Światłem...
Więc
jest i światło, które chwytam. I jest kurz domowy, ten najbezpieczniejszy z
możliwych. Wirowanie w ciszy galaktyk z nic niewartymi istnieniami roztoczy i
tego cholernego chłamu, który nie ma nazwy - piękne. I są moje dłonie na przecięciu
światów, to znaczy w czerni i bieli. Na psa urok, świty są coraz późniejsze, a
to niedobrze wróży na przyszłość. W lustrze mam szare oczy, ale kto wie, jakie
one są naprawdę. Światło wydobywa z nich i błękit i zieleń i drzazgę brązu i
brak snu. Głód i blask i nienasycenie. Więc jest i prysznic, jak Bóg, ale
lepszy, bo wybieram gorącą, albo zimną wodę. I nie boję się piorunów,
gorejących krzaków i apokalipsy. Nic nie dzieje się przypadkowo, chyba, że
pomylę gałki, albo mam mydło w oczach. To ułatwia sprawę, kiedy słyszę szum i
kropla za kroplą miliony, tryliony kropli biegną, by zmyć ze mnie cały dzień i
ostatnie myśli, które spróbowały się zrodzić w nocy. I niedokończone sny, które
tym bardziej bolą, że nieme. Grzech za grzechem spływają w odpływ i tak dwa
razy dziennie staję się świętym. Może lepiej iść spać nie kąpiąc się, żeby sny
były nasycone alkoholem i biustami o różowych sutkach? Co się ma, to się
ma. Więc po co prysznic z jego słuchawką, jakbym nagle w czasie kąpieli zapragnął
porozmawiać z całym światem? Ej, ludzie! Jestem tutaj i odbijam się w szybie
kabiny. Może wrzucę fotkę w morze podobnych, niech utonie. Ale oni będą milczeć, jak zawsze. Może dobrze, bo przynajmniej słyszę szum wody
rozbijającej się o skórę. Trochę to pocieszające, bo wiem, że żyję. Unosi się
para i czuję na karku gorąco i zamykam oczy. Młyny myśli nabierają tempa, sypie
się ziarno skojarzeń i pomysłów. I coraz trudniej utrzymać poziom, albo pion,
kiedy wiem, że wyjdę i otulę się błękitnym ręcznikiem, by potem stygnąć,
jak kamień po upalnym dniu. Kamień z jego milczeniem. Czy wystarczająco wyrzeźbiła
mnie rzeka Heraklita? Kto wyciągnął mnie na brzeg, dotknął dłonią i powiedział –
stań się? Ty? Więc gdzie teraz jesteś? Jakie są Twoje słowa dzisiaj? Po co
wkładałaś dłoń w zielone migotanie rzeki? Bym teraz milczał myśląc o starciu na
piach? Proch? Stygnę patrząc w gwiazdy, a psy się rozszczekały na księżyc. Pora
westchnąć i zapalić świeczkę i dotrzymać do ustalonej godziny. A potem sms, jak
codzienna modlitwa rzucona z wiatrem i wzrok w ciemność do 4.23. I znów będę
chwytał światło i wierzył, że ono mnie kiedyś schwyta. Ale nie wyciągnę wtedy
dłoni. Tak mi się zdaje…Tak mi się czasami zdaje…
niezwykle poetycko w każdym zdaniu...słowa, które płyną ... i jeszcze ten"prysznic, jak Bóg, ale lepszy, bo wybieram gorącą, albo zimną wodę"- pięknie Witku - pozdrawiam Ciebie...zdjecia magia...
OdpowiedzUsuńBeznadziejne łudziłem się, że przemycę poezję w prozie i ludziom się spodoba. Jedynie poetka wyczuła i komentuje. I chwali - a ja się uśmiecham. Dziękuję Ci :)))
OdpowiedzUsuńuwierz mi te słowa płyną i tak sie je czyta jak uciekajace krople....
OdpowiedzUsuńWłaśnie tak chciałem, żeby je odczytano... Nie wiem, jak Ci dziękować za Twoje wpisy i za mój uśmiech :)))
OdpowiedzUsuń