Miejsce bezludne

 
      Staram się uciec. Te słowa powtarzałem przez ostatnie kilka miesięcy. Powtarzałem je przed snem jak modlitwę, a dźwięczały mi w głowie jak żałobne młynki mnicha z Tybetu. I oto dostałem kilka minut, godzin na styku nocy i dnia. Tylko dla mnie. Moje miejsce bezludne. Nieodkryty i odkryty ląd. Magiczny i zwyczajny. Jak kto woli. Dla upartych mamusiek z ciałem wystawionym na próbę słońca i spalonych na wiór, i tatuśków z piwem od dziesiątej rano - bo gorąco. Z dziećmi, które po dziecięcemu próbowały odnaleźć swoją planetę kopiąc doły, zbierając kamienie i wrzeszcząc - bo może ktoś zasnął - mój ląd stawał się zwyczajny. Tyle było w nim magii, co w dziurawej prezerwatywie. Nie inaczej było z  nocnymi wrzaskami na plaży, kiedy pryszczaty chudzielec trzymając jedną ręką piwo, starał się drugą wsadzić w majtki dziewczynie, która trzymała komórkę. Niewątpliwie magii brakło. Nie brakowało piwa, czasami wódki. Chociaż piwo, będące demokratycznym napojem było bardziej w tonie. I telefony. Ludzie, jak roje świetlików krążyli po plaży nocą rozjarzając co chwilę ekrany swoich telefonów i co chwilę wywołując wybuch flesza, jak wybuch orgazmu w nagrodę dla odwagi i śmiałości spaceru po plaży. 
      Miejsce bezludne stawało się powoli. Najpierw cichł wrzask i stukot butelek, potem migotania flashów stawały się coraz rzadsze, by plażę wypełnił tylko szum. Spokój przedwiecznego miejsca sączył się leniwie, a człowiek był zaledwie wspomnieniem. Zamki z piasku znikały pod czułym dotknięciem wody, waliły się mury obronne i znikały napisy. Kiedy szary świt nadchodził, stałem sam nad brzegiem morza gotowy odbyć swą wędrówkę, swoje oczyszczenie. Słońce gramoliło się z trudem, choć nieustępliwie rozganiając chmury. Mewy i wędrowne gołębie krążyły świadome, że jeszcze kilka godzin i zjawi się naoliwiona tłuszcza gotowa zająć ich miejsce nad brzegiem. W biegu, bliżej morza, bardziej hałaśliwie, egoistycznie. Parawanem ogradzając swój teren. Na razie nic mnie to nie obchodziło. Szedłem w milczeniu za przewodnika mając brzeg morza. Milczałem milczeniem błogosławionym, czasem szept rzucałem na wiatr. I działa się magia. Bo rzeczy zwykł, jak wschód słońca, mogą być magiczne. Mimo, że powtarzalne, mimo że zwykłe, nie zwracające uwagi mają w sobie magię. Wystarczy cisza, wystarczy kręta droga. Wystarczy milczenie. Tak, milczenie - ostatnie miejsce bezludne...

Komentarze

  1. By zobaczyć magię świata trzeba widzieć, a nie tylko patrzeć. A że prostactwo zasłania widok... Wystarczy zaczekać, aż się rozlezie. Lub spojrzeć w inną stronę.
    Mam nadzieję, że wróciłeś wypoczęty. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak. Wypocząłem :) Widomy znak, że zamierzam reaktywować to miejsce, bo się diabelnie opuściłem. A że nie jest tak popularne jak FB... Trudno, jakoś przeżyję bez lajków ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty