Zapach wrzosu...
Słońce
garbiło się już, kiedy odłożyłem aparat. Szyję miałem mokrą od potu i czułem po
twarzy spływające krople. Ale powietrze wcale nie było ciężkie. Tak bardzo nie
chciało mi się wracać. Wolałem ten rów przydrożny od najwygodniejszego fotela,
czy kawiarni z zapachem kawy i sztuczną atmosferą swojskości i domowego ciepła.
Bo chciałem być sam. Bo musiałem być sam. Jak inaczej zobaczyć? Może raczej
ZOBACZYĆ. Bo przecież człowiek cały czas patrzy, dostrzega, rozumie, wiąże
przyczynę i skutek, ale dopiero wtedy, kiedy jest sam ze swoimi myślami, ze
swoją pustką i samotnością zaczyna widzieć. Dostrzegać, słyszeć, wyczuwać.
Świat staje się na tę chwilę inny. Jaki? Nie wiem, inny, tak po prostu. Nie ma
sensu zadawanie wtedy pytań. Potem. Potem urodzą się na powrót w głowie i może
nawet je cicho wypowiem, ale nie teraz. Teraz musi być cisza, we mnie, bym na
nowo mógł poskładać świat… Jak zwykle nie usłyszałem, by szła. Po prostu
zjawiła się, jakby od zawsze było to jej miejsce. Tu, przy tym przydrożnym
rowie, między wrzosami. Zerwała gałązkę i bawiła się nią.
-
Usiądziesz przy mnie? Porozmawiamy chwilkę, dawno nie rozmawialiśmy.
-
Tak, dawno nie rozmawialiśmy, choć nie wiem, o czym byś chciała – popatrzyłem na
jej profil. Lekko uśmiechała się tym uśmiechem, który na próżno usiłował oddać
Da Vinci. Enigma, Terra incognita, wieczne pytanie wkurwionych facetów, czy
wojna wisi w powietrzu, czy to obietnica upojnej nocy. Z takim uśmiechem się
nie igra. Westchnąłem, co mi pozostało…
-
Już tak nie wzdychaj, po prostu przyszłam. Czekaj, mam coś. W ręku błysnęła jej piersiówka, taka sama,
jaką zgubiłem kilka miesięcy temu – ciekawe… Odkręciła i w leśne powietrze
wdarł się zapach alkoholu.
-
To wódka, zapytałem podejrzliwie
-
Jak możesz! Przecież to czysty spirytus. – No, co cię nie zabije, to cię
wzmocni. Tego jeszcze nie piłem, a wstyd odmówić, w końcu dama prosi… I
poczułem w przełyku ogień i lawa rozlała się we mnie strumieniem.
-
Aż bym zapalił
-Przecież
już nie palisz.
-
Ale zapaliłbym, poczułbym znowu, że żyję.
-
Nie gadaj, żyjesz przecież.
-
Taka przenośnia, wiesz…
-
Wiem. A teraz mów, jakie wiatry cię przygnały?
-
Żadne, chciałem zrobić zdjęcia wrzosu. Wiesz, potem napisać łzawy tekst o
miłości, tęsknocie, odchodzącym lecie, o milczeniu i wietrze. No i wspomniałbym
o złotym miodzie i błękitnym niebie w sam raz, żeby leżeć pod tymi drzewami i
gapić się na chmury.
-
I co, podobałoby się?
-
Nie wiem, ale tak właśnie bym chciał. A zamiast tego siedzę z Toba i piję
pierwszy raz w życiu spirytus i to z piersiówki. Nikt by mi nie uwierzył, że z
Tobą siedzę. Zaraz by się zaczęło – „kto to”, „co to za dziewczyna”, „dlaczego
tak dziwnie mówi”…
-Wcale
nie mówię dziwnie…
-
Ale pijemy Twój spirytus o szóstej popołudniu. Wystarczy. No, jeszcze jakbym
napisał, że poszedłem z Tobą w krzaki i było słodko…
-
W krzaki nie pasuje. Ale jakbyś napisał, że „otoczył nas zielony przestwór i
świat o nas zapomniał”, to by przeszło.
-
Wow! Masz talent, to co, idziemy?
-
Idźcie, jak chcecie, a ja poczekam, aż wam minie.
-
Żartowałem.
-
Wiem, ja też. No więc wracając do tekstu, dlaczego wrzos? Dlatego, że przy
drodze, czy dlatego, że kolor? A może faktycznie miłość, tęsknota i inne
bla-bla?
-
Widzisz, chciałem być sam, bo nie zrobię zdjęć przy kimś. Muszę czuć swobodę,
swoją pustkę, muszę poczuć to, co we mnie.
-
Idźmy dalej, to wiem, dalej proszę!
-
Dalej? Po prostu siedziałbym bardziej w prawo, o, przy tamtym pniu i zastanawiał
się nad miłością. Ale bym jej nie definiował. Nad uczuciami, jeśli wolisz. Nad
tym, że się tęskni i nie można tego wypowiedzieć, że jest to jak morze, które
szumi i ten dźwięk zalewa całego człowieka, a potem wyrzuca na brzeg czasu skąd
patrzy się w dal szukając punktu zaczepienia.
-
A wrzos?
-
Wrzos jest tą tęsknotą, jest miłością. Małą,
niepozorną, ale piękną. I to właśnie teraz, pod koniec lata, kiedy…
-
Kiedy co?
-
Kiedy tęskni się najbardziej. Wiesz, czasami zapalenie świeczki nie wystarczy.
Nie wystarczą słowa. Potrzeba dotyku skóry, zapachu ciała, dobrej historii. Nie
można wiecznie tęsknić, bo w człowieku coś pęknie.
-
Co ma pęknąć?
-
Pewnie serce, ale tak powiedziałby lichy poeta pijący ze Śmiercią spirytus
gdzieś w lesie.
-
No, to pod to pęknięte serce i kolor wrzosów, jeszcze jednego. Wypiliśmy. Świat
zamglił się i zakołysał. I to było dobre.
-
Chyba nie powinienem z Tobą pić.
-
Niby że jak? Że ze Śmiercią? Jakie to ma znaczenie, przecież i tak masz w
myślach kogoś innego.
-
Głupia, jak ja do domu dojadę.
-
Zwyczajnie, poprowadzisz rower…
-
Może się uda…
Wiatr
zaszumiał w starych sosnach, wrzos zakołysał się, zapachniał. Droga była
daleka, a słońce garbiło się, jak wiekowa staruszka. Błękitny cień tańczył drwiąc
ze mnie. Całkiem zresztą słusznie…
Dojrzeć do tego, by dojrzeć czyli zobaczyć, dostrzec,zauważyć, odkryć, zachwycić się. Kontemplowavć w ciszy i samotności przemiany natury i przyrodę w niepowtarzalnych odsłonach.Fioletowe wyspy wrzosów, a w nich całe rodziny brązowych maślakòw. Liliowa lawenda z rojem złotych pszczół na straży kapliczki
OdpowiedzUsuńna rozstajnych drogach.A ona... blisko nas,podąża naszymi śladamizawsze czujna, gotowa... Pięknego zakończenia wakacji,pozdrawiam. Jadwiga
Pięknie połączyłaś wpisy Jadziu.Chciałbym, żeby tal było. A może jest? Może jednak jest...?
OdpowiedzUsuńCześć Witku :-)
OdpowiedzUsuńGratuluję dobrego i wartościowego tekstu, umiejętnego obcowania z naturą i utrwalania jej na pięknych zdjęciach.
Pozdrawiam serdecznie, Karolina
Witaj Karola :))
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo. Ale, ale...nie wywiniesz się tak prosto. Wartościowe - co dla Ciebie jest wartościowe w tym tekście?
Przyjdzie pora, by kiedyś o tym porozmawiać...ale nie teraz.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, Karolina
Pozamiatane :D Dziękuję Ci i również pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńNie zabrałeś tego wrzosu do domu? Wiedźma
OdpowiedzUsuńWrzos jest pod ochroną :)Jest symbolem miłości, tęsknoty (Celtowie), ale też podobno przynosi śmierć (Słowianie)... Nijak mi go zerwać...
OdpowiedzUsuńTą ochronę miałam na myśli
UsuńCoś tam jeszcze pamiętałem ze szkoły i nie zerwałem ;)A całkiem serio, nigdy staram się nie niszczyć i zrywać tego, co fotografuję. Takie małe dziwactwo :))
OdpowiedzUsuńMądre dziwactwo... Dobranoc
Usuń