Kochankowie późnego popołudnia

            Na uszach miałem muzykę.  Moją muzykę. Wyszperaną pracowicie w sieci, wśród chłamu, wśród nieokreśloności. Zawsze miałem jakiś utwór, który wyznaczał czas tak, jakby moje życie było zgrabnie skomponowaną melodią. Z celowymi pauzami, ze zgrzytem na przejściach, z chropowatościami i fortepianem, który miękko zaprasza do zamknięcia oczu albo spojrzenia w gwiazdy, niebo, zachód słońca, jego wschód. Z gitarą kiedy płomień się pali, ze skrzypcami, kiedy pada deszcz. Z fletem, kiedy wieje wiatr zapraszając do chwycenia za rękę i podróży gdzieś za siódmy horyzont. Banalne. Ale czy życie zawsze musi być niezwykłe? A może właśnie ten banał jest w nim niezwykły? Ta chwila, kiedy muzyka trwa w uszach, kiedy prowadzi za rękę gdzieś tam w swoje rejony. Wszystko staje się banałem, dopóki nas bezpośrednio nie dotyczy. Wtedy staje się niezwykłe. Tak jak ona, która w drżeniu zachodu idzie przez trawy. Do mnie. Westchnąłem i ściągnąłem słuchawki. W uszach była teraz tylko melodia zachodzącej łąki. I to też było dobre. Nie siedziałem w trawie. Siedziałem na betonowym mostku. Nagrzał się w czasie dnia i teraz pracowicie oddawał ciepło. Dobrze było na nim siedzieć. Nikt tu nie przychodził. To dobrze, bo czasami muszę ułożyć się ze światem po mojemu. Ale widać, to za dużo. Przyszła. Patrzy. A ja nie mam sił.
- Nie mam sił na rozmowę. Przepraszam cię.
- W porządku. Możemy pogapić się na łąkę. Albo na ten śmierdzący strumyczek. Albo w niebo, jeśli wolisz.
Nic się nie odezwałem, bo naprawdę nie miałem sił. Sięgnąłem do plecaka i otworzyłem boczną kieszonkę. Piersiówka zalśniła odbitym światłem chromowanej stali. Odkręciłem korek i podałem jej. Wzięła. Patrzyła na nią, po czym wypiła. Podała, nie patrząc w moim kierunku.
- Źle z tobą, co?
Nie odpowiedziałem tylko wypiłem łyk. Alkohol sparzył przełyk. Rozlał się zimnym ogniem w żołądku.
- Nie, nie jest źle. Zgubiłem się. Trochę. Nie wiem, co dalej. Nie mam skąd brać siły. Spójrz, zdjęcia. Tyle ich zrobiłem, ale po co? Napiszę tekst, po co? A może znów napiszę wiersz - po co? Po co to wszystko? Gdybym był...
- Ale nie jesteś.
- Tak, nie jestem. Wiesz sama, że trzeba płonąć. A ja nie mam już sił. Wszystkie te słowa, które rozbijają się...wszystkie te myśli... Nie, naprawdę nie mam sił. Dotknęła moich włosów tak, jakby się bała. Poczułem jej palce. Nie spodziewałem się takiej tkliwości po niej. Nie spodziewałem się dotyku.
- Zostaw - poprosiłem. To nie jest dobry pomysł.
- Tak mało znam ludzi. Myślałam, że wiem o was wszystko, powiedziała cicho. A mnie się zrobiło przykro.
- Przepraszam. Nic nie odpowiedziała. Staliśmy na tym idiotycznym mostku betonowym między jedną, a drugą łąką. Patrzyłem na nią. Zamyślona patrzyła gdzieś tam przed siebie. Patrzyłem na jej szyję i włosy, które wymknęły się  spod węzła.
- Widzisz, chciałem być sam, bo muszę poukładać sobie świat w głowie. Muszę nabrać pewności. Tak pragnę dobrych słów. Szczerych, dobrych słów. Nie zanieczyszczonych interesem. Nie milczenia wielowymiarowego, odpychającego. Nie chcę takiego milczenia. Podałem jej piersiówkę. Wypiła. Ja też.

- Ważne jest to, co w tobie. Ważne są chwile, kiedy przystaniesz, kiedy odpoczywasz. Kiedy słuchasz muzyki, kiedy czytasz, kiedy robisz zdjęcia, kiedy piszesz. Kiedy śnisz, kiedy leżysz w bezsennej nocy. Kiedy tęsknisz. Kiedy milczysz. Bo to jesteś ty. I nieważne, czy nazwiesz to głupio sercem, czy mózgiem. Może duszą, jak niektórzy. Sam się stwarzasz i sam jesteś dla siebie siłą.
Znów wyciągnęła dłoń i gładziła mnie po głowie. Wiem co w tobie jest. O wiele byłoby łatwiej, gdyby była pustka. Ale nie jest. Nie powiem ci, że się ułoży, nie powiem, że się nie ułoży. Bo to jest twoja, ludzka rzecz i twoja droga. Zawiła, meandryczna, wyboista, ledwo widoczna. I taka ma być. Bo jak inaczej byłbyś tym, kim jesteś? Rozmawiam z tobą, bo nie ma w tobie pustki. Bo mnie to bawi, bo cię lubię.
- I tak mi ciężko.
- Wiem.
- Wypijemy?
- Daj
Słońce zachodziło. Jego czubek był nad wierzchołkami drzew. Dziwny skrawek w kolorze czerwieni. Gwiazdy, która się pali. Innej od tych na niebie. Łąka cichła, zrobiło się chłodniej. Ogarnął nas cień. Powietrze drgało nad drogą. Słuchawki zaklekotały na piersi.
- Czego słuchasz? - zapytała.
- Nie wiem, znalazłem w sieci. Masz. Podałem jej słuchawki. Zastanawiając się chwilę, jakby nie wiedziała, co z nimi zrobić, włożyła do uszu. Puściłem melodię. Stała zasłuchana. Uśmiechała się. Wyciągnęła słuchawki i podała mi je.
- Dziękuję, powiedziała.
- To ja dziękuję. Chwyciłem ją za rękę.
- Idź już.
Poszedłem nie znajdując słów. Na uszach miałem swoją muzykę...


 

Komentarze

  1. Wiesz, a ja nie mogę oderwać się od mojej ukochanaej muzyki: https://www.youtube.com/watch?v=zAbhorstkrQ
    Mam ją w głowie i w uszach cały czas...
    Ten utwór siedzi w głowie i pociągnie za sobą inspirację, a wtedy to już będzie coś...

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna...Wybacz, że tak enigmatycznie ale uwielbiam takie klimaty.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty