Różowy sen...


            Czasami jeszcze wierzę w sny. W te zwykłe najprościej. Są brązowe o zapachu ziemi i zbutwiałych liści choć wiem, że gdzieś w ponadprzestrzeni śni się potok z pachnącą wodą, a gałęzie drzew tworzą zielony tunel pełen cieni. Czasami sny są błękitne. Są dużo trudniejsze, ale i rzadkie, jak znalezienie szafiru albo topazu. Kiedy trę oczy, to czuję jeszcze we włosach wiatr i niedokończony lot w dłoniach między chmurnymi miastami nad ziemią. Ale i trafiają się też inne sny, z których budzę się rozbity. Siedem lat rannego rozbicia, siedem lat rannego nieszczęścia. Siedzę na łóżku i przeczesuję włosy z niedowierzaniem, dłonią niechętną wygarniając sny kłębiące się we włosach. Daremnie. Dopiero później blakną, by zostawić po sobie coś nieuchwytnego, o czym się nie wspomina na przyjęciu urodzinowym. Po prostu, zostaje uśmiech, który zamienia się w gorycz. Piołun. Potem sny o tym trudnym kolorze ustają. Migną trochę, by rozlać się w gadaninę, poplątanie, czasem znaki i symbole, których nie chce mi się rozplątywać. Znaczy się, że dorosłem. Bardzo dorosłem. Teraz mam tylko dorosłe sny. Dlatego zaskoczyły mnie. Sam siebie zaskoczyłem. Zaskoczyła głowa, którą karnie położyłem na ramieniu kładąc się do snu. Nie przypuszczałem, że róż wypełznie z niej intensywnością. To trudne, wiesz? Trudne, bo człowiek chce odpocząć, a musi zmierzyć się z czymś, na co nie ma wpływu. Tak, wiem, jest świadome śnienie. Potrzebne mi to było kiedyś, ale nie teraz. Więc zaskoczyło mnie, kiedy stałem przed drzwiami. Wiesz, takie drzwi, które nie są drzwiami ze sklejki. Nie mają szyby. Są drzwiami, czyli zrobione są z solidnego drewna, które wytrzymuje solidne trzaśnięcie, noszenie rannych  lub kochanie się na nich. Jest więc solidna klamka i dziurka od klucza. Stoję w ciemnym pomieszczeniu i przez tę dziurkę sączy się światło. Nie, wcale nie różowe. Po prostu światło, jakie daje ładna świeca. Ciepłe. Rozpływające się na skórze. Naciskam klamkę i uchylam drzwi. Widzę wyraźnie siebie z boku, jak wyciągam rękę i naciskam klamkę. Lubię w snach widzieć siebie, bo to znak, że jestem i nie ma mnie. Niby to ja i nie ja. Więc klamka zapadła, otwieram drzwi, które cichutko uchylają się, a szpara między futryną a nimi się powiększa. Bucha blask. Nie, złe słowo, wlewa się blask, a ja stoję w tych drzwiach i patrzę. Tylko patrzę. I mógłbym udawać, że nie wiem, o co chodzi, ale przecież wiem. To pokój. Nieduży. Taki, który mógłby służyć za pokój do ustawienia stolika, kilku krzeseł i jakiejś szafeczki. Nie ma stolika, są szyby w oknach rozmieszczonych w półokrąg. Wiesz, taki trochę amerykański, trochę wiktoriański. Taki, jak lubię. W końcu, to mój sen, prawda? Jest lustro ustawione naprzeciwko. Nie, nie, to nie lustro, a toaletka. Wiesz, taka stara, ładnie rzeźbiona, którą dziś nazwano by antykiem i nikt by jej nie chciał kupić z powodu ceny. Na toaletce stoją świece, które migocą, flakoniki, z różnobarwnego szkła, pudełka z pudrem i kilka innych drobnostek, których nie pamiętam. Jest też fotel. Taki wygodny, który zaprasza do siadania. Nie żadna idea Ikei, a porządne, gięte drzewo obite pluszem.  I dalej…dalej jest różowo. Po prostu różowo. Jest dłoń, która dotyka włosów w kolorze miodu. Są palce, smukłe palce, które zbierają zachłannie to złoto, by unieść je ponad szyją czyniąc nieporządny kok. Korci mnie, by zrobić zdjęcie, ale nie mam aparatu, więc tylko patrzę na nagą szyję i na włosy, które wymykają się. Ten gest, jest tym gestem, który wywołuje we mnie dreszcze. Możesz się śmiać, ale odwracam oczy ilekroć widzę, jak kobieta poprawia włosy. Kiedy spina je spinką, kiedy przewiązuje je gumką, czy czym ma pod ręką. Ten gest jest dla mnie kwintesencją kobiecości. Jest tak pojemny i tak prosty jednocześnie. Ale patrzę w lustro, które odbija postać. Ręce uniesione, podtrzymujące włosy czynią ją dynamiczną i statyczną. Zakrzepłą w ruchu. W trwaniu. Trwaj chwilo, jesteś piękna, a Bóg odpuści nam nasze winy, jako i my… Tak, widzę jej skórę, która nabiera od świec koloru złota. A może starego srebra? Bo są jeszcze cienie, które pełgają po skórze. Zazdroszczę tym cieniom, że mogą bezkarnie czołgać się po cieple ciała. Widzę piersi uniesione i sutki zapraszające moje dłonie. Chciałbym zrobić krok. Jeden krok. Albo bodaj dwa lub trzy, by pocałować szyję. Musnąć ją wargami i przytrzymać jej palce we włosach, by trwały tak jeszcze chwilę. A potem dłońmi sięgnąć do piersi, by poczuć ich ciężar i kształt. Nie mogę się ruszyć. Patrzę tylko w lustro, które wierne swej naturze odbija cud kobiecy. Patrzę więc na twarz, na wargi lekko rozchylone i na oczy badające swoją urodę. I wtedy udaje mi się pochwycić jej spojrzenie. Nie, nie, jest cisza. Nie ma krzyku i gwałtownego ruchu. Jest spojrzenie we mnie. Nie na mnie, a we mnie. Badające, ciepłe od blasku świec, rozumiejące. Jakby była to oczywistość, choć oczywistością nie jest. Nic nigdy nie jest oczywiste. Dlatego budzę się z obręczą wokół głowy i spoconym ciałem, a twarz mam bladą. Siedzę na łóżku patrząc przed siebie i w głowie mam pustkę. Próbuję przypomnieć sobie spojrzenie tych oczu, ale wymyka się mi raz po raz. To był tylko sen, różowy sen. Różowa pustka, która opadnie ze mnie za jakiś czas…



































 

Komentarze

  1. Wiesz, chyba jeszcze nie czytałam, żeby ktoś tak pięknie pisał o snach. O ich różnorodnych barwach, o zapachach i płynących z wnętrza odczuciach, zarówno lekkich i przyjemnych, jak i tych trudnych.
    I Twój różowy sen. Miękki, ciepły i zmysłowy... Magia w eterycznej postaci. I wiesz, chociaż wszystkie obrazy czarują pastelową poświatą, wystarczyłoby tutaj tylko to jedno zdjęcie, na którym delikatne kwiaty magnolii chłoną miękkie, ulotne światło wschodzącego słońca. Nic więcej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okiem malarki popatrzyłaś :)) To prawda, że jedno zdjęcie by wystarczyło. Ale skoro tyle znalazłem odcieni różu, to nie mogłem tylko jednego zdjęcia dać. Wtedy wpis musiałby mieć inny tytuł i byłby o czymś innym. Sam jestem ciekawy o czym. Dziękuję, że zwróciłaś uwagę na to, jak spostrzegam sny. Bardzo, bardzo Ci dziękuję :))
      Miłego po sąsiedzku :))

      Usuń
  2. Dojrzały sen, dojrzały smutek, tu nie ma rozpaczliwego cierpienia, tylko cicha akceptacja rezygnacji. Tak mi się ten tekst w głowie ułożył. Sen to taki moment, kiedy świadomość słodko śpi, ale to co głęboko w środku, w nas wypełza. Pojawiają się nasze tęsknoty, pragnienia, obawy, stracone nadzieje.
    Mam nadzieję, że ten sen się już w Panu ułożył, że już nie jest Pan rozbity.
    Mi się często śni, że nie mogę chodzić, nie mogę ustać na nogach, przewracam się.
    Tak mnie życie przygniata ;)

    Pięknie Pan pisze, z taką niemalże nabożną czcią o kobiecości. Mistycyzm niedostępny zwykłemu męskiemu śmiertelnikowi;)

    Dzisiaj chyba bardziej niż magnolie oczarowały mnie te puchate, różowe migdałowce. Będę je sadzić w ogrodzie. Z nadzieją, że pies je oszczędzi.

    Spokojnego wieczoru:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałbym krótko - tak, masz rację :)) Ale nie zrobię Ci tego :P
      Cicha rezygnacja - owszem. Owszem, bo chyba za mało we mnie zawsze było realisty, a za wiele marzyciela.
      Tak, sen się prześnił. Ułożył. Pewnie do następnego snu, ale co w nim będzie?
      Sama wiesz, jaka jest natura snu. Dawniej nazywany "małą śmiercią", ale i uważany za przepowiednię. Podczas gdy w większości to nasza podświadomość i uparci bibliotekarze w naszej głowie robią huczną imprezę z meblowaniem biblioteki. Ech...
      Dziękuję :)) Trochę się wstydzę teraz, ale spróbowałem nazwać to, co czuję. I wiesz, nie jestem pewien, czy mi się udało. Nawet chciałem przeczytać raz jeszcze, ale...nie, nie chcę. Wolę mieć to uczucie na końcówkach rzęs. Tyle mi wystarczy :)
      Migdałowce są mało kłopotliwe. Jasne, przymrozki potrafią swoje zrobić, ale to piękne drzewa i wdzięczne. I szybko rosną, więc nie trzeba czekać jak w przypadku magnolii :)) A każdy kwiatek cieszy i pięknie w słońcu wygląda.
      Dziękuję Ci raz jeszcze!

      Miłego dla Ciebie :))

      Usuń
    2. … ja tam nie wiem, może się nie znam, ale na boga „mała śmierć” to nie jest sen ;)))

      Usuń
    3. Ludzie nie wiedzą, co się dzieje, kiedy śpią. A zwłaszcza śpią i śnią. Niby jest jakaś świadomość, a jej nie ma. To w końcu człowiek jest, czy go nie ma? A może świat jest jednym wielkim snem? Szekspir pisał o życiu: "Sen wariata śniony nieprzytomnie" - coś w tym jest, bo chłop był świetnym obserwatorem. W każdym razie "mała śmierć" - to nie wymysł Naglika :)))

      Usuń
  3. To dziwne, ale śniłeś mi się dzisiaj... Mimo wielu lat bez kontaktu, nagle pojawiasz się w moim śnie gdzie kwitną piękne magnolie. Zaglądam tu, nie wiem czemu, a tu taki piękny tekst i takie piękne zdjęcia... Kocham róż i uwielbiam śnić. Pozdrawiam Eveline

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentarz mi się usunął, więc wklejam z maila - przepraszam.
      Hmm... Sny to diabelnie sprytne twory. Niby nic nie znaczą, a tu - proszę! Nie dość, ze magnolie, to jeszcze i o snach różowych mowa :))
      Dziękuję, ze chwalisz - ogromnie miło mi się zrobiło. Dziękuję Ci za dobre słowa i za kontakt. Nie wiem, ile to lat, ale wnioskuję, że chyba trochę ich minęło. Tym bardziej dziękuję Ci za komentarz. I oczywiście bardzo, bardzo serdecznie Cię pozdrawiam :))

      Usuń
  4. Ależ to cudne Witku. Sama nie wiem, co piękniejsze zdjęcia czy opowieść o snach i ich kolorach. Ja rzadko pamiętam swoje sny, choć wiem, że są. Otwieram oczy i zapominam, a niektóre chciałabym umieć opowiedzieć. Twoje mają zapach, kolor, a opis różowego jest eteryczny, przepełniony liryzmem, tęsknotą. Czuły. Czyta się naprawdę pysznie.
    Jak to dobrze, że są fotografie, bo w tym roku magnolie mnie całkiem ominęły. Widziałam puchate pąki, a za dzień, dwa przyszedł mróz i już nie rozwinęły się różowe piękności. Co poniektóre pokazały tylko pożółkłe płatki. Zdjęcia Witku są tak bardzo „Twoje”. Bardzo piękne. Cieszę się niezmiennie, że są, że jesteś.
    Pozdrawiam z daleka. U mnie nadal pada.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty