Mury i bramy...

   Ptaki śpiewały tak jak tylko umieją śpiewać rano. Już nie dniało, a słońce przestało być kulą pomarańczy toczącą się powoli po niebie. Było znów na powrót słońcem. A ja stanąłem z duszą na ranieniu przed bramą do szpitala. Brama była zamknięta i nie było żadnego stróża z miotłą, który mógłby ją otworzyć. Była stara i farba schodziła z niej płatkami. Gdzieniegdzie rdza zaczęła ją toczyć, ale nadal broniła wejścia do szpitalnego parku. Stałem jak głupiec i nie wiedziałem, co zrobić.
- Może przeskocz, co? Będziesz tu dalej stał, jak sierota?
- Mała, kiedy ma się swoje lata, lepiej przejść, niż przeskoczyć.
- No, toś mnie uraczył złotą myślą od rana.
- Sama chciałaś iść ze mną. Pytałem trzy razy. I nie powiem, kto mi skakał dzisiaj po pościeli pokazując tyłek, żebym tylko wstał.
- Cicho! Chciałam, to skakałam, a ty wymyśl coś.
A ja nic nie mogłem wymyślić i dalej stałem obejmując pręty bramy szpitalnej. Czułem, że dłonie będą potem pachniały żelazem i będą rude od rdzy. Wokół szpitala ciągnął się mur. Trudno, przeskoczę. Pewnych rzeczy się przecież nie zapomina. Wystarczyły dwa ruchy i siedziałem u góry. Trwożliwie rozejrzałem się na boki, ale nikogo nie było. Kiedy zeskoczyłem, stopy zapiekły od uderzenia w ziemię, a plecak przygiął. Ale byłem po drugiej stronie muru. Strzepnąłem z bluzy nieistniejący brud i ruszyłem przed siebie. Z daleka widziałem to, po co przyszedłem – rajskie jabłka, które zaczęły kwitnąć i w rannym słońcu płonęły kolorem. Mała pożeglowała przez ranne powietrze, by swoim zwyczajem być pierwszą na miejscu.
- Wiesz co? Ja tak się zastanawiam, czy ty nie jesteś walnięty, żeby wchodzić tutaj tylko po to, żeby zdjęcia zrobić. I to czemu? Kwiatkom? Ja malusia jestem, ale ja bym tego nie robiła.
- Jasne, ty jesteś idealna i teraz pewnie siódmy z rzędu paciorek byś odmawiała.
- Nieprawdziwa nieprawda! Ty nic nie rozumiesz! A w ogóle, to rób sobie te twoje obrzydliwe i nudne zdjęcia, ja sobie posiedzę w słonku i popatrzę.
- A patrz sobie, patrz. Tylko żebyś mi się potem nie kręciła przy zdjęciach, jak siądę, dobra?
- To jest niemożebna niemożliwość! Ja malusia mówię NIE!
- Dobrze już, dobrze. Daj mi trochę teraz czasu, dobrze?
- A w ogóle, to dlaczego ty taki uparty jesteś? Czemu akurat te kwiatki fotografowujesz?
- Bo chcę. Mała, miała być cisza.
- No już nic nie mówię, ale mnie to zastanawia. Bo że jesteś walnięty, to wszyscy wiedzą. Ale że uparłeś się na te kwiatki, to musi coś w tym być!
- Mała, noż do jasnej cholery, będziesz ty cicho, czy nie!
Cisza. Dobrze tak. Słyszę tylko ptaki i dalekie samochody. Migawka cicho cyka, kiedy naciskam spust. Dobre. Jeszcze jedno i jeszcze. Uwielbiam tę chwilę, kiedy widzę tylko to, co w obiektywie. Jest tylko świat mojego wizjera. Balans między cieniem i słońcem. Moja własna opowieść i nic więcej. Potem dopiero ubiorę ją w słowa. Nietrwałe. Poruszam nogami, oddycham, ale mnie samego nie ma. Jestem aparatem, jestem samym patrzeniem, jestem obrazem…
- No może już starczy, co? Głos Małej wyrywa mnie z mojej opowieści. Obudziłem się. Znów czułem ręce, nogi i głowę. Znów czułem, że oddycham. Pakowałem aparat do plecaka wiedząc, że jest w nim moja opowieść. Jak zawsze.
- No to może teraz mi powiesz, czemu te akurat drzewa?
- Mała, upierdliwa jesteś, wiesz? Ale powiem ci, bo nie dasz spokoju. Poczułem, jak poruszyła się na moim ramieniu.
- No już, mówiaj!
- Widzisz, kiedyś pokazałem swoje zdjęcia pewnej dziewczynie…
- Aaaa… Czyli tak, jak myślałam!! I co, myślisz, że ona twoje zdjęcia dalej chce oglądać? Że ona patrzy, czyta i serduszko się jej kroi? Cha, cha, cha!! A toś strzelił teraz!
- Mała, zanim do końca mnie wyśmiejesz, to powiem ci, że lepiej, żebyś tego nie robiła. Nie jest to dobre ani dla mnie, ani dla ciebie. Po drugie, wcale nie wchodzi i nie ogląda. Tak bardzo chciała zapomnieć, że zapomniała. A ja, po prostu, co roku robię takie same zdjęcia, bo…
- Bo ty nie chcesz zapomnieć?
- Nie Mała, bo dla mnie to było najważniejsze na świecie…
Dotarłem do muru, ale ku mojemu zdziwieniu tkwiła w nim mała furtka, niepozorna i zarośnięta przez krzaki. Może dlatego jej nie zobaczyłem wcześniej. Była uchylona. Już chciałem przez nią przejść, kiedy usłyszałem:
- Panie! Gdzie pan wszedłeś, tu nie wolno! Panie, jak Boga kocham, tu nie wolno!! Masz pan pozwolenie od dyrekcji? Mała zachichotała na moim ramieniu, ale to nie był dobry moment na kłótnię. Odwróciłem się. W moim kierunku pędził podstarzały ochroniarz w mundurze z przejęciem na twarzy i niedowierzaniem w oczach. Wymachiwał rękami, jakby zaraz miał odlecieć.
- O, to tu nie wolno wchodzić? Myślałem, że można. Przepraszam – zełgałem. Mała zarykiwała się ze śmiechu przy moim uchu, co za jędza – pomyślałem.
- Panie, tu nie można, tu przedsiębiorstwo, tego, państwowe. Tu zakład państwowy. Tu teren szpitala i trzeba poświadczenie i pozwolenie. Pieczątkę trzeba od dyrekcji!
- Oj, przepraszam, raz jeszcze. Nie wiedziałem. Ale było otwarte i…
- Ja panu mówię, że nie wolno, bo to państwowe i ja tu pilnuję!
- Dobrze, będzie pieczątka i wszystko w ogóle. Dobrze, że mi pan powiedział, bo to wie pan, czasem człowiek tak idzie i myśli, że można, a tu akurat nie można! Takie to życie dziwne. Prawda? Stary zsunął czapkę ochroniarza na jeden bok i się podrapał po głowie.
- Ano prawdę pan mówisz. Ale to państwowe…
- Tak, zrozumiałem. Już mnie tu nie ma, będzie pieczątka. Państwowa. Po czym ruszyłem przed siebie, a stara furtka przepuściła mnie do innego świata, za mur.  Kiedy odwróciłem się, ochroniarz stał jeszcze i patrzył za mną, więc rzuciłem przez ramię: Wesołych Świąt!, a mała śmiała się tak bardzo, że dostała czkawki. I dobrze jej tak! Na plecach czułem ciężar aparatu i opowieści na nietrwałej karcie pamięci...















Komentarze

  1. Uwaga, uwaga!!!
    Szanowna wycieczko, oto jesteśmy na zjeżdżalni. Proszę zauważyć, że zaczynamy pędzić w dół...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwaga, uwaga! Szanowna wycieczko, proszę zauważyć, że to najlepsza frajda na świecie móc zjechać na tyłku po zjeżdżalni. A warto dodać, że można znów się na nią wdrapać i znów zjechać! Czy życzą sobie Państwo powtórkę? Czasem Małgosiu pisze się teksty, które muszą zostać napisane po to, by zrozumieć inne teksty. Może zbyt prosto? Ale akurat skakanie przez mur i rozmowa z ochroniarzem są prawdziwe. Taki mały psikus od życia :)) Pozdrawiam Cię serdecznie :))

      Usuń
    2. Przepraszam Witku, że Cię uraziłam. Szkoda, że się nie przyjaźnimy, bo bym Ci wyjaśniła na czym polega problem...
      pozdrawiam ciepło i mam nadzieję, że z Twoim zdrowiem już lepiej.
      P.S
      Niestety mam tendencję do mówienia szczerze...szczególnie jak mi na czymś lub na kimś zależy. Zwykle ludzie lubią lukier i zawijasy. Możliwe, że się pomyliłam...

      Usuń
    3. Ależ Małgosiu, wcale mnie nie uraziłaś. Wiem, że raz jest lepiej, raz jest gorzej. To zupełnie normalne, wiec uśmiechnąłem się, bo wyczułaś, ze próbuję wrócić na swoją starą, utartą ścieżkę. Twoja tendencja jest prawidłowa i absolutnie nie musisz za nic przepraszać. Wolę prawdę od lukrowania, bo przynajmniej się rozwijam, a od cukru człowiek puchnie i zmienia się w gnuśnego pączusia :))) Również Cię pozdrawiam i szukaj wiadomości na priv :)))

      Usuń
  2. Niebezpiecznie tak skakać przez mury...Mój kolega już trzeci miesiąc w gipsie, bo tak bardzo chciał skrócić drogę do domu, że skakał przez ogrodzenie mojej podstawówki. Wynik: popękana pięta i otwarte złamanie ramienia. Jak usłyszałam nie mogłam się nadziwić.
    Ty jednak nie miałeś wyboru, skoro tylko tam rosną rajskie jabłonie i w dodatku to był pomysł Małej. No tego się po niej nie spodziewałam.
    Czego się nie robi dla fotografii?
    Widać czym ona jest dla Ciebie i przyznam, że doskonale to rozumiem.
    "Poruszam nogami, oddycham, ale mnie samego nie ma. Jestem aparatem, jestem samym patrzeniem, jestem obrazem…" jak pięknie ubrane w słowa. Zupełnie to samo mogłabym powiedzieć o sobie...
    Przykro tylko, że tak magiczne okoliczności tak naprawdę ranią. Szkoda...
    Zdjęcia baaaardzo magiczne, co już mnie nie dziwi. Opowieść z happy endem na szczęście, a pan ochroniarz taki przejęty swoimi obowiązkami, co się chyba rzdko teraz zdarza.
    Miłego dalszego świętowania,Witku i uważaj bo jutro Śmingus-Dyngus:)))
    Serdeczne pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż...rajskie jabłonie nie tylko tam rosną, ale upatrzyłem je sobie jadąc do pracy i trzeba było skorzystać, a nie łazić i marudzić, że tam są i kwitną, a w innym miejscu jeszcze nie :))) Ja się znam i Mała mnie zna, więc... Ochroniarz trochę chyba niewyspany był. Coś czuję, że z trzeźwością i z IQ mu nie po drodze nie było, ale nasza rozmowa była na tyle śmieszna, ze zdecydowałem się ją wpleść w opowieść robiąc z niej coś komplementarnego. Jak już opowiadać, to do końca :) Ciesze się, że oddałem wrażenie robienia zdjęć. Zawsze mnie to fascynuje, jak znikam, bo tylko kadr się liczy. To fantastyczne doświadczenie. Dziękuję Elu za życzenia, przesyłam i Tobie uśmiech wraz z życzeniami :)) Tak, trzeba jutro uważać. Aparaty wody nie lubią :( Pozdrawiam Cię serdecznie :)))

      Usuń
  3. Czasem warto wkraść się za takie mury i bramy, choćby dla tych kilku zdjęć... Czasem warto coś zrobić choćby dla tych kilku chwil... Miłego wieczoru :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mówi klasyk: Lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż żałować, że się nie zrobiło. To nie zawsze prawda, ale akurat co do zdjęć pasuje idealnie :))) Również pozdrawiam Cię leniwie i słonecznie :)))

      Usuń
    2. PS. Nadchodzi sezon burz, więc jest dobrze, bo na niebie będą cudowne chmury :)))

      Usuń
  4. Mury i bramy. Każdy je tam ma gdzieś własne. Stare zardzewiałe furtki, które chce się otworzyć aby zajrzeć za nie i zobaczyć co tam jeszcze kwitnie, co rośnie mimo upływu czasu. Kwitnący ogród zobaczyłeś okiem fotografa i mijanej chwili. Wspaniałe zdjęcia z głębią, tłem. Wiosna ma w sobie magię odrodzenia, na nowo budzącego się życia. Wabi każdym rozkwitającym kwiatem. Słońcem, zapachem i ozonem. Z przyjemnością i ciekawością przeczytałam Twój nowy tekst. Ciekawe dokąd zaprowadzą nas czytelników, przygody Twojej niesfornej Duszyczki i Twoje. Mury "burzysz", "zakazane" bramy otwierasz. Śmiało konfrontujesz przeszłość z tu i teraz. No i nas czytelników zmuszasz tymi tekstami do refleksji, do wspomnień własnych. Do zmierzenia się z własnym Ja. Pozdrowienia ciepłe zostawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Grażynko, że właśnie w ten sposób popatrzyłaś na mój tekst, bo właśnie w tej konwencji chciałem go napisać, jako przekraczanie ograniczeń. Bałem się, ze może za infantylnie, za prosto to wyszło, a z drugiej obawiałem się niepotrzebnego skomplikowania i moralizowania. Wszak życie czasami podsuwa nam sytuacje, które na pierwszy rzut oka są dziwne i śmieszne, a potem okazują się poważne. Cóż, trzeba czasami przeskakiwać swoje ograniczenia, łamac zakazy, by dostać to, co wydaje się bezcenne. Choćby po to, by potem powiedzieć "było warto". Dziękuję Ci serdecznie za Twój komentarz, po którym zrobiło mi się bardzo miło. Serdecznie Cię pozdrawiam :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty