iacta


     W pokoju unosił się czas. Było ciemno, tylko świeczka gdzieś tam filowała na parapecie - mętna latarnia w ciemności. Zapatrzyłem się w ciemność, która oddychała. Wdech, wydech, wdech i wydech i czarna miękkość unosi się i opada. Ciemność nic nie waży i czas nic nie waży. I nie waży oddech. I ja przestaję ważyć. A czas unosi się jak dym, a czas miękką sekundą biegnie przez wahadła zegarów. Lubię stare zegary. Ich serca dźwięczne i wystukiwane młoteczkiem godziny. I nie musiałem wcale zamykać oczu. I nie musiałem być. Był tylko stukot godziny i czas przelewający się przeze mnie. Obrazy, spojrzenia, gesty. Słowa mówione w pośpiechu i maczane w księżycu. Czy żyję jeszcze? Dokąd idę? Dokąd gna mnie ten prąd czasu? W przód, w tył? A może już teraz rozpuszczę się w nim, zanim szary świt obudzi mnie nad książką? Nie wiem, nie wiem tego. Czuję tylko leniwie krążącą krew i tętnienie w dłoniach. Jeszcze kieliszek z winem stoi czekając na ciepłą dłoń pieszczącą zimne szkło. Ale nie chcę dziś wina. Wolę patrzyć, jak słabe światło rzuca refleksy - okruchy światła w mrok. A czas unosi się, kłębi leniwie przelewając mnie z jednych wspomnień w drugie. Jestem i tu i tam. Taki mały dysonans w istnieniu. Takie małe faux pas w fizyce.  I znów patrze na Ciebie chwilą nieobjętą. I znów uśmiecham się do Twoich oczu pozwalając Ci mówić. I znów żal mi każdej kropli sekundy. Powiedz mi, czy ja Cię wymyśliłem? Czy Ty mnie wymyśliłaś?
- Nie wiem...
- Ja też nie wiem.
- Czy to ma znaczenie?
- Nie, nie ma. Chyba. Czemu przyszłaś?
- Nigdzie nie wychodziłam. Jestem w tobie. Masz mnie zawsze pod powieką. Nosisz mój dotyk we wnętrzu dłoni. Czujesz moje dłonie, kiedy wiatr wieje. Prawda?
- Tęsknię.
- Nie odpowiedziałeś.
- Nie muszę, skoro wiesz.
- A ty?
- A ja wiem, że gdzieś w środku...
- Nie kończ, proszę...
Poczułem jej włosy na policzku. Poczułem kroplę na dłoni. Ciepłą, parzącą. Nie wiem - jej, czy moją. Milczeliśmy w mroku, a czas kłębił nam się u stóp, jak wierny pies. Milczeliśmy grzechem niedokonań i strachem o słowa. Nie było "kiedyś", było "teraz". Zegary biły...

Komentarze

  1. no nieźle! czy ten poniedziałek to zbieg okoliczności...i "znów żal każdej kropli, sekundy"...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie chwal dnia... Zostały dwie godziny. Wszystko dzieje się nieoczekiwanie, jakby czyhało na naszą nieuwagę na spokojniejszy oddech. I potem trach, trach, trach...sypią się wydarzenia. I człowiek sam nie wie, czy wtulić twarz w poduszkę i sucho zapłakać, czy stanąć jak ten głupiec na wzgórzu i śmiać się...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty