Morza brzeg..
Kiedy stanąłem wśród tłumu, to analogia plaży mignęła mi w tyle głowy. Tłum szalał w kolejkach po śliwki i pomidory. Pachniało porem, cebulą i pleśnią od ziemniaków. Krwią i mięsem. A rozradowany tłum wydzierał sobie z rąk te dobra oszukując na wadze, przepychając się w kolejkach. Przelewał się przez chodniki, zalewał każdy skrawek. Nie przywykłem - starałem się sobie wytłumaczyć, ale nic nie pomagało. Wszedłem w ludzkie fale myśląc, że mnie zadławią, że utonę, zszarzeję, zblaknę pośród nich. Uciekłem. W nocne krążenie po mieście, kiedy ulice lśnią jak fale morza od deszczu i neonów, w spokój nocy i warkot silnika. Uciekłem w miejsce, które kłania się niebu złotymi polami teraz już pustymi. Łąkami i lasem na horyzoncie. Zawiał wiatr i zdziczałe łąki zafalowały w odpowiedzi, a ja chciałem trzymać Cię za rękę i znów mieć szare oczy, w których mieszka ciepło i uśmiech. Prosta historia, jak wędrówka brzegiem morza, do której się dojrzewa.
Cały czas mnie zastanawia ta "magia" tłumu. Wielu bez niego nie może żyć..
OdpowiedzUsuńChęć schowania się? Bycie anonimowym? Strach przed własnymi myślami? Brak tożsamości? Brzmi fatalnie, ale tak to chyba wygląda.. :)
OdpowiedzUsuń