Trzy klucze


- Dawno Cię nie było, wiesz?
- Wiem. Nie chciałem przychodzić.
- Dlaczego?
Nie wiem co odpowiedzieć, jakieś zdania krążą po głowie, bzdurne tłumaczenia, strzępki zasłyszanych dialogów z filmów, resztki zdań odnalezionych w książkach. A prawda jest jedna. Nie chciałem. Zbyt ostre słowo, krzywe spojrzenie, niepoprawna myśl...Dlatego milczę, choć nie jest to cisza przyjazna, miękka, jak milczenie w ciemnym pokoju, gdzie na straży przyzwoitości płonie świeczka.
- Rozumiem... - mówi, choć wiem, że nie rozumie, chce przełamać tę ciszę, która wbija się w rozmowę, jak sopel lodu.
- Wiesz... zaczynam i czuję, jak patrzy na mnie badawczo, - to trudne. Zapomniałem, po co jestem. Zapomniałem jak wygląda świat zza zamknięcia. Zapomniałem, że istnieje słońce, deszcz i mgła. Odgrodziłem się od tego świata zimnym światłem świetlówek, poświatą monitora, szczelnym kokonem złudnych rozmów.
- Hej - mówi. A potem widzę, że splata palce nerwowo, brakuje jej słów. Siedzimy na trawie. Tak zielonej, jak może być tylko w wyobraźni. Siedzimy pod niebem, po którym toczą się chmury. Pachnie. Ziemią, kwiatami, czystym powietrzem. Z oddali dochodzą niechętnie dźwięki dalekiego miasta, które przypominają, że kiedyś trzeba wrócić.
-Hej, powtarza i widzę, że zaczynają jej drgać plecy. Odwraca głowę, bym nie widział, jak płacze. A może się śmieje - nigdy nie wiem. Dotykam jej ręki. Małej, zbyt małej. Zanurzam swoje palce w jej włosy, obejmuję plecy. Czuję, jak dwa światy, dwie galaktyki powoli ciążą ku sobie nieznanymi siłami. Zderzają się, przenikają. Kładzie mi głowę na kolanach. Z tej perspektywy wygląda bezbronnie.
- Wiesz, mówię - wiesz, zgubiłem klucze. Jeden otwierał starą, zapomnianą furtkę do starego ogrodu tam, gdzie króluje zielony przestwór i gdzie rośnie stary bez, kwitnie jaśmin, a gałęzie grusz i jabłoni splatają się ze sobą. Drugi był jak głęboki oddech, kiedy rankiem wychodziłem popatrzyć na odchodzącą noc i różowe od wschodu chmury. Trzeci...
- Cicho - mówi i wiem, ze nie żartuje. Cicho, przecież właśnie je znalazłeś. Pod tym niebem wśród tej zieloności. Zamyka oczy, a usta układają się jej w dobrze znany kształt ni to serca, ni to uśmiechu. Wiatr kołysze drzewami. Znów szumi zielony przestwór. Zapomniałem, jaki szum wydają liście drzew. Wyciągnąłem twarz do słońca i zmrużyłem oczy. Niebo było błękitne, jak sen pijanego malarza, a ja nie chciałem wracać... 

 

Komentarze

Popularne posty