Tibi et igni


Piekło wzięło się z prostej kontaminacji. Jak to bywało dawniej, za miastem wysypywano śmieci. Aby nie gniły, nie przyciągały dzikich stworzeń, które rozniosą choroby, śmieci palono. Unosił się przeto dym tłusty i czarny pod samo niebo, czasem pełgając po ziemi. Śmieci nie wysypywano na stos, ale wrzucano do otchłani - miejsce po starej kopalni. Wiecznie płonął ogień to podsycany, to tylko tlący się w odpadach. Wyrzucano tam również złoczyńców, którzy na lepszy pochówek nie zasługiwali. Miejsce to nazywano Szeol. Piekło, to nie tylko prosta kontaminacja, to cały zasób wiary, która próbuje usystematyzować świat. A więc jest piekło podziemne, znane z różnego rodzaju mitologii ( w końcu trzeba gdzieś wyrzucać śmieci), jest również piekło w nas samych. Och, znowu poetycko zabrzmiało, ale poetyckie nie jest. Zaczyna się od małej iskry, która sobie trwa w uśpieniu drążąc myśli. Im dalej w noc, tym iskra ogromnieje, zajmuje się płomieniem, by w końcu nad ranem się wypalić. Piekło nienawiści, piekło przeczuć, piekło miłości - kręcimy się w tym,  jak kot w beczce. A przecież ogień jest symbolem męskim, wiecznym ruchem i odmianą. Słońce jest przecież ogniem, na jego cześć palono ogniska w okolicach 23 czerwca, na jego cześć kręcąc zapaloną żagwią na sznurze, malowano w powietrzu ogniste kręgi. A kręgów piekielnych jest dziewięć - podobno szczęśliwa liczba...

Komentarze

Popularne posty