Pytać...
- I nie powiem, nawet o tym nie myśl, powiedziała i wiedziałem już, że tak będzie. I nie wyciągaj tak nóg przed siebie, siądź jak człowiek. Posłusznie złożyłem nogi, a ona położyła głowę na moich kolanach. Nie powiem, żebym się dobrze poczuł. Nie wiedziałem, co zrobić z dłońmi, nie wiedziałem, czy mogę dotknąć jej włosów. Więc siedziałem sztywniejąc, a ona najzwyczajniej w świecie gapiła się na słońce. Złoty cielec nabierał koloru. Nie był już jasną kulą, ale gasł. Delikatne żółte żyłki barwiły wszystko ciepłem. Grzało jeszcze, ale było wiadomo, że nie potrwa to długo. Takie słońce kochają niedowarzeni poeci spod znaku złamanego serca. "Dusza ulatuje do nieba tchnieniem anioła, serce strwożone bić przestaje, a dzień chyli się ku strudzonemu końcowi" - Miałem w poważaniu taką poezję.
Nieoczekiwanie zamiast w słońce zaczęła se przyglądać mojej twarzy. Nie powiem, żebym się ucieszył. Pewnie czegoś chce.
- Nic nie chcę, posłusznie odpowiedziała-To czemu tak patrzysz?
- A nie mogę?
- Możesz, jasne, że możesz. Ale wiesz, dziwne to takie, nie sądzisz? Przecież znasz mnie dobrze. Podobno jesteś ze mną, we mnie, więc po co jeszcze patrzeć?
- Patrzę, bo jestem ciekawa, czy znów mi zadasz jakieś głupie pytanie, odpowiedziała i uśmiechnęła się tak, że zmroziło mi czubki palców.
- Skoro chcesz....zacząłem. A ona przymknęła oczy
- No, pytaj, poczułem, ze dla świętego spokoju odpowie.
- Tylko nie pytaj, jak to będzie kiedyś. To moja rzecz i moja sprawa - odrzekła z lekkim uśmiechem. Nie pytaj mnie, dlaczego przyszłam, dlaczego wyglądam, jak wyglądam - tu pociągnęła dłonią po biuście, dlaczego z tobą rozmawiam. Ale o resztę pytaj - pośmieję się.
- Słuchaj, czy jest miłość? Westchnęła. A ja poczułem, jakby setka osób westchnęła.
- Tak, jest.
- I co, tylko tyle?
- No przecież odpowiedziałam, co chcesz?
Nic, myślałem, że powiesz coś więcej. Że opiszesz....
Popatrzyła znów na mnie. Słońce grzało, ale jakoś mi było nijako. Zupełnie, jakby dreszcz miał mnie ogarnąć.
- Tak, jest. Jesteśmy dwie. Ja i ona. Ona niby ważniejsza. Ona wychwalana w milionach wierszy i książek. Ona z wiecznie przymkniętymi oczami i księżycem i westchnieniem. A ja, ta zła, która gasi...
- Dziwisz się? Przychodzisz i gasisz. Nakrywasz dłonią, bierzesz kosę....
- Głupek! Zapamiętaj, że jeśli ona jest, a łatwo ją pomylić...
- Z czym pomylić, przerwałem
- Z żądzą, z pożądaniem, z wykorzystaniem, z wieloma rzeczami, których nie chce mi się nazywać. Tacy jesteście wy, ludzie. Ciągle się mylicie. A ona jest...ona musi być prawdziwa.
- I co wtedy będzie?
- Co będzie? Nic. Nic się nie zmieni. Ona będzie. I ja będę. I wezmę za rękę i poprowadzę przez mgłę - wiesz przecież. A ona będzie.
Milczałem, a słońce dopalało się czerwono. Łąka nabierała granatu, a świerszcze grały. Nie było poezji tylko milczenie. Betonowy mostek oddawał ciepło, a ja patrzyłem na wirujące latawce u schyłku lata. O nic już nie chciałem spytać. Nie musiałem...
pragnienie tego, żeby "ona była", bo wielu tak chce, tak czuje...cisza i milczenie...
OdpowiedzUsuńDwa bieguny, dwie siły. Czasem lepiej ich nie nazywać. Masz rację, cisza i milczenie...
OdpowiedzUsuńZdjecia są niesamowite!To jest dotyk i niezwykła relacja...
OdpowiedzUsuńTo są tabuny komarów i meszek :D Ale przeżyłem. Dziękuję Ci bardzo :) Spłycam, bo temat nie należy do łatwych.
OdpowiedzUsuńmam tego świadomość...pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńI ja Ciebie :)
OdpowiedzUsuń