Szkło...



     Wiesz, tutaj naprawdę jest cicho. Czasem czekam na wiadomości, ale nic nie dochodzi. Więc chyba tak ma być. Stoję przed szybą i patrzę jak mijają dnie i noce. Ale jest to bez znaczenia. Czas przestał płynąć. Jest gdzieś za mną, już nie we mnie. Nie otacza mnie, nie opływa. Przeszkadzałoby to, gdyby cokolwiek jeszcze miałoby. Ale nie przeszkadza. Nie przeszkadzają szklane ściany i podłoga i sufit. Przecież i tak zawsze miałem żywą wyobraźnię, więc nawykłem do widoków. Niepokoił mnie stukot w piersi. Gnał jak szalony, czułem krew buzującą adrenaliną, te ukłucia w dłoniach i skrzywienie ust. Nagły zawrót w głowie. A potem wszystko zwolniło. Stukot ucichł, zamienił się w dzwonienie. Szklane. I wiesz, wszystko tu jest szklane. Z przydymionego szkła. Mgielnego. Takie nierzeczywiste, ale nie przeszkadza, bo kiedy wyciągam dłoń, to chwytam mgłę. Okruchy atomów, które i tak są pustką. Najczęściej siedzę zwrócony w stronę okna. Patrzę jak mijają mnie ludzie, jadą samochody, pada deszcz. Uczę się patrzeć. Milczę, bo przecież słowa nie mają znaczenia. Już nie mają. Może gdzieś tam, za szybą, ale nie tu. Czasami chodzę po pokoju. Nie, nie brakuje mi lasu i łąk. Zrozumiałem, że nie trzeba tęsknić. Nie trzeba stawiać muru, nie trzeba pragnąć. Nawet nie trzeba pamiętać. I śmieszna sprawa, bo zimno mi było. Mnie, który zawsze płonął, przeszedł dreszcz. Ale to minęło. Stałem się zimny. Lubię to. Zaczęło się od nóg. Przestałem je czuć. Potem ręce i reszta. Na końcu głowa, ale ją też ogarnął chłód. Nie, nie zmieniłem się. Są lustra i widzę siebie. Na początku stroiłem miny, ale potem przestałem. Patrzę na swoją twarz, nie jest smutna, nie jest wesoła, gniewna, rozbawiona, zamyślona. Jest pusta. Kto teraz odczyta moje myśli, no kto? Niech się znajdzie odważny, proszę. Chociaż...jest mi to obojętne. To odkrywcze uczucie. Obojętność. Omijanie raf pytań. Nie pragnąć czegokolwiek. Gdyby zdarzyło mi się to wcześniej, to nazwałbym się szczęśliwym. Ale teraz jest mi to obojętne. Jak wszystko. Hej, nawet sny mam obojętne i mgielne. Twarze zacierają się lustrzaną mgłą oddechu. Ale to w sumie obojętne...

Komentarze

  1. Jest moment w życiu kiedy zdajemy sobie sprawę że wszystko jest iluzją niczym toksyczną śliną. Ale najważniejsze pytanie czy to wrzeszczenie Pania o pomoc czy godzenie się z własną nicością w świecie w którym jak i Pan czy ja dawno już nie powinniśmy żyć. Może już dawno umarliśmy ?

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurczę...Musiałem sobie dać czas, żeby zrozumieć intencję wpisu, za który bardzo dziękuję. Może napiszę tak: Nie "wrzeszczę", bo nie ma powodu. Próbuję tylko klasycznej wiwisekcji, trochę fikcji i ubrania tego w zgrabne słowa. Chciałem pokazać pewien proces w człowieku, jego odchodzenie od świata, a właściwie (precyzyjnie) zobojętnienie wywołane przez ignorancję, brak zainteresowania, wykluczenie. Czy na swoim przykładzie? Nie, nie odpowiem. Ale znam ten proces, więc staram się go opisać. Jeszcze raz dziękuję za wpis. PS. Bardzo ładne fotografie na profilu - podziwiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja również...Ale czasem po prostu trzeba...

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm...grupa wsparcia? Zapewne masz rację, ale ten pierwszy czas, to pierwsze uderzenie trzeba przeżyć samemu. Jak inaczej doceniło by się powroty i kontakty z innymi ludźmi? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ile by ich nie było...to trzeba dalej...być. Po prostu być. Czemu? Bo warto. Choćby dla siebie. Żeby coś jeszcze zobaczyć, coś przeżyć. Ja wiem. To słowa. Wszystko wydaje się takie proste, a proste nie jest, bo wszystko w człowieku krzyczy. Ale sama powiedz, jak inaczej? Poddać się? Nie, tego nie robi się sobie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj uwierz...wydaje mi się, jakbym był dzieckiem w świecie dorosłych, którzy coś mówią, a kiedy ja zaczynam, to wychodzi zwykłe bla-bla-bla...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty