Nocna opowieść...


            Było ciemno w pokoju, tylko świeczka roniła światło żółte, ciepłe. Blask z monitora przygasł niechciany. Cienie kołysały się na ścianach, bo płomyk w latarni filował. Gdzieś tam brzmiała muzyka, jak echo świata, jak tło, które jest potrzebne do szeptu. Zegar cierpliwie odmierzał godziny, a wskazówki uparcie dążyły do ustawienia się w jednej linii. To dobra godzina. By szeptać. By odłożyć wszystkie sprawy i być. Tylko być. Otworzyć to, co do tej pory było zamknięte, wyciągnąć upartą gwiazdę z piersi i patrzyć, jak bije. Choć nie ma już po co. Cóż zrobić, jest posłuszna nakazom starszym, niż świadomość. Takie chwile domagają się opowieści. Ciepłego miejsca w fotelu albo na kanapie. Nie gwaru, śmiechu i wygłupów. Ciszy, w której rodzą się opowieści. Słów, które płyną, a dla tych, którzy umieją słuchać, rodzą się światy. Czy to musi być prawda? Nie, nie musi. Jeśli opowieść jest dobra, to sama się obroni. Jeśli opowiadacz spieprzył, to choćby powiedział najszczerszą prawdę, okrzykną go kłamcą. I tak to jest z opowieściami. Rosną w człowieku. Tak jak ta. "Kiedy wiosna przechodziła w lato, a działo się to w roku wielkiego słońca, znalazłem się nieoczekiwanie w miejscu, które ani nie było szczególne, ani piękne. Było zwyczajne tą zwyczajnością, która jest tylko powierzchowna. Pod nią kryje się magia, która ucieka, gdy wysilić oczy i próbować jej szukać. Ptaki śpiewały, a nad głowami po wielkim błękicie toczyły się chmury. Ale nie te dalekie, rozwiane wiatrem, a kłęby chmur, które prześwietlało słońce. Stanąłem nad brzegiem jeziora by patrzyć na drugi brzeg. By nie patrzyć na tę, która za mną stała. W jej oczy, na jej rzęsy. Mówiła, śmiała się. Czasem milkła. A ja odwrócony plecami uśmiechałem się i milczałem tym milczeniem, które musiałem później tłumaczyć. Nie mówiłem, bo zaczął się właśnie we mnie ten cichy szept, do którego długo nie mogłem się przyznać. Było za wcześnie, bym mógł chwycić ją za ręce i popatrzyć w oczy koloru gwiazd w gwiazdozbiorze Rydwanu. Było za wcześnie, by odgarnąć włosy ruchem czułym i delikatnym. Tak, by się nie spłoszyła. Tak, by wiedziała, że nie spotka jej krzywda. Sam o tym jeszcze nie wiedziałem, że tak można. I dlatego w bezsile stałem odwrócony. Po to właśnie, by teraz przywołać ten obraz i uśmiechnąć się. Do siebie, do wspomnień, które chciwy czas pochłonął w leniwej i głębokiej rzece". I jak? Jest opowieść - jest. Jest szept, bo jest noc i żółty blask świeczki. Jest muzyka. I uparte bicie w piersi podobne do bicia zegara. I myśl niejasna, że nie liczy się "chcenie", strach, wątpliwości, tylko to, co się zrobiło. Lub robi...

            Dmucham w świeczkę, a ona posłuszna mojemu oddechowi gaśnie dymiąc haniebnie z żalu. Nie rozumie - głupia...

Komentarze

Popularne posty