W błękit pachnący...

Wiało, więc byłem szczęśliwy stojąc na platformie widokowej, jak dumnie głosił napis na tabliczce przy wejściu na schody z ażurowanego aluminium.
- Patrz, ten, który leci tam wysoko, to Ateny-Londyn, a ten nad lasem, widzisz, ta kropka, to Bratysława-Berlin. A ten…
Nie słuchałem, bo dla mnie było ważne to, że w środku siedzą ludzie i każdy ma swoje interesy, swoje marzenia, swoje życie. Kiedy patrzę na samolot, który przecina niebo smugą, to myślę o dalekim, dalekim locie i o tych, którzy siedzą w środku pośród błękitu. Zupełnie jakbym obserwował ciągnące żurawie, które odlatują i krzyczą przy tym przeciągle w swoim ptasim dialekcie płaczu.
- Lądujesz na Tango3 328alfa. Zrozumiałem, ląduję na…. Podsłuchiwanie wieży lotów, rozmów pilotów. Patrzyłem na to wszystko, chłonąłem, ale nie umiałem znaleźć w sobie miejsca na tę wiedzę. Nie umiałem. Pozostałem tym, kim zawsze – stojącym z boku. Nie wiem, może są tacy, którzy za swoim marzeniem potrafią iść przez całe życie, może jest to dla nich wyzwanie, pasja. Tak, to rozumiem. Sam tak robię. Dla mnie jednak skowronek, który zawisł w powietrzu i śpiewał, bo słońce świeciło, był czymś realniejszym, niż rozmowy pilotów, niż cielsko samolotu, który kołował, by wznieść się w błękit. Dopiero, kiedy stawał się kropką mogłem znów o nim myśleć po swojemu. A przecież nie raz, nie dwa, leciałem samolotem. Ale patrzyłem ze swojego siedzenia na płytę lotniska, potem na krajobrazy, błękit, chmury. Myślałem o tych, którzy są na dole, którzy po swojemu żyją i może zadzierają głowę patrząc na smugę ciągnącą się za moim samolotem. Myślałem o mieście, przez które będę szedł i gwarze głosów w zupełnie innym języku, o innym zapachu ulic, chodników, budynków… Zrobiło mi się smutno patrząc na te obłe cielska latających lewiatanów, których przyjaciel podawał ładowność i spalanie na godzinę lotu. Bo uświadomiłem sobie, że zostały wymyślone po to, by móc uciec jak najdalej. Jak Dedal z Ikarem, którzy uciekali z Krety. Tak  dzieje się teraz. Uciekam rowerem, samochodem, samolotem. Do innego miasta, do innego kraju, na inny kontynent. W inne marzenie, na inną planetę, w inne słowa. W siebie. Byle dalej w ciągłe zagubienie, byle dalej od słów wypalonych w mózgu. Chciałbym tłumaczyć to poszukiwaniem, ciekawością badacza, ale właśnie tam, pośród wiatru na chybotliwej platformie zdałem sobie sprawę, że ciągle uciekam. I ciągle czekam na dłoń, która mnie chwyci i zatrzyma. Twoja dłoń rozmazana smugą pamięci…
- Chodźmy Pawle, już czas. Zmarzłem. Popatrzyłem na niego, miał roziskrzone oczy. To dobrze Pawle, to dobrze.


Komentarze

  1. zauważasz to czego inni nie zauważają, ci którzy już dawno w pogoni za prozaicznymi marzeniami, utracili skowronka w sercu ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, niektórzy skłonni nazwać to iluzją. Skowronek w sercu - ładne określenie :)) Dziękuję Ci i pozdrawiam :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty