Kamienie.



      Nie mam czasu, jestem kamieniem. Nie wypowiem ani jednego słowa, bo usta pękną mi od słów. Tym zajmują się ludzie. Ja jestem, bo jestem. Cały kamienny powołany przez proces geologiczny i pracę kamieniarza. Jego pot, łzy i cierpliwą pracę dłuta. Przez deszcz i wiatr. Stoję, bo tak świat jest urządzony - ja zajmuję się trwaniem i robię to naprawdę dobrze. Nie to, co ludzie. A jest ich wielu. Przychodzą z żalem, z udawanym smutkiem, z miłością, skrywanym sercem tak miękkim i ciepłym. A ja jestem kamieniem.  Nie muszę czuć, nie muszę widzieć i słyszeć. Nie muszę kochać nienawidzić, nie boli mnie stukot w piersi. Jestem doskonały, wiesz? Czasem, kiedy samotne świeczki zostawione w głębokiej nocy zaczynają tylko pełgać, przylatują anioły. Siadają na nagrobkach i wcale nie płaczą. Ich oczy odbijają światło odległych galaktyk, a oddech wcale nie przypomina waszego - ludzkiego. Jest zimny, by nie mogły kochać. Jest cichy, by nie móc kusić i czule ocierać się o szyję. Skąd wiem? Wiem, ludzie na cmentarzu nie szukają tylko spełnienia swojego żalu. Nie karmią tej ziemi tylko zmarłymi. Czasem szukają miłości. Wiem, banał, ale przecież tak już jesteście zrobieni, by kochać i umierać. Martwić się, umierać w każdej sekundzie rozstania, większego żalu. Tacy jesteście. A ja stoję. Po prostu jestem kamieniem. Nie, nie mam czasu, żeby ręce nakarmić dotykiem. Nie czuję przecież, więc wasz osławiony dotyk na nic mi się nie przyda. Nie potrzebuję ciepła skóry. Nie potrzebuję ust z wrażliwymi wargami. Nie potrzebuję opuszków palców, którymi mógłbym odczytać nastrój. Nie, ja jestem kamieniem. Stukot we mnie zamarł krystaliczny. Idź już człowieku.


Komentarze

Popularne posty