Jaśmin.

   
   To nie tak miało wyglądać. Nie tak miało być. Bo sam powiedz, czy istnieje jakaś przyczyna? Jakiś powód, być może nawet ukryty? Patrzę na tę swoją błazeńską twarz w lustrze i gadam sam do siebie. Dialogi wychodzą mi coraz lepiej. Jak mają nie wychodzić, kiedy rozumiem się doskonale. Jak mam nie być dla siebie rozmówcą, kiedy zgadzam się z sobą w każdym punkcie. Krem na twarzy zasycha, a ja podważam doktrynę kompetencji. Jeden policzek, a ja mrużę oczy wyjątkowo ironicznie, co w pewnych kręgach uznawane jest za warte ścięcia. Golenie drugiego policzka upływa już w milczeniu, bo zagalopowałem się w rejony intymnych rozważań i strach pomyśleć, jak głęboko może sięgnąć ostrze mojej logiki. Potem już milczę, bo cóż tu jest do powiedzenia... Psychologowie określiliby ten stan, jako okresowy spadek atrakcyjności, albo permanentny niski poziom samooceny. Ja nie muszę nic nazywać, nie muszę nadawać moim demonom nazw. Wystarczy mi lustro, odrobina ironii i krążący w ciele legion demonów bez imion.

   Znalazłem dzisiaj kwitnący krzew jaśminu. Kruche gałązki i białe kwiaty. Pachniał mocno, przyzywał, wabił. Brakowało tylko księżyca w tle i nocnego spaceru, żeby zrobiło się wściekle marzycielsko. Mokre kwiaty jaśminu pachną słodko i wszechogarniająco. I taki miał być ten wpis. Delikatny, mgielny, jaśminowy. Taki miał być tekst, który zamieniony na cierpliwe zera i jedynki dotarłby do czyichś oczu. Ale nie będzie. Może innym razem, może w innym miejscu i innym czasie. Może nie będzie go wcale, jak wiele rzeczy w życiu zamieni się w żal, a potem w nieokreślone uczucie niespełnienia by sczeznąć pod naporem czasu. Tak jak i ten blog, który nie spełnia swojej roli.  Bo kto chce czytać, kto chce jednym słowem wyrazić swą myśl ? Przecież wygodniej...
   Więc co pozostaje? Zostaje tylko ostrze myśli skierowane na samego siebie i mokra gałązka jaśminu z wódką pitą pod zamglony nów; leniwy dym z papierosa...

Komentarze

  1. Nic nie miało tak wyglądać. Wszystko miało potoczyć się inaczej. W głowie. Życie jest złośliwe i przystawia nam te ostrza myśli do gardła. A jak się wkurzy, z jakiegoś powodu, czy nawet bez niego, to rohatyną dźga i się mści za nie wiadomo co.
    A demony warto nazywać. Po to chociażby, żeby wiedzieć, na kogo zwymyślać i ulżyć sobie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty