Boże dmuchawce....
Przemija era bloga. Szybciej, szybciej, najszybciej. Dosiąść światło i gnać przed siebie. Tyle, że nie odkrywać.. Temat na inny czas i inne miejsce. Temat w sam raz na picie wódki pod chmurkę, jakby Stachura powiedział.
Ech..gałązko jabłoni... Brakuje mi jego mądrych oczu. Bardzo mądrych. Nie wiem nawet kiedy nauczył się tak patrzeć. Ze zrozumieniem, pobłażliwością. Z filozoficznym uśmiechem. I milczeniem. Psim. Wiernym psim milczeniem. Jak zresztą powiedzieć o nim, że był psem, skoro nim nie był? Był przyjacielem. Tym, który wysłucha, który zrozumie, który pocieszy. Przyjdzie, połozy głowę na kolanie i zerknie badawczo w górę, by sprawdzić, czy już jest w porządku.
Odszedł mój przyjaciel ścieżką, którą znalazł swoim czarnym, zimnym nosem. A może węszył w powietrzu przymykając oczy i kamieniejąc? Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Nie wiem, czy była to ścieżka, czy kręta dróżka między kępami trawy znaczona innymi, widmowymi śladami. I gdzie ta ścieżka prowadzi. My mamy Elizja, pola zapomnienia, cudowne Avalony, nieba i piekła. A w co wierzyć ma pies? A może mamy wierzyć za niego? Znów tego nie wiem.
Szedłem łąką prowadząc rower. Było ciepło. Uciekłem. Zostawiłem wszystko za sobą. Mam powód myślałem. Chcę tego - szeptałem. I kiedy opadło ze mnie już wszystko, całe zniecierpliwienie i słowa, stosy słów i wreszcie mogłem nazwać swoje myśli, zobaczyłem dmuchawiec, jak to na łące. Gdzieś opodal w lesie zaczęła kukać kukułka, gdzieś skowronek próbował zagadać wesoło do słońca. Na niebie był tylko błękit wysoki i daleki. Taki, który sprawia, ze chce się położyć w świeżej, jeszcze mokrej trawie. Zawiał wiatr niosąc ciepło łąki i jej zapach. Dmuchawiec, ta doskonała kula pożeglował. A ja leżałem patrząc, jak wiatr porywa jego części. I wtedy przypomniałem sobie, jak właśnie tu położyliśmy się zmęczeni. On z patykiem, ja z zadrą w sercu. Ja z ręką na jego głowie, on z zamkniętymi oczami, ale uszami czujnie nasłuchującymi.
Rozpyli nas ten sam wiatr. Uniesie każdą cząstkę w inna stronę. Takie dwa boże dmuchawce na wietrze...
Cieszę się z Twojego powrotu i oczywiście tego polotu pisarskiego ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję. A polot...Zardzewiałem :P
OdpowiedzUsuńWitam i bardzo się cieszę z powrotu ,myślałam że to już naprawdę koniec pozdrawiam
OdpowiedzUsuń....Niestety całe nasze życie jest ulotne jak te muchawce ....trzeba cieszyć się trwającą chwilą
OdpowiedzUsuń