Kładły się przeto mgły nad ziemią próbując ją otulić jeszcze, ale już mróz cichym oddechem warzył liście, by spadały jako ten deszcz szepczący. Jeszcze się okna kroplami zasnuły, a ciemność delikatną dłonią nakrywała i las i pola i domy. Czas snu nadszedł. Odpoczynek wszelki nastał ciszę w sercach sprowadzając, i w głowy człowiecze siejąc myśli senne. Koło życia zatacza krąg, z drzewa sypią się liście. Gałęzie wyciągają w górę ramiona do zamierającego czasu. A ten płynie wolniej, ospalej, cierpliwiej, niby rzeka głęboka, niby chmur podniebne miasta. Zdawać by się mogło, że człek zapali świeczkę, włączy muzykę i zapatrzy się w siebie i w ogień. Myśli, jako te dni przepływają cieniem, dotknięte szarością. Zdało by się zapaść w ulubiony fotel i przymknąć powieki...
Zdarzyło się to w deszczu nie padającym, a wiszącym u bram nieba wędrującego. Smutek wielki mnie ogarnął nie z ziemi, utraty zieleni czy słońca braku. Pomyślałem o dniach, które minęły. Pomyślałem o słowach wypowiedzianych. O szepcie w poduszkę i płaczu, by nikt nie widział. O zmęczeniu ponad miarę i zdjęciach w taką pogodę. I coś się skończyło, odeszło, pękło. Wracałem pusty, jak orzech zwietrzały, spokojny i blady. A teraz śnieg pada. Nie szumi jak deszcz, nie szepcze, jak liście. Jest cichy, zimny. To przecież czas wielkiego snu. Otulenia samym sobą, zagrzebania się w swoim wnętrzu. Czas czytania listów znalezionych w butelce, czas świeczki i fortepianu z głośników. I kropli wina albo krwi. Jak kto woli...
A tak ogólnie.. piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńNiech wyjrzy słońce :)
Oby wyszło! Wtedy znów będą zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Słodzisz... Lekceważyłbym tych, którzy tu wchodzą niedbalstwem, ignorancją i co tam jeszcze jest. Lekceważyłbym siebie. Trzeba się starać :)
OdpowiedzUsuńZatem podwójnie dziękuję :)
OdpowiedzUsuń