Burzowo
Parno. Czuję, jak pot kropli mi się na czole i spływa
słonymi ścieżkami po skórze. Nie ma czym oddychać, a w powietrzu wisi burza. To
dobrze. Lubię jak grzmi i w środku dnia robi się ciemno. Może nie powinienem?
Kto wie, co powinienem lubić i nie lubić. Więc po prostu siadam sobie nad
stawem i patrzę. To chyba lubić mogę. Drzewa raz po raz porusza wiatr, który
przybiera na sile. Szumi. Niech szumi, może zagłuszy tych parę myśli, które
obijają się w mojej głowie rykoszetami. Nieczęsto tu jestem, nawet nie wiem
czemu. Może, że daleko, może nieszczególny widok, a może wszystko po trochu. Dziko
trochę. To co ludzie wydeptali, uparte ścieżki przez trawy, z roku na rok
pozostaje takie samo. Ale one gdzieś zawsze się kończą niespodziewanie i człowiek staje szukając
punktów odniesienia i czując, jakby opuszczała go ochota na wędrówkę. I to mnie
się właśnie przydarzyło. I dlatego tu jestem, żeby zrozumieć gdzie tkwi błąd –
czy w samej wędrówce, czy we mnie. Rzucam co jakiś czas kamyki w jezioro, jakby
to był odwieczny rytuał. Kręgi rozchodzą się, kołują coraz słabsze i większe, a
potem giną, milkną.
- Gdybyś wrzucił dwa, zobaczyłbyś coś ciekawego – jej szept
jak zawsze wytrąca mnie z odrętwienia. Zresztą, czy chciałem budzić się z tego
snu na jawie? Dziś, właśnie dziś, kiedy zbieram się na odwagę i chcę zrozumieć?
Ale posłuszny jej słowom znajduję dwa kamyki i wrzucam do wody. Kręgi rozchodzą
się na wodzie, nikną, przenikają się
- No i co, chciałaś mi pokazać interferencję?
- Srencję.
- Czego chcesz? Słowa się czepiasz?
- Niczego i nie czepiam, tylko z tobą rozmawiam.
- Yhm…fascynująca rozmowa, godna wytrawnych dyplomatów.
- Nie sądź, nie sądź… milknie, a ja mogę dalej patrzyć w
ciemną wodę jeziora. Jej obecność mąci jednak spokój, moją własną prywatną
apatię. Patrzę na nią. Znam ten profil i to spojrzenie. I wyraz twarzy, który
niczego dobrego nie wróży. Nie patrzy na jezioro, a na kłębiaste chmury. Takie
same widzę w odbiciu jeziora.
- Co mi chciałaś powiedzieć?
- Zanim wszystko zepsułeś swoim durnym nazywaniem
wszystkiego, chciałam ci pokazać fale. Zobacz, jakie kręgi zataczają, zobacz,
jak przenikają się wzajemnie, jak znoszą, wpływają w siebie, jak łączą, jak…
- Jak co?
- Jak ludzie.
- Wiem
- To całkiem sporo wiesz.
- Nie zaczynaj.
- Nie zaczynam, chcę ci tylko pokazać dwa kręgi na
wodzie, nic więcej. Ucieszyć tym, że przenikają się, że wpływają w siebie…
- A na końcu i tak przecież rozpłyną się, znikną. Jesteś
specjalistką, wiesz o tym sporo, prawda?
- Nie można z tobą dzisiaj rozmawiać. Wyoślę ci to.
Pytałeś kiedyś o miłość. Więc masz odpowiedź.
Zamilkła.
Siedzimy na brzegu jeziora i patrzymy. Jaskółki krążą nad lustrem wody, to znów
unoszą się wysoko. Zataczają kręgi tnąc powietrze. Jest gorąco, burzowo. Lubię burzę. A może nie powinienem? Może
powinienem pogrążyć się w czarną wodę, jak te kręgi? Nic nie mówi, tylko patrzy
na lot jaskółek, ja też patrzę. W oddali słychać daleki werbel grzmotu….
Komentarze
Prześlij komentarz
KOMENTARZE