Wiesz...


      Wiesz, zakwitły krokusy. Dobrze jest rano, kiedy zaczyna świecić słońce, jak dziś, pójść do ogrodu. Ach, te nasze ogrody, dzikie ogrody. Wiesz, zawsze marzył mi się taki słoneczny ogród ze starymi jabłoniami gotowymi przyjąć człowieka na wygodnym konarze. Siąść wygodnie i jeść jabłko. Albo tylko patrzeć gdzieś tam w zielone, witrażowe światło. Tak, popraw mnie, znów się rozmarzam. Więc dobrze jest wyjść do ogrodu i patrzeć, jak krokus pije zimną wodę. Spija srebrne krople, które jeszcze chwilę temu były śniegiem. Kawa grzeje w dłonie (tak, piję kawę, dziwne, prawda?), a ja kucam przy tym maluchu. Widzę jego łodyżkę i żyłkowane płatki - teraz jeszcze skulone. On zrozumiał już, że aby żyć, musi odwrócić się w stronę światła. Patrzę na niebo i słucham ptaków. Śpiewają swoją pochwałę słońca i życia. Łyk kawy i chrzanić serce. Jak pięknie do cholery! Stoję na tym kawałku ziemi i gapię się w niebo tak zachłannie, jak pijak na półlitrówkę. Piję błękit, by nasycić oczy. Niech się upiją zanim zgasną. Nie będę im żałował. Już niczego nie będę żałował - wiesz..? Brakuje mi papierosów i doprawdy nie wiem, czemu ich jeszcze nie kupiłem. Zimno. Ale da się wytrzymać w słońcu. To jeszcze nie to, co orgia ciepła w kwietniu lub maju. Ale zaczyna się dobrze. Najważniejsze, że niebo ma znów błękitną barwę. Moją ulubioną. Nie wychodzę już nocą zapalać gwiazd. Jakoś tak...bez sensu. I parapet wieczorami jakby nie ten. Jest jeszcze muzyka i książki. No i wędrówka gdzieś tam. Ale przecież nie będę o tym mówił. Wiesz, niepotrzebne są słowa, bo przecież i tak to wszystko należy do innego czasu. Ale nawyk pozostał. Zerkanie na telefon, herbata wieczorem, dobra myśl rano. A może i wieczorem. Napisałem maila i wysłałem. Ale nie, już nie czekam. Przecież wiem. Skąd? Wróżyłem przy goleniu. I przy zawiązywaniu butów też. I policzyłem szczeble w drabinie i w starym płocie. Wyszło co wyszło. Wzdycham, dość często to robię. Ale to taki substytut mowy. Ciekawy byłem, ile nie będę się odzywał. Trzy dni. Ale musiałem w sklepie dzisiaj coś powiedzieć. W sumie szkoda. Tyle milczenia na nic. Ale Ty przecież wiesz...

PS. Post ma numer 212. Chciałbym napisać, że nie mam siły na więcej. Ale przecież to wiadome. Brak mi dystansu i kreatywności. Weny, jeśli ktoś woli. Nie, to kłamstwo. Mogę, ale nie chcę. Póki co. Wstyd mi przed samym sobą i przed Tobą czytelniku. Ale jest, jak jest. Na razie - pas.
 

Komentarze

Popularne posty