Błękitne

     Zatrzymaliśmy się na chwilę. Rzuciłem kurtkę na piasek i usiadłem. Mała swoim zwyczajem zeskoczyła i zaczęła grzebać w muszlach, patykach i kamieniach. Szukała bursztynu. Dobre i to, przynajmniej będzie cisza. Morze szumiało swoim rytmem i fale z daleka odpowiadały tym przy nas. Zmęczyłem się wędrówką, choć było to wędrowanie bez celu. Lubię tak iść przed siebie widząc tylko horyzont. Ani czas, ani żadna z ważnych spraw nie liczą się wtedy. Jest tylko krok za krokiem i przestrzeń napełniona szumem.
- Nie ma, nic tu nie ma, możemy iść dalej.
- Nie, nie możemy. Chcę chwilę posiedzieć.
- Ale ja chce iść dalej! Musisz się mnie słuchać, bo ja wiem co mówię. Ja jestem malusia, ale ja dobrze wiem, co robić. Słyszysz?
- Słyszę, słyszę. A tobie się coś poprzestawiało pruski kapralu. Siedzimy i już.
- Ale tam może być bursztyn, ja chcę go znaleźć!
- Spokojnie, jeszcze znajdziesz. Nie dziś, to jutro.  Mała wydęła usteczka, założyła ręce na piersi w geście obrażenia się na cały świat i siadła tyłem do mnie. Dobrze, niech się trochę pogniewa, dobrze jej to zrobi. Patrzyłem na fale, które uderzały o brzeg, a wiatr niósł krople wody aż tu. Dobrze mi tak siedzieć i tylko oddychać. Ale jakby na przekór sobie wstałem. Podszedłem do brzegu morza i podniosłem kilka kamieni. Rzuciłem raz, drugi, trzeci, a one niknęły w wodzie robiąc plusk. Nawet nie zostawiły kręgów na wodzie, bo zaraz przykryły je fale. Schyliłem się i podniosłem kawałek błękitnego szkła wyszlifowanego przez kamienie i piasek. Leżał na mojej dłoni schnąc i tracąc kolor. Mała podbiegła.
- Co masz, pokaż, pokaż, no przecież mówię do ciebie! Schyliłem się i na wyciągniętej ręce pokazałem kawałek szkła podobny do błękitnego kamienia.
- Łeee, szkło… ja myślałam, że bursztyn. Ty zawsze masz głupie pomysły. Wróciłem na miejsce, a szkiełko schowałem do tylnej kieszeni spodni. Wiedziałem, co teraz będzie.
- A dlaczego je schowałeś?
- Bo lubię błękitne szkiełka.
- A dlaczego?
- Nie wiem, po prostu lubię. Zbieram sobie i są.
- Ja jestem malusia, ale nie upadłam na głowę, żeby szkiełka zbierać!
- Może masz rację, a może nie masz…
- Ja mam rację, ja jestem malusia i biedusia, a ty stary i głupi chłop zbierasz szkła na plaży – cha, cha, cha!!
- Śmiej się, śmiej, niech ci idzie na zdrowie.
- No nie gniewaj się, ja biedusia taka jestem, bo ja nie rozumiem, a ty nic nie chcesz powiedzieć. Odrobinę, ociupineczkę, to ja bym się samiutka domyśliła, ale ty nic, jak pień!
- No co ci mam powiedzieć?
- Wszystko, wszyściutko! Ja sobie siądę u ciebie i ty mi wszyściutko powiesz!
- Oj Mała…
- Mówiaj, mówiaj, mówiaj! Za późno, przeprute, przetarte! Tu Mała splunęła gdzieś w bok i udawała, że piętą przydeptuje.
- No to słuchaj: Trudno jest o błękitne szkło. Zazwyczaj jest białe, zielone, albo brązowe. Zobacz, ja nie zbieram tego zielonego, nie zbieram i brązowego. Białe też jeszcze nie jest gotowe.
- Jak to?
- Ano takie białe szkło leży sobie w morzu i trze o niego piasek, szlifuje, ale dzieje się coś równie ważnego. Szkło nasiąka kolorem nieba. Zobacz, jakie morze jest błękitne. Tak, wiem, czasem zielone, a czasem szare. Ale w pogodne dni nabiera koloru nieba. I wtedy błękit powoli wsącza się w białe szkło, a ono błękitnieje. A ja je zbieram, bo przypomina mi o różnych rzeczach. O wędrówce, o falach, o wolności i zachwycie tym wszystkim. Rozumiesz teraz?
- To jest nieprawda! Ja jestem malusia, a ty kłamiesz okrutnie! Ja się nie zgadzam! Wstrętny, wstrętny, wstrętny! Ja chciałam opowieści, a nie cygaństw. I nie śmiej się ze mnie! Ja biedusia, malusia taka, a on kłamie i jeszcze się ze mnie śmieje!
- Chciałaś opowieści, to ją dostałaś. Powiedz, czym jest prawda i kłamstwo w opowieści? Czy opowieść musi być prawdą, żeby się podobała? Czy musi być nazwana zaraz kłamstwem? Opowieści są przecież różne. I te prawdziwe i te zmyślone. Ale czy musimy te zmyślone nazywać od razu kłamstwem? One przecież też czemuś służą.
- Ciekawe czemu, kłamczuchu jeden!
- Temu, żeby uśmiechnąć się, a potem zamknąć oczy i wyobrazić sobie to wszystko. A w domu patrzeć na błękitne kamyki zbierane nad morzem i myśleć sobie, że dobrze było iść brzegiem morza i je zbierać.
Mała nic nie powiedziała. Poczułem tylko, jak wspina mi się na ramię i siada. Siedzieliśmy tak jakiś czas, a morze falowało i szumiało. Dobrze było siedzieć i sycić oczy. Tylko tyle. Poczułem, jak Mała przytula się do mojej szyi i mówi:
- Przepraszam…
Uśmiechnąłem się tylko. Czas było ruszać w dalszą drogę…

*     *     *     *     *
Drodzy Czytelnicy, chciałem Was przeprosić za opóźnienia. Niestety są na tym świecie rzeczy, na które wpływu nie mamy. Właśnie z takim problemem przyszło mi się zmierzyć, a jest on spowodowany dostępem do Internetu i moim laptopem, którego czasy świetności nikną w pomroce dziejów. Serdecznie Was pozdrawiam i liczę na Waszą wyrozumiałość jeszcze przez jakiś czas - WN.   
 




Komentarze

  1. Przyjemnie się tak idzie przed siebie widząc tylko horyzont. Można iść i iść. Ostatnio tak się wybrałam, szłam i szłam, i w porę się spostrzegłam, że jak nie zawrócę, to będę po ciemku wracać, a to byłoby niezbyt przyjemne, bo to zupełnie nowe okolice. Słabo znam jeszcze te miejsca i żeby wrócić do domu, zawsze muszę zawracać, nie wiem, jak zrobić, żeby zatoczyć po prostu koło. Widzę, że Mała jak dziecko uspokoiła się nad tym morzem. Zawsze się zastanawiałam, skąd się w morzu biorą niebieskie szkiełka :) Detoks internetowy jest bardzo dobry, ja sobie często na taki pozwalam. Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiem, jak to jest, kiedy idzie się i idzie i idzie. Przytrafiło mi się właśnie coś takiego tym razem, kiedy trochę za daleko poszedłem i wracałem już po ciemku. No, ale to zupełnie co innego iść brzegiem morza, a co innego ścieżkami przez las, albo bagna. Tu jednak trzeba być ostrożnym. U siebie, czyli tam, gdzie mieszkam biorę rower. Klnę na czym świat stoi, bo często zawadza, ale daje mi komfort świadomość, że jak wyjdę już z gęstwiny, to w miarę szybko dostanę się do domu. Mam się uspokoiła, bo innego wyjścia nie miała. Rękę mam dużą, a ciężką i czuła instynktownie, że zadek bolałby bardzo. Lepiej siedzieć mi na ramieniu, niż z bolącym zadkiem w domu :)) Pozdrawiam Cię serdecznie :))

      Usuń
  2. Opowieść pełna spokoju :)
    Myślę też, że wszystko co nas spotyka ma jakiś cel. I ten spacer bez celu i zmyślone opowieści, a nawet znalezione szkiełka... Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kłopot w tym, że każdy z nas chciałby wiedzieć, po co to wszystko? Czy to tylko suma doświadczeń, czy jednak jest jakiś cel, który jest nadrzędny. I to chyba niepokoi. Dziękuję bardzo serdecznie za odwiedziny i fajny komentarz :))

      Usuń
  3. Przyznać muszę, że jesteś naprawdę bardzo pomysłowy...zdjęcia z kamyczkami są rewelacyjne, a opowieść o ich kolorze też bardzo, bardzo mi się podoba. Cieszę się, że Mała zrozumiała, że nie wszystko musi być tak dosłowne, a wyobraźnia jest naszym potężnym sprzymierzeńcem. Brak internetu na pewno może irytować, ale jest tyle innych wspaniałych rzeczy, a szum morza i wiatr to coś na co długo czekałeś.
    Korzystaj jak najwięcej...
    Serdeczne pozdrowienia, Witku :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba być pomysłowym, kiedy brakuje tego, co stało się poniekąd naszą "trzecią ręką". Zaparłem się jak osioł i stwierdziłem, że nie będę komentował pisząc na telefonie. Z szacunku do czytelników, bo nie chcę bylejakości. Wystarczy, że tę mamy codziennie pod nosem. Stąd też taka przerwa "techniczna". Właśnie teraz przenoszę zdjęcia z dysku na komputer i boję się, czy uda mi się pokazać magię tego, co sam zobaczyłem. Bardzo Ci Elu dziękuję za dobre słowa i za zrozumienie :))) Dziękuję Ci za pozdrowienia i również swoje (już z domu) przesyłam :))

      Usuń
  4. Witam Witku. Niesamowite zdjęcia. Klimat morza i plaży zakląłeś w kilku kamyczkach i szkle. Lubię pochmurne dni nad morzem. Nisko po niebie snujące szare chmury. Wtedy robi się dziwne ciepło i przytulnie. Morze zamyka się w naszej przestrzeni a niebo przybliża. Wędrując samotnie nie odczuwa się tak przestrzeni, jak w słoneczne dni gdy widnokrąg poza naszym wzrokiem. Trudno w pochmurny dzień uchwycić światło. I oddać na zdjęciu klimat otoczenia. Utrwalić aparatem piękno pochmurnego, szarego dnia nie lada sztuką. Tobie to się udaje :) Samotny spacer po pustej plaży z własną niepokorną Duszą niesamowite uczucie. Dobrze to przekazałeś. Szukanie w tym wszystkim skarbu. Łowienie błękitu w szarości trudna sztuka. Twoje teksty są bardzo sugestywne. Lubię tą Twoją psotnicę Duszyczkę :) Pozdrawiam ciepło z życzeniem błękitu :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mnie skomplementowałaś. A przecież to nie tak... Ja tylko naciskam spust aparatu, bo chcę pokazać coś, co mnie samego urzekło. Albo Małą, bo to czasami dwie różne sprawy. Już jestem w domu, więc będzie łatwiej komunikacyjnie. Pozdrawiam Cie bardzo, bardzo serdecznie i jeszcze raz Ci dziękuję :))))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty