Zmęczeni czarodzieje.


  
   Obie ręce bezradnie oparł o umywalkę i niechętnie popatrzył w lustro. Nie lubił luster. Nie lubił siebie w lustrach. Westchnąwszy ciężko, niedbałym ruchem ręki zniweczył iluzję, by móc przyjrzeć się sobie. Iluzja rozpływała się jak wosk ukazując znajomą twarz. Mógł teraz policzyć swoje zmarszczki, przyjrzeć się zmęczonym oczom, ominąć z rezerwą siwe włosy na skroniach. Mógł popatrzeć na swoje usta, teraz już nie w wiecznym śmiechu, ani półuśmieszku. Mógł zgasić wreszcie tę iskrę w oczach, która zapalał, by inni czuli pociechę. Mógł teraz popatrzeć sobie w oczy, które wydały mu się puste,  a cień rysujący się pod nimi za mało interesujący. Poprzestawiał kilka przedmiotów, które leżały w nieporządku i rzuciwszy sobie w lustrze przelotne spojrzenie wyszedł. Nie miał ochoty oglądać swoich nocnych zmarszczek, nie miał już siły oglądać swojej twarzy, która czas orał sekunda za sekundą. Wszedł do pokoju i ogarnął wszystko wzrokiem. Nic się nie zmieniło. Stosy książek leżały w nieładzie, papiery zaścielały stół, porzucona praca krzyczała z głębi kątów.
- Chcesz wina? - rozległ się gdzieś spod okna głos.
Nie wiedział, czy się uprzejmie zdziwić, czy z niechęcią machnąć ręką, czy udawać wystraszonego. Iluzji nie było. Nie było tej pięknej maski, którą pracowicie, dzień po dniu lepił. Więc zobaczy go takim, jakim jest. Z włosami przyprószonymi, z twarzą rozoraną, z oczami pustymi na przestrzał.
Było mu to już obojętne. Zamiast strachu rozparła się w nim niechęć. Niechęć do rozmowy, niechęć do patrzenia w oczy, niechęć do ruchu ust i do jej palców, do których miał słabość. Nawet jej profil nie cieszył, nawet łagodna krągłość szyi, szczyty piersi schowane pod materiałem...
- Jeśli białe i słodkie, to możesz mi nalać kroplę odrzekł, siadając w ulubionym fotelu. Chciał zamknąć oczy, chciał nie wiedzieć i nie rozumieć. Chciał spokoju.
- Takim cię wolę, wiesz? - jej głos dochodził z głębi zielonych fal. Tak myślałam że wyglądasz, tak chciałam, żebyś wyglądał. I oto jesteś. Nie możesz opowiedzieć zabawnej dykteryjki, nie możesz spojrzeć na mnie swoimi mądrymi oczami - teraz już nie mówiła, teraz szeptała.
- I wiesz co? Wcale nie żałuję ciebie, ani twojego zmęczenia, nie żałuję tego czekania, aż wreszcie zniweczysz tę maskę, którą masz dla innych. Bo ja nie jestem "inni"...
Szeptała ciągle, a z niego opadały powoli te wszystkie chwile, które przeżył wbrew sobie, te wszystkie słowa, które mówił z wewnętrznym oporem, te gesty, które czynił niewiedzieć po co i dla kogo. A noc czerniła okna...


Komentarze

  1. Piękne zdjęcia i te cichutkie szepty..
    I ja mam ochotę na wino (:

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. Twój wpis, to największa pochwała. To co, pijemy? (; Pozdrawiam bardzo serdecznie WN.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy post. Nie mam nic do napisania ;)
    Po prostu nic dodać, nic ująć - ideał :).
    JK.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty