Deep..



- Chwycisz mnie za rękę? Jest mgła, jest ciemno. Ostatnie latarnie ktoś zdmuchnął westchnieniem...
Zatrzymałem się. Zawsze się zatrzymuję. Nie wiem czemu. Przecież nikogo nie ma.
-Nieprawda! Ja jestem, ja, ja, ja! Cisza, która za Tobą stąpa, szept nocny, kiedy księżyc pije wodę w stawie. Przecież mnie znasz.
- Tak, znam Cię. Ty wyczekany i niechciany gościu. Wleczesz się za mną, odgradzasz od świata. Ty genialny budowniczy murów i zardzewiałych bram. Ty, Ty niepojęta...
-O, jak ładnie o mnie mówisz...Dawno nikt tak do mnie nie mówił. A teraz daj rękę. Chcę się ogrzać. Chcę twojego ciepła. Twoich łagodnych słów, przyjaznego uśmiechu. Chcę ciebie dla siebie. Przecież nie potrzebujesz nikogo, prawda? Tam gdzie idziesz, idzie się samemu. Po to właśnie, żeby samemu być. I gdzie masz swoją gwiazdę, której uśmiech zapalał ci oczy? Odeszła, jak odchodzi wszystko. Jak odchodzi słońce i jak odchodzi kapryśny księżyc. Chodź już, zmarzłam.
- Pozwól chociaż, że wezmę swój amulet. Wiesz, stare pudełko z kartkami papieru. Słowa, słowa. Chyba Ci to nie przeszkadza?
- O nie! Nie możesz niczego wziąć. To wbrew regułom. Wiesz, muszę cię obrać, jak pomarańczę. Wszystkie uśmiechy, dobre myśli, ładne wspomnienia, obrazy, wszystkie gesty i sny musisz mi oddać. Spójrz, przecież i tak te słowa przebrzmiały. Są jak muszle z morza, które zapamiętały melodię wody, choć są od dawna suche. Powtarzają coś, co minęło. Na co ci one. Innych słów nie usłyszysz.
- Zabierzesz mnie w mgłę i co dalej? Co zamierzasz? jeśli się odchodzi, to dobrze coś zostawić. Sama rozumiesz, tyle miejsc, tyle ludzi, którzy zostawili w człowieku ślad. Ręce, które dotykały tylu przedmiotów...
Patrzyłem na nią i zaczynała mi się podobać. Jej zdecydowanie, bezapelacyjny plan, włosy długie, oczy o kuszącym kształcie, a reszta...taka, jak powinna być. Nieśmiałość, która miała mnie ośmielić i początkowe zagubienie pomagały. Napiłbym się z nią wina, puścił muzykę. Tak, zapalił chybotliwy płomyk świecy, żeby cienie zaczęły tańczyć.
- Och kochany, nie możesz, naprawdę nie możesz. Wiesz, muszę Cię ogarnąć. Pochłonąć. Musisz się stać istotą doskonałą. Musisz być tylko mój. Przecież chcesz tego
Tak, to prawda, chciałem. Czułem w sobie zmęczenie. Warstwy spraw, jak warstwy ziemi nakładały się na siebie, przenikały, skręcały. Przytłaczały. Nikt nie pytał, nikogo nie interesowało, a jeśli usłyszałem pytanie, to z lekkim zniecierpliwieniem. Przeszkadzałem.
- Powiedz mi piękna, czy można wrócić?
- Cha, cha, cha, cha!
- Powiedz, proszę...
- Tak, można wrócić. Ale pamiętaj, że powrót zmienia. Każdy powrót zmienia. Będziesz zimny jak zimowy świt. Będziesz patrzył i nie widział. Będziesz niszczył wszystkie słowa, które się będą od ciebie odbijać. Będziesz w końcu musiał pozbierać kawałki szkła, w które zmieni się twój świat. Albo je podeptać. To boli. Ale przecież powroty bolą. Jeśli ktoś czeka. To jak, idziemy?
Stałem na drodze. Była mgła. Latarnie ktoś zdmuchnął westchnieniem. W głowie czułem pustkę. Cisza wypełniała mnie milczeniem. Błogosławionym znakiem tajnego alfabetu. Odwróciłem się i zrobiłem krok.......

Do zdjęć wykorzystałem nakładkę DIY w kształcie gwiazdy. Taki sobie eksperyment.

Komentarze

  1. Tak ciężko być z kimś i równie trudno znosić samotność. Może warto być w połowie drogi?

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, znów masz rację. Kompromis. Tylko czasem to takie trudne - zatrzymanie się i wyznaczenie "połowy drogi".

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty