Szepty...


          Szepcie mój, miałeś być delikatny jak zgubione w locie pióro ptasie, a jesteś w moich ustach kamieniem tnącym ciszę. Może odwykłem od szeptania? Ależ nie, przecież codziennie ćwiczę jak modlitwę albo jogę, albo i życie. Więc dlaczego dzisiaj zdradzasz mnie kamiennymi wargami, kiedy noc tak błękitnie stąpa po pokoju? Nauczyłem nas przecież splatać słowa w warkocze, w cierpliwe różańce zaklęć, które rzucałem przed siebie szeptem, a świeczka słuchała nas – mnie i ciebie w natchnieniu chwiejnego płomienia. Nie zdradzaj mnie szepcie, bo przecież im starszy jestem, tym częściej idziemy pod rękę zwłaszcza wieczorami, kiedy życie miga od wspomnień i trzeba spleść nowy wiersz albo czar, który nocą miękko rzuci się w czerń. Tak, wiem, jest jeszcze cisza, ale ona nie protestuje. Po prostu jest i wciąż jej przybywa, więc musisz być przy mnie i pilnować, by nie zalała mi ust i nie osiadła rosą na oczach, które zamknę ciężkie od kropel. A może chcesz, bym posłuchał jak ziemia szepce, kiedy budzi się od nagłego promienia, albo szeptem deszczu na szybie? A może, kiedy dom uśnie, mam się wsłuchać w szept zegarów i obudzonego życia klepki brzozowej? A może mam wsłuchać się w ten szept, który rzucony przez noc płynie do mnie, a nie umiem go rozpoznać? Wiesz przecież, jaki jestem nieuważny, a kiedy tak się czeka i czeka, to łatwo zapomnieć, po co to wszystko, choć zapewne powodu nie ma jak zawsze... Ba, mój szepcie, zasłonisz się nadzieją, a potem uczuciami i Bóg raczy wiedzieć, czym jeszcze. Więc dobrze, otworzę białe wino, które tak dobrze wygląda w kieliszku, w którym przegląda się płomień, a potem zobaczę zdjęcia, kiedy wiał wiatr, a błękit zmagał się z chmurami niosącymi śnieg. Marzłem w samej koszuli, ale nie w tym rzecz, że nieposłuszne palce grabiały. Staliśmy ramię w ramię na ziemi oblanej słońcem i choć wargi były nieposłuszne z zimna, to rzuciłem na wiatr moje ostatnie zaklęcie splecione w nocy. Odleciało w błękit czesany przez korony drzew. I wiesz, szepcie, że byłem szczęśliwy? Bo choć wiem, że rozwieje się, jak tysiące zaklęć przed nimi, to mogę to jeszcze robić zamiast milczeć natchniony obojętnością dla wszystkiego i wszystkich.

Komentarze

  1. "Może odwykłem od szeptania? Ależ nie, przecież codziennie ćwiczę jak modlitwę albo jogę, albo i życie. "
    "Tak, wiem, jest jeszcze cisza, ale ona nie protestuje. Po prostu jest i wciąż jej przybywa, więc musisz być przy mnie i pilnować, by nie zalała mi ust i nie osiadła rosą na oczach, które zamknę ciężkie od kropel."

    wersy jak perełki- świetny abstrakt...smaczny na moje podniebienie, które czuje te ciszę...Piękne!
    Pozdrawiam Witku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Małgosiu, jak to dziwnie się wszystko splątało. Niby abstrakt, a przecież: "Staliśmy ramię w ramię na ziemi oblanej słońcem i choć wargi były nieposłuszne z zimna, to rzuciłem na wiatr moje ostatnie zaklęcie splecione w nocy. Odleciało w błękit czesany przez korony drzew." Nawet nie wiesz, jak ciesze się z tego, że dostrzegasz te przeskoki w tekście. Dziękuję!!

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty