No i dziękuję za pochwałę! Uch...muszę się starać skoro mam do czynienia z ekspertem od koloru :)

      Usuń
    2. Staraj się z całych sił- życzę Ci nieustającego głodu w realizacji opisów takich to obrazów, bo robisz to bardzo dobrze... no i chciałabym jeszcze poczytać :)

      Usuń
    3. jeszcze jedno... Ty też jesteś świetnym ekspertem od kolorów- to daje się wyczytać z Twoich tekstów... jednym słowem wrażliwość, wrażliwość i jeszcze raz wrażliwość wnikliwego obserwatora... no a teraz kończę, cobyś nie poczuł się nazbyt dobrze... :) bo inaczej odpuścisz sobie to staranie :)

      Usuń
    4. Cha, cha, cha, cha! Tu mnie masz :D OK, nie odpuszczam i dziękuję. Naprawdę bardzo, bardzo :)

      Usuń
  2. Następny miał być wiersz...Ale sam już nie wiem.. Zobaczymy. Czekam na trochę słońca, bo zdjęć brakuje :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty