Listy z wiatru...
Tak mało kosztuję
zaledwie westchnienie
kiedy sen się przyśni
przypadkiem…
* * *
I spójrz, zaczyna się wędrówka
po niebie chmur
ławice ciągną
i wiatr głaszcze włosy
i po to jest
by szeptem
wypełnić…
* *
*
I wiesz pewnie, że wierzę
w uśmiech
nie śmiech ponad tłumem
a cichy uśmiech
co rzeźbi zmarszczki
i rozszerza skurczone
tętnice
i chciwe krzywi wargi...
* *
*
Słów nie trzeba wiele
by wiedzieć
ile w sobie milczenia
słów nie trzeba wiele
tylko garść
by przeżyć, jak żebrak
z miseczką milczenia
u bram świątyni….
* *
*
Czekać jak zawsze
zawsze niecierpliwie
i płoszyć świty
gdy latarnie gasną
swoim westchnieniem
ptaka rannego
wołać
do utraty szarości
w oczach…
P.S Tak musiało być. Wiersz, który powstał ze skrawków, które wiatr rozwiał. Tak jak mnie rozwiewa. Głupio tak wrzucać tyle zdjęć, ale nie mam co z nimi zrobić. Za dużo ich. Za dużo mnie..
i wyrzeźbił mi się cichy uśmiech :) delikatne i efemeryczne ...a ja z Efemerą z pan brat...pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuń