Magiczna jabłoń

 

            Migoczesz mi w słońcu. Światłocieniem, rozmazaniem, smugą jasną roześmianą. Kryjesz się między gałęziami. Widzę białą koszulę, różową bieliznę, bose stopy, kiedy siedzisz na gałęzi i ze śmiechem kiwasz bosymi nogami. Pachnie wiatrem, deszczem i słońcem, a ja mam ochotę rysować na Twoich plecach spirale, które kiedyś, ludzie rzeźbili w drzewie, kamieniu, czy rysowali błękitem na skale. Dla bogów. Dla upamiętnienia. Dlatego, że zobaczyli siłę, której nie rozumieli.
Migoczesz mi między liśćmi. Wyciągam dłoń i łapię smugę światła, która przelewa m się przez palce. Witrażowo, różowo i jabłonnie. Pachnie posuwiście, słodko. Tym zapachem, który nieodmiennie kojarzy się z wolnością, wieczornym szeptem i błękitem. Wyciągam dłoń i dotykam kory. Nie wiem, ile lat ma ta jabłoń. Na pewno jest stara i rozłożysta. Krzywa i zdziczała. Łapię Cię za rękę.Blisko. Bardzo blisko. Czuję niecierpliwe usta, ciepło. Otwieram oczy. Usta mam spierzchnięte jak od biegu. Roztętnione krwią i pragnieniem. Ukradkiem zdejmuję płatek jabłoni, który się do nich przylepił. Na szczęście. Na zapomnienie. Na wiatr...




Komentarze

Popularne posty