Krew...
Spotkaliśmy
się przy drzwiach, które otworzyły się z westchnieniem. Usłyszałem tylko „Wituusch!”
i poczułem ciepłe ramiona, które owinęły mi się wokół szyi. Poczułem perfumy
tak cudownie kobiece i szept w uchu „tak długo na ciebie czekałam”. Ja też czekałem
długo. Prawie za długo, choć bywały chwile, kiedy nie rozmawialiśmy ze sobą, a
nasze ścieżki wydawało się, że skręcają w przeciwnym kierunku. A przecież była
taka sama, jak ja. Nawet teraz, po roku, potrafiła otworzyć od razu telefon i
pokazać mi muzykę, którą ostatnio znalazła wiedząc, że spodoba mi się. To była
cała ona – emocjonalna i impulsywna i cicha tak, że można jej było nie
zauważyć. Słuchająca tak, jakbym mówił największe tajemnice nieba i Ziemi.
Która rozumie, choć nasze języki spotykają się na pograniczu kulawego
polskiego, ograniczonego niemieckiego i dupowatego angielskiego. Siedliśmy z dala
od zgiełku Wigilii wiedząc, że musimy porozmawiać. Widziałem w jej oczach
tysiące pytań i ona zapewne widziała w moich to samo. Ale najpierw chwyciła
mnie za rękę wplatając swoje palce w moje.
-
Ciężko?
-
Ciężko.
-
Przecież jesteś dobry.
-
Nie dość dobry.
-
Co to znaczy?
-
No, że brakuje mi tego, żeby być dobrym do końca.
-
Scheiße
-
A tam, żyję i to jest najważniejsze
Patrzyła
mi w oczy i wiedziałem, że martwi się. Wiedziałem, że będzie chciała pomóc. Bo przecież
krew, to krew, choć niektórzy mówią, że krew się rozwadnia. Nieprawda. Krew
zawsze gra swoją melodię i zawsze jest ta sama. A my byliśmy jednej krwi. Była
moją siostrą, której nigdy nie miałem, a ja byłem jej bratem, który zawsze
umiał pomóc. Bo jeśli powinowactwo krwi nic nie znaczy, to nic już nie znaczy.
-
I co teraz zrobisz?
-
Nie wiem. Nic chyba. Po prostu będę taki, jak jestem.
-
Dobrze. Musisz być taki, jak jesteś.
Nawet
nie wiedziała ile znaczą dla mnie teraz więzy krwi. I nie wiedziała, że jest
jedyną osobą, która zna prawdę o mnie. I nawet nie wiedziała, że gdyby nie była
moją kuzynką stała by się dla mnie kimś szczególnym. Za dobrze się rozumieliśmy.
Za dobrze się znaliśmy i miedzy nami nie było nigdy kłamstwa ani przemilczeń. A
może trzeba tego wszystkiego między dwojgiem ludzi? Może potrzebne są osobne
drogi, które krzyżują się i splatają? Może potrzebne jest milczenie? Nie wiem. I
ona chyba też nie wiedziała. A jednak, kiedy przełamywaliśmy się opłatkiem
powiedziała:
-
Życzę Ci jednej rzeczy – miłości, bo ona jest najważniejsza.
-
I ja Tobie tego życzę.
Objęliśmy
się mocno. Tak mocno, że poczułem jej oddech, który sparzył mi szyję. Wiedziałem,
że mówi szczerze. Wiedziałem, że będziemy mówić. O mnie, o niej. Przecież to krew. Krew…
Komentarze
Prześlij komentarz
KOMENTARZE