Niepokoje...
Nie
wiem ile, nie zastanawiałem się nad tym. Chociaż wiedziałem, że dużo, bardzo
dużo, ponad ludzką miarę, ale czy da się tę miarę określić? Czy da się
zdefiniować to, co daje się z samego siebie? Bo nie umiem tak: „tu jest linia, a za nią jestem ja, z moim
życiem. Nie masz prawa przekraczać tej linii”. Dzisiaj wiem, że dałem wiele.
Dałem za dużo. Dałem to, co najlepsze. Ale przecież nie jestem handlarzem z
ulic Jerozolimy, Bagdadu czy Salonik. Jestem sobą i nie chcę tak. Bo przecież,
jeśli daje się siebie, to bez żadnej miary słów, gestów czy czynów. Może
dlatego żal jest tym większy? Jedno jest pewne, że wszystko mija. To co dobre i
to, co złe. A jeśli nie mija, to znaczy, że było prawdziwe. Jest prawdziwe.
Niekłamane. Więc moje nie mija, istnieje gdzieś poza granicą powiek, siedzi w
tyle głowy, krąży w krwioobiegu strzępkami zdań, obrazem zapamiętanym, gestem,
który zranił, słowem nieopatrznym. Tak, trzeba wiele wysiłku po to, żeby
zepchnąć to w najdalszy kąt, zamknąć w głuchej piwnicy i klucze wyrzucić. Ale
co z tego? Co z tego, moi ciemni bogowie, skoro bezustannie cały czas ktoś
majstruje przy zamkach, ktoś kręci się przy tych głuchych drzwiach szarpiąc
klamkę. Byle wschód, byle zachód, byle cisza ranna czy wieczorna. Byle chwila
dla siebie z muzyką, byle chwila na wykpionym parapecie. Ile jest we mnie
siebie jeszcze? Jak bardzo zmieniłem się, siebie, w sobie? A przecież patrzę w
lustro i nie widzę zmian, mogę spojrzeć sobie w oczy, kiedy żyletka sunie
chrzęszcząc po policzkach. Chciałbym
zapomnieć, ale nie da się zapomnieć. Jak nie da się palić świeczki, kiedy noc
nadchodzi. Jak nie da się wielu innych rzeczy, które we mnie wrosły. Próbowałem
każdą cierpliwą nocą, ale ani zagryzione wargi, ani patrzenie w szarość poranka
nie pomogły. Nie, nie czekam już, ale jest we mnie to wszystko, co wydawać się
mogło zbędne, a jednak konieczne. I gwiazda i wiatr i noc z deszczem. Trwają,
jak ja. I napełniają mnie zdziwieniem nieodmiennie i do końca. Jakby to wszystko czekało na czyjeś dłonie, by ulepić mnie od nowa. Z westchnienia, szeptu i nieoczekiwania. Z uporu i zaciśniętych we śnie dłoni. Z tęsknienia.
Chyba masz rację "A jeśli nie mija, to znaczy, że było prawdziwe"...tak myślę. Prawda, że szkoda, ale czyż nie jesteś szczęściarzem. Masz coś, czego nie każdy doświadczył i w dodatku tylko dla siebie. Niektórzy mogą tylko zazdrościć. Przepraszam, że Ci tak moralizuję, ale doskonale rozumiem. Zdjęcia urzekają. Pozdrowienia wieczorne, Witku i miłego weekendu:))
OdpowiedzUsuńDobry wieczór Elu :) Wiesz, zastanawiam się czy to takie szczęście. Nie czuję się szczęściarzem. Ba, nie czuję, że coś mam. Powiem więcej - nie mam.. Nie chcę takiej wiedzy. Bardzo się cieszę, że podobają Ci się zdjęcia i to, że rozumiesz. Pozdrawiam Cię serdecznie i również dla Ciebie - słonecznego, miłego i ciepłego weekendu :))
UsuńPiękne!!! Perełka za perełką i potęga na końcu przepełniona tęsknotą...
OdpowiedzUsuńwybrałam to co dla mnie najmojsze: "nie czekam już, ale jest we mnie to wszystko, co wydawać się mogło zbędne, a jednak konieczne. I gwiazda i wiatr i noc z deszczem..." Dodam moje : jeszcze
Pozdrawiam serdecznie... :) Chylę czoła ...
dodam że wszyscy mamy tak wiele to co zbędne i konieczne :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Małgosiu :)) Takie to te nasze ludzkie niepokoje - zbędne i konieczne byśmy byli tu i teraz :)) Pozdrawiam Cię majowo :))))
OdpowiedzUsuńOd czasu do czasu sobie podczytuję :)
OdpowiedzUsuńKiedyś się mocno zdenerwowałam na Twój jakiś tekst.
Co się zmieniło, coś ubyło :) coś przybyło.
Piękne zdjęcia
Tekst mnie poruszył.
Ja nie krytyk.
Szary człowiek tylko,, przechodzień życia......
Dziękuję za to, że podczytujesz, że komentujesz :) I ciesze się, że zdjęcia Ci się podobają. A teksty...jednych będą denerwować, bo to "nie tak", inni powiedzą, że całkiem ładne - jak w życiu :)) Pozdrawiam serdecznie :)
Usuń