Trawy...

Pod śniegiem śpią trawy. Czasem ich źdźbła wystają ponad śnieg i rzucają cienie w słoneczne i mroźne popołudnie. Idę polem, pod którym śpi trawa. Czeka, aż wybuchnie jej czas i ostrym źdźbłem będzie kłuła błękit. Będzie spijała krople rosy i dawała dom wszystkim tym drobnym mieszkańcom Ziemi, których nie zauważamy. Ale wiesz, ja nie o tym chciałem... Bo często piszę o trawie, która jest dla mnie symbolem wolności, niezależności, jakiejś dzikiej cząstki w nas samych. Dlatego tak lubię trawę. Lubię w niej leżeć. Nieskoszona, o długich źdźbłach i cierpkim zapachu. W takich trawach się poznaliśmy. Nie pamiętasz? Nie, nie pamiętasz, bo nie możesz. Bo przecież to było w innym życiu, które zapomniałaś. Bo przecież znaliśmy się wcześniej, nie wiesz o tym? Pamiętasz, kiedy się spotkaliśmy, nie miałaś wrażenia, że mnie znasz? Nie miałaś wrażenia, że nasze słowa pasują do siebie, jak dobrze ułożona układanka? Nie miałaś wrażenia, że zbyt wiele elementów jest takich, jak być powinno? Bo ja, kiedy popatrzyłem w Twoje oczy, wiedziałem, czułem, że się znamy. Że poznaliśmy się wcześniej, w jakimś innym czasie. W jakimś innym miejscu. Wiesz, jest nawet o tym film "Atlas chmur", ale zbyt długi i poplątany, by mógł być prawdziwy. Bo przecież prawdziwe historie dzieją się bardzo prędko i osiadają w głowach, gdzie żyją przez kolejne lata. Kim więc byłaś? Nie wiem. Może miałaś długie włosy i leżeliśmy w trawie w czasie pełni majowej, a żar ogniska dogasał? A może przyszłaś do mnie w holenderskim czepku na głowie, który spadł rozplątując Ci włosy, które strugą rozlały Ci się na ramionach? A trawa była miękka jak Twoje usta? A może byłaś panią wysokiego rodu, która w cieniu witrażowego światła szukała odpoczynku. I gdzie ją znalazłem ujmując rozmową i ściągając kapelusz, by włosy pod nim skrywane zabłysły złotem... Nie wiem. Śnisz mi się tylko. Miękko. Śnisz mi się w trawie, gdzie chowamy się przed wzrokiem ludzi. Miłość zakazana, uczucie niemożliwe. A jednak pojawiasz się za każdym razem w każdym z możliwych żyć. Jakby to, co się działo miedzy nami miało się powtarzać w nieskończoność rodząc ból i tęsknotę, nadzieję i uśmiech. Trudne to, prawda? Przypominasz już sobie? W dali płonęło miasto, a my siedzieliśmy na trawie pod wiekową oliwką. Dookoła rosły gaje oliwne, a my wymknęliśmy się nocą z domów, by być razem. Ty i ja, na przekór tym, którym służyliśmy. Miasto płonęło, a ja wcisnąłem Ci w dłoń złote monety i prosiłem, byś na mnie czekała. Że spotkamy się. Pamiętasz zapach? Dym jeszcze nie dotarł do wzgórz, było cicho i unosiła się mgła. Pachniało trawą. Dziką trawą. Pachniało ziołami i Twoją skórą. Twoje sagum spięte fibulą odbijało dalekie ognie. Koń czekał. Pożegnałem się, pamiętasz? Może dlatego tyle w nas teraz pożegnań i powrotów. Tyle niezrozumiałych gestów. Może brakuje trawy? Dzikiej i miękkiej, byśmy przed obcych wzrokiem mogli patrzyć na siebie? I powiedzieć sobie szeptem to, co jest nam przeznaczone, to, co powtarzamy w każdym życiu od nowa i wciąż. Jakbyśmy ciągle śnili ten sam sen trzymając się za dłonie w słodkiej, pachnącej trawie...

Komentarze

  1. Witaj Witku-coś nowego...w moim stylu.Dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj :) no i cieszę się, że Ci się podoba :)) Przypadek i już czyjś uśmiech :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Witku-jestem tu zawsze,jak nie mam nic do powiedzenia to milczę-_proste...Cieszę się,że jesteś:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Tośmy się pocieszyli :)) Zawsze? Zawsze, to niebezpieczne słowo :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zabrzmiało jak wyznanie psychopaty?:)Spokojnie-jak tylko mogę to wchodzę na Twój blog,czytam,bo lubię.Pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie zabrzmiało, śmieję się tylko ze słówka "zawsze", bo jest tak kategorycznie miłe i tak uparcie nietrwałe. I dziękuję Ci, że jesteś. Równie gorąco Cię pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty