Jako w niebie tak i na ziemi...



    

       Liściasty szept zaczyna się z drzew rodzić. Ptaki nawołują się o porze, kiedy uczciwie pracujący grzesznik śpi jeszcze. A ja, głupiec, który zna to przecież doskonale, stoję na środku łąki, jakbym nie widział tego jeszcze. Tak długo czekałem wiedząc, że przecież w końcu buchnie zielony ogrom i zaszumi mi nad głową. Zakołuje słońce złotym kręgiem wróżąc tęcze, burze i żar. Koło się obróciło i znów zaczyna się toczyć. A ja stoję tu w podziwie dla tego ogromu, tego mechanizmu, który wprawiony w ruch działa. Milczę. Gdzieś tam w głowie kołują mi myśli swobodne, jak wędrowne sokoły, ale nie, nie chcę. Podświadomie czekam na Twoje słowa, które pasowałyby do tej chwili. Do każdej chwili. Do każdego czasu. Ale teraz, kiedy słońce ledwo liże ziemię wystygłą budząc rosę, byłyby dobre. Doskonałe. Mam złoto w oczach i zieleń. Na co czekasz? A może chcesz, żebym zniknął? Rozpuścił się w tym miejscu, wtopił w zieleń, wsiąkł w trawę? Tak, to też potrafię. Wystygłem, ale opieram jeszcze dłoń o korę drzewa. Czuję chropowatość, ale wiem, że pod korą krążą soki. Milczące, utajone życie. Odwracam się. Patrzę w niebo i widzę ptaki. Na tle błękitu ich smukłe sylwetki wyglądają jak delfiny. Nie chcę stąd odchodzić, choć są miejsca, gdzie usiądę, napiję się wody, przymknę oczy. Ale ta chwila, która jeszcze trwa, jest jedyna. Zostawia w czasie kręgi, jak kamień rzucony w głąb jeziora. Biorę powietrze głęboko w płuca, napinam mięśnie i puszczam w ruch ciało. Koło musi się toczyć. W milczeniu.    


Komentarze

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty