(prze) - życie


    Horyzont wabi, jak to jesienią. Bo choć jest zamglony, to przez to bardziej tajemniczy. Tak musiał czuć się Magellan, Kolumb i Cook, kiedy stali na swoich statkach, brygantynach i galeonach wpatrzeni w niewidzialne. Tak czuje się każdy człowiek. Odrywamy się od brzegów łóżek, żeby pożeglować przez dzień, by potem doholować do niespokojnej przystani nocy. Czy to mało? Może tak, a może nie. Dla niektórych jest jeszcze nocny rejs i kołysanie do snu, który nie nadchodzi. Było to już tyle razy – lot, rejs, wędrówka, książka, … Tyle porównań, a przecież żadne z nich nie mówi o tym, jakie jest życie. Jakie jest prze – życie. Życie, które trzeba przeżyć, a potem się zobaczy. Chyba, że nie wierzy się w to, co po drugiej stronie. Dla tych zostaje pustka, rozwianie przez wiatr. Czemu ja o tym? Bo jesień i horyzont we mgle i słońce karmione anemią? A może dlatego, że jeśli gwiazda w piersi się wypali, to pozostawia po sobie czarną dziurę, która wchłania nawet światło. I nic nie jest takie, jak być powinno. W polu grawitacyjnym czas to przyspiesza, to zwalnia, wydłuża się w nieskończoność. Magia czarnych dziur – gwiazd, które nie dają światła ani ciepła. Biorą wciąż i wciąż i wciąż. A ja stoję przy drodze i patrzę na te jesienne kwiaty całe w rosie i niciach babiego lata i ciągle wierzę, że nie narodził się we mnie ten wir, że ciągle mam w sobie tę iskrę, swoją gwiazdę, która się nie wypaliła. I mógłbym teraz iść przed siebie, by zacząć wszystko od nowa. Ale czy tak naprawdę nowe początki coś rozwiązują? Są przecież tylko początkami. Pierwszym krokiem, nową stroną, a człowiek jest ten sam – patrzący w zamglony horyzont, w tę terra incognita przyszłych dni i nocy. I wciąż będzie krążyło pytanie o to, co dalej. I wciąż będzie piekła żarem gwiazda na wyciągniętej dłoni. Prze – życie, jak choroba jak wiara we własne słowa, jak latarnia zapalana każdego wieczoru. I jest jeszcze muzyka. Dużo muzyki. Ale to już inna historia…  
  



Komentarze

Popularne posty