Dzień, noc, dzień
Oto i dzień się przelał przez bramy ogrodów, a miasto śpi
jeszcze pogrążone w śnie poza sezonem. Robotnicy ociągając się wchodzą do
sklepu kupując bułki, kiełbasę i piwo. Czasem papierosy, choć te ruskie tańsze
i lepiej kurzą. Pusto o tej godzinie na ulicy, tylko koty przemykają ze swoich
nocnych eskapad. Świty wstają powoli i niechętnie inaczej niż w sezonie. Ale to
przecież normalne, że śniadania jada się o godzinie dziewiątej, a trzy sklepy
umierają z nudów czekając na sensację. Której nie będzie. Jedynie kościół
patrzący na okolicę swoją wieżą z krzyżem czuje, gdzie rodzi się grzech. Ale
milczy i nawet jego dzwon nie dzwoni zatapiając się w szumie od morza. Kto by
zresztą chodził na plażę teraz. Kto by chodził na plażę w sezonie. Tylko piach
i słona woda. I mewy drące się w powietrzu. I wiatr. Dopiero jak zmierzch
skrada się głębokimi cieniami, można oprzeć się o barierkę i wypić łyk piwa po
robocie. A najlepiej zrobić ćwiarteczkę w domu. I pomarzyć o sezonie, kiedy
miasto ożyje. Kiedy zapełnią się plaże. I nawet noc będzie ciepła i przesycona
kolorami i zapachem. A na plażach alkohol i miłość pod gwiazdami tych, którzy chcą
dorosnąć. A na razie świty są leniwe, a wieczory zapadają szybko. Morze szumi
tylko jednakowo i jednakowo wieje wiatr. I nikt nie chodzi po plaży. No, może
czasami zdarzy się dziwak idący przed siebie. Ale to przyjezdny. Bóg we, czego
szuka. Bóg wie, co taki zrobi. Człowiek patrzy na takiego i śmiać mu się chce,
że toto ma tyle siły, żeby iść bez celu gapiąc się na morze. A morze, jak
morze. Czasem spokojne, czasem się burzy. A że płaci taki pieniędzmi, to i
niech sobie chodzi, jego rzecz. Nie zepsuje i nie naprawi. Taki to nasz dzień i
taka noc. I znów dzień. Byle bliżej sezonu i miasto odżyje. I kolory będą inne.
A noce będą ciepłe. I roboty będzie więcej…
Wiesz, patrzyłem na niego, kiedy opierał się o barierkę
promenady. Było wcześnie, za wcześnie na tę mieścinę poza sezonem. Pewnie szedł
do pracy, albo zrobił sobie przerwę, jak to tutaj jest w zwyczaju. Stał
zapatrzony w morze i pewnie myślał o swoich sprawach. Sztorm wyrzucił stosy
traw i drzewa, i widać było, że ma ochotę w tym pogrzebać szukając bursztynu.
Minąłem go bez słowa i czułem, że patrzy za mną wzrokiem wyrażającym
dezaprobatę. To był jego świat zupełnie inny od tego, który do mnie
przynależał. Dla mnie tylko plaża i wędrówka do utraty tchu. Dla mnie myśli i
obracane słowa w głowie. I przestrzeń, której brakowało, której nie mogą dać
góry, której nie może dać pole za miastem i miasto. Dla mnie Ty, w szumie morza,
dla mnie muszle o kształcie serca i wędrówka pod wiatr byle dalej, byle uciec
od pytań. A dla niego.. Sam nie wiem. Dzień, noc, dzień. I wszystko trwa mimo
apokalipsy. I wszystkie miejsca bezludne i wszystkie sny nawleczone na nić. I
brak błękitu, który przeraża. I wieczna mgła od morza i szum, wieczny szum.
Dawniej pomyślałbym: „jaki on szczęśliwy” Dzisiaj wiem, że ma inne życie i
inaczej na niego patrzy. Tak jak ja patrzę. Dla niego dzień, noc, dzień. Dla
mnie dzień, noc dzień. Takie same? Tak, te same. Ale w innych słowach. W innych
światach. W innych opowieściach.
Zdjęcia - klasa godna Mistrza.
OdpowiedzUsuńBrak błękitu nieba może przerażać, bo zwiastuje coś złego...ale po każdej burzy...:)
Dziękuję :) Cieszę się, że zdjęcia się podobają. A co do powiedzenia...Cóż, dzisiaj było piękne niebo :)) Burza już była :)
OdpowiedzUsuńCholernie zazdroszczę Ci tego morza, wspaniały klimat i to jeszcze zimą..
OdpowiedzUsuńJest w tym taka otchłań i coś w co można wchodzić z każdą godziną głębiej.
Pięknie to określiłaś. Wiesz, śmiała się ze mnie kobieta w pensjonacie, że mnie ciągle nie ma. Ale ja inaczej nie mogłem. Żal mi było nawet minuty w pokoju. Tylko wędrówka niemalże bez końca i wciąż dalej i dalej i żywej duszy na plaży. Szum morza, mgła, czasem wiatr. I to wszystko... Dziękuję :)
OdpowiedzUsuń