Jeden, dwa, trzy...

              Jeden, dwa, trzy… spokój, spokój, spokój. Ale mnie wywiało na tę pieprzoną pustelnię, nic tu nie ma. Nic. Nie znam tu niczego. To nie moje ścieżki. To nie moje życie. To nie moje miejsce. Ale kurde, jestem tu. No jestem, jak ta cholerna dziura w ścianie, albo jak ten kurz zbierający się nie wiedzieć czemu w miejscu, gdzie pracowicie go wytarłem. No więc jestem. Kurz ludzki. Ochłap. No i co dalej? Gdzie iść, w którą stronę? Wywieźli mnie, wysłali i tyle. No więc nerwy na wodzy – raz, dwa trzy…Baba-Jaga patrzy. Chodzę, krok w jedną, krok w drugą stronę. Dziwaki z magazynu stoją i paczają, a każdy pali papierosa. Mmm…dobry papieros, dobry. A ja niedobry. Podymiłbym. Zapalił ognisko. Sygnały nadał. A tu nic. Ani ognia, ani żaru, ani bodaj iskierki. Dymiłoby się. Pod niebo. Pod siódme niebo. Niebo by spłonęło, ziemia by poszła z dymem i byłoby czarno. Nie mam cierpliwości, nie mam. Skacze we mnie płomień – ej, niepotrzebnie dmuchałaś i dmuchałaś, a potem się sparzyłaś. A złoty ogień liże coraz bardziej. Coraz to większy na przekór ciemności. We mnie, w tobie. Piję wodę, ale nie pomaga, więc znowu krok w przód, krok w tył. Krok w prawo, krok w lewo. I krajobraz obcy z obcym niebem. Musiałbym siąść i zanurzyć się w niego. Poczuć wiatr na twarzy, odkryć ścieżki, których nie widać. A może nawet wydeptać własne. A najpewniej iść w stronę samotnej góry po to tylko, by ją zdobyć i rozpalić na jej szczycie ogień. Jeden, dwa, trzy…wdech i wydech, wdech i wydech i trwanie w biegu. I coraz szybciej i szybsze myśli. Stop, to nie tak, poprawiam się w myślach. To nie tak. A jak? Nie wiem. O wy myśli nieposkładane moje, o wy szepty niewypowiedziane czyjeś. O wy palce wyłamywane w rozmowie, gdzie jest moje miejsce? Gdzie jestem ja u zbiegu dróg? Śmieszy mnie to, że siatką ogrodzili teren, jakby bali się zajęcy, bażantów z płochliwą rodziną i tych saren, które nie mogą się napatrzyć ludziom. Strzygą uszami. Tu jest moje, tu jest twoje. A ogień wciąż krzyczy wysokim głosem pytając o drogę. Dziwne. Taki strzęp ludzki, taki śmieć, taki kurz w wiecznym pytaniu. Ironia mrówki. Albo zwykła pycha, na jedno wychodzi. A od wschodu chmury ciągną, zalewają błękit. Kraków dymi szczerymi kominami chwały. Krok w przód, krok w tył. Jeden, dwa, trzy…cicho, cicho płomieniu. Nikt cię nie potrzebuje. Świat ma swoich Prometeuszy dość. Po cholerę jej jeszcze jeden. Cicho, cicho płomieniu, uśnij w szepcie, uśnij….






Komentarze

  1. Przeczytałam go wczoraj w nocy, zanim położyłam się spać, taka byłam jakaś znużona, a tu czytając skoczyłam można powiedzieć na równe nogi :) To tak jak w ponurym, znudzonym towarzystwie ktoś przyjdzie nowy i zacznie coś niezwykle interesującego i wesoło opowiadać. Od razu wszyscy się budzą. No i tak razem z tym bohaterem zaczęłam do siebie mówić: co ja tu robię, gdzie mnie tu wywiało, jakim cudem się tu w ogóle znalazłam, "przecież to nie moje ścieżki".
    Ech ile to razy człowiek zadaje sobie takie pytanie. Ale ja lubię sobie je zadawać, bo to znaczy, że życie mnie niezwykle kocha, bo rzuciło mnie znowu w jakieś nowe miejsce, wplątało w jakąś niesamowitą historię, że aż włos mi się jeży na głowie i pot spływa po plecach. Póki trwają takie niespodzianki, to i życie trwa. A ten ogień, żeby się paliło, to musi być wiatr i ruch czyli zmiany, znaczy się wszystko jest ok, czy ktoś chce jeszcze tego ognia czy nie, ale co mnie to właściwie obchodzi, jak chcę to napalę i będę mieć całe ciepło dla siebie. Te sarny i bażanty przyglądające się ludziom to tak jak w zoo - nigdy nie wiadomo kto kogo ogląda :) Świetnie mi się czytało, miłego dnia ze słoneczkiem :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też ciągle pytam. Ale to dobrze, że się pyta zamiast zachowywać się jak ślepa i szalona Kasandra albo taka Pytia. Lepiej pytać, bo niewiedza oznacza poszukiwania. A to chyba wpisane jest w nasz (ludzki) genom. Zmiany, tak. Koniec roku zawsze zapowiada zmiany. I takie, które sobie człowiek narzuca i takie, które przychodzą. Niech więc wieje :)) Nie obrażę się na zmiany, byle na lepsze :)) Chociaż... spełniłem dziś swoje marzenie. Myślisz, że to się liczy już do zmian? Chyba tak. Oby tak :)) A wiesz, zadziwiło mnie Twoje spojrzenie na sytuację całego ciepła dla siebie. Chyba edukacja na mnie tak wpłynęła, że dzieliłbym i to nad wyraz uczciwie :P A tu prosty sposób, palę u siebie i grzeję się w swoim cieple. Dobre! Ciesze się, ze Ci się dobrze czytało. Ja sam, przyznam się bijąc w piersi, przeczytałem i stwierdziłem, że nic nie wymyślę, bo zły jestem jak cholera. I zniecierpliwiony. A wierz mi, mnie wyprowadzić z równowagi jest trudno. Ale jednak udało się to, więc niech to wszystko szlag trafi, niech idzie tekst w świat i eter. Jeśli przydał Ci się do czegoś, to tym bardziej mnie to cieszy :))) Dziękuję Ci za dobre słowa i fajne życzenia :)) Również rewanżuję się dobrymi i ciepłymi myślami, które po kociemu mruczą. Dobrego wieczoru :))) Ps, przepraszam za tyle godzin zwłoki, ale dopiero teraz dotarłem do domu. Ano...bywa i tak...

      Usuń
  2. Bardzo lubię krótkie zdania. Najkrótsze. Wydaje mi się, że w ten sposób można, paradoksalnie, najwięcej wyrazić.
    Za pomocą niewielu słów pokazałeś nastrój dnia, niecierpliwość (lub zniecierpliwienie).
    Nadałeś sygnały i dymiło się pod siódme niebo, chociaż ognia nie było:)
    Świat ciągle potrzebuje Prometeuszy, bo czym byłby bez nich..?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, zawsze lubiłem tasiemce. Ale od czasu pewnej książki, która pokazała mi, ze można jednym słowem osiągnąć cudowny efekt i jest to takie prawdziwe, ze aż moje (!), że lubię od czasu do czasu urywaną mowę. Nieczęsto, ale zazwyczaj w chwilach napięcia. No i patrz, wyszło :))) Oj, dymiło się, dymiło. A umiem robić awantury, umiem. Subtelne i z przytupem na ostatnie słowo. Bo koziorożec ze mnie, więc jakbym mógł inaczej? Nie wiem już Aniu, jak to jest z tymi Prometeuszami. Naprawdę nie wiem. Może niosą ogień tam, gdzie go wcale nie trzeba? Kiepscy zatem ci Prometeusze. Dawali by jakiś GPS, albo chociaż mapkę. A tu nic. Nic? I wiedz, gdzie masz nieść ogień!... Podoba mi się bardzo ta wizja i jestem już gotowy ją rozwinąć. Cudowna gra z kontekstem i z rolą Prometeusza. Mniam! Dziękuję Ci Aniu ślicznie :)) No i pozdrawiam bardzo, bardzo serdecznie, a Ty wiesz, że szczerze i do końca :)))

      Usuń
  3. A jako,że Kraków dymi szczerymi kominami smogu to czas czem prędzej uciekać od tego dymu.Najlepiej w leśne ostępy,gdzie i piwietrze i sarny,a i gościa znunodzonego,gościa strudzonego można spotkać i o ogień porosić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... Po co gościa znudzonego i strudzonego prosić o ogień, skoro mam własny? (tak, tak, wiem, nawiązanie do piosenki Banaszak "W moim magicznym domu"). I coś jest w tej piosence takiego, że dobrze się jej słucha, bo mówi o tej małej magii, która czasami niepostrzeżenie wkrada się w nasze życie właśnie teraz, kiedy słońce jest tylko gościem na horyzoncie. (Jeśli wolisz, na firmamencie) Jest w tej piosence słowo-klucz "spokój". Przyda się. Zawsze się przydaje. Zatem dziękuję serdecznie za komentarz i mimo smogu nie udam się w leśne ostępy, bo na to nie pora. Pozdrawiam serdecznie :))

      Usuń
  4. Chyba każdy z nas nie raz zadał sobie to pytanie: co ja tutaj robię? Obco, zimno, nie to miejsce, nie ci ludzie...Dynamiką tekst doskonale opisuje narastające zniecierpliwienie i nawet nie wiesz jak bardzo rozumiem bohatera, bo chyba nie ma nic gorszego niż bycie, gdzieś, z kimś wbrew sobie. Chociaż, jak przyglądam się bliżej zdjęciom i widzę krajobraz pustego przedmieścia to podoba mi się widok Krakowa z daleka i górki na tle zachmurzonego nieba. Myślę, że choć świat bardzo się zmienił się od czasu legendy, to jednak ludzie jak nigdy dotąd potrzebują Prometeuszy, którym nie jest obojętne...
    Mam nadzieję, że powód irytacji minął bezpowrotnie i masz już nieco czasu dla siebie, czego Witku Ci bardzo, bardzo życzę i duuuużo uśmiechu:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Elu, to Kraków, który subtelnie przechodzi w Skawinę. I tak do końca nie jestem pewien, czy to Kraków, czy Skawina. Fakt, znalazłem się tam w nieprzychylnym dla siebie momencie, kiedy inne sprawy trzeba było zostawić i rozkoszować się widokiem, który mnie specjalnie nie uwiódł. Może te górki jurajskie są fajne, ale jak się stoi za siatką, to smutno się robi. Robiło. Choć dziś też z musu zwiedzałem przedmieścia Krakowa i byłbym nawet z tego zadowolony gdyby nie to, że znów musiałem odłożyć swoje sprawy ad acta. Ano, bywa i tak. A Prometeusze... Zastanawiam się w odpowiedzi u Ani, jak to jest z tymi Prometeuszami. Prawda to, nieprawda? Nie wiem. Może jak się prześpię, to coś wymyślę? Na razie odpoczywam i czuję się, jakbym zdobył medal z kartofla - dobre i to :)) Dziękuję Ci za fajny komentarz Elu i bardzo, bardzo serdecznie Cię pozdrawiam i ślę prędki i ciepły uśmiech daleko, w Twoją stronę. Trafiłas z dziesiątkę z tym czasem, więc i dla Ciebie dużo czasu na własne niewymuszone fochy i fanaberyje, a co!! Pozdrawiam Cię!! :)))

      Usuń
    2. Poczułam się osobiście urażona tym bezproduktywnym atakiem na Kraków z powodu akurat złego dnia autora ;-)))
      Tak jakby jakiekolwiek współczesne industrialne przedmieścia miały w sobie urok...

      Usuń
    3. Hmm... Bezproduktywny, to on nie był. On był opatrznościowy. Czemu? Miałem okazję kupować samochód na tychże przedmieściach stolicy południowej Polski. We wtorek, czyli kilka dni po moim zagubieniu się w okolicach Skawiny i Krakowa. Samochód ładny, bo mój :))) Wracając mało cholery nie dostałem z powodu permanentnego korka. Podobny przeżyłem w Atenach. Czy mam pretensje? Nie, bo wiem, jak to jest. A jak zobaczysz Małgosiu, na trzecim zdjęciu od góry, widać przedmieścia Krakowa, które prześwitują zza smogu. Smutna rzeczywistość. Ale chyba to nie powód, bym się miał cieszyć? Byłem zły i jestem nadal, jak sobie przypomnę gdzie byłem tydzień temu :D

      A tak zupełnie serio, to darzę sentymentem Kraków z różnych powodów. Ale złości mi nie odmawiaj, bo mam do niej prawo. Zwłaszcza w takim miejscu :)))) Pozdrawiam Cię serdecznie i przesyłam dobre myśli :))

      Usuń
    4. A złość się ile dusza zapragnie :-))))
      Kraków bez korków? No proszę Cię... Nasz chleb powszedni.
      A o smogu proszę się nie wypowiadać okoliczności dokładnie nie zbadawszy...
      U nas wiatry od zachodu wieją i stamtąd smog do naszej dziury nawiewa...

      Usuń
  5. Może teraz napiszę herezję - jednak bosko czasami powściekać się na to co nas otacza. Dlaczego całe swoje życie mamy być grzeczni. No niby dlaczego. Bo tak nas nauczono, gdy inni mają to w czterech literach, nie dostrzegają w nas człowieka. Człowiek nie dostrzega w drugim człowieku człowieka. Ciekawa tu sprawa. Sam uznaje się za człowieka i za tego, że mu się wszystko należy, bo człowiek. Bo mu się wydaje, że ma taką władzę. Wyszkolony przez różnych tam "psycho....coś" myśli, że wystarczy tylko przewietrzyć kilka kostek w otworze gębowym, pozbyć się gazów po wstępnej przemianie materii i ma kogoś lub coś co przed nim stoi z głowy, bo nauczył się kilka pozycji z Kindersztuby, albo Czerwonej Książeczki i kupił jakąś miksturę do pielęgnacji cudu zwanego zębami. Dziwna sprawa Witku z ludźmi. Pełno nadczłowieków ci na tym padole ludzkim. Od co. Dzisiaj się wściekłam na człowieków bez krzty wyobraźni. Wiesz, nigdy nie zrozumiem pewnych spraw. Nigdy, mimo iż mówi się aby raczej nie używać słowa "nigdy". Jakbym taki tekst jak ten Twój przeczytała u pana Balzaka czy innego wielkiego to pewnie bym pokusiła się o napisanie pięknej pracy naukowej w drodze po tytuł profesora belwederskiego - coś pięknego w wyrażaniu własnych uczuć, ileż w tym ekspresji, wewnętrznej walki. Tego wiatru co burzę nagania, by potem ozonem świat potraktować. Zdjęcia idealnie współgrające z tym tekstem. Miasto kontra pustynia. Walka i spokój. Sens i beznadzieja. Witku wszystko albo i nic. Pokazałeś człowieka. Masz u mnie szóstkę :) choć ze mnie nie nauczyciel. No tak, na zakończenie mojej wypowiedzi wypadałoby zostawić życzenia ? Witku nie wiem czego Ci życzyć - praktycznie wszytko masz. Pewnie się teraz obruszysz - jednak nie słusznie. Spokojnej błękitnej nocy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, wszyscy uważają, że ulała mi się złość w tym tekście. Może... Może to prawda. A ja tylko tupnąłem nogą mówiąc "NIE". Nie tak to ma być. Nie chcę tak. Długa historia i niekoniecznie ciekawa. A tekst faktycznie, dynamiczny. Jeśli udało mi się w nim przekazać to, co masz na myśli, to ja sam nie wiem, jak to zrobiłem. Tak sobie myślę, ze trafił trochę w Twoje oczekiwania i dlatego stał Ci się bliższy. Skomplementowałas mnie bardzo, a ja tylko napisałem krótko, o co mi chodzi. Pozwoliłem, by ogień zapłonął. Zazwyczaj nie pozwalam. Nieczęste u mnie, ale profesury na tym nie zrobię, o nie :D Za to Ty opisałaś tak człowieka, ze śmiech mnie zdjął czytając o tej przemianie materii. To Ci wyszło koncertowo (dosłownie!!) Grażynko, Ty się tam bezmyślnikami nie przejmuj. Ważne jest to, ze wszyscy, którzy Cię znają, ze jesteś człowiekiem od A do Z. PRAWDZIWYM człowiekiem. I przyzwoitym w dodatku. Nieczęste. Choć kiedy patrzę na blog, to moi goście własnie tacy są, więc zawsze mnie to wzrusza. Zdrowia kobieto, zdrowia i sił. I dobrych myśli!! Ty wiesz i ja wiem. Przesyłam ciepłe myśli. Ale te wieczorne z fotela, ciepłej herbaty i tykania zegara, kiedy świat nie musi się spieszyć. Pozdrawiam Cię błękitnie!!!

      Usuń
  6. Na firmamencie ! 🎯 Jednym zdaniem,jednym słowem można powiedzieć: jak dobrze mnie znasz ! Mam nadzieję graniczącą niemal z pewnością,że wiesz (a wiesz) na pewno,że tylko się z Tobą przedrzeźniam tą grą słowną nie ujmując oczywiście ani Tobie Witku,ani Twojemu talentowi...ot tak - ripostuję i maluje swoje obrazy nie zawsze w kolorze,zawsze prawdziwe.Pozdrawiam i czekam na zaś 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Pomyślałem sobie, że nie zareaguję na zaczepkę biorąc ją za dobrą monetę. Czemu? Bo ani Cię nie znam, ani nie wiem, co Tobą powoduje. Technikę odwrócenia znam dobrze, by wiedzieć, że ma właśnie służyć temu, by wykpić. Zamiast tedy napisać "Nie denerwuj się, bo Ci żyłka pęknie", wolałem odpowiedzieć tak, jakbym nie wiedział o tym odwróceniu i próbie zaczepki. Po co się denerwować i psuć sobie dzień? Tym bardziej, że nie wiem, kto napisał. A domyślać się mogę, ale zwyczajnie nie mam na to czasu. Zatem wszyscy są zadowoleni. Widzisz, aktualnie pojawia się trzech Anonimowych gości i próbuję dopasować osobę do wypowiedzi. Nie, nie z czystej ciekawości a dlatego, by wprowadzić ład i porządek i nie mylić toku myślenia i historii znajomości. Zatem miło mi, że poświęcasz swój czas i uwagę mojemu tekstowi i piszesz w taki sposób, by stworzyć zagadkę językową. Tym razem nie dałem się sprowokować, choć kusiło mnie okrutnie :D Pozdrawiam serdecznie i piszę uśmiechając się - do zobaczenia :))

      Usuń
  7. Twój tekst przeczytałam chyba przedwczoraj. A dziś rano obudziłam się z jakąś taką niepokojąca myślą, że mnie nigdzie nie wywiało. Że nikt mnie nigdzie nie wywiózł i nie wysłał. Jestem w miejscu, w którym chciałam być. Wszystko zgodnie z planem. A mimo to czasem się zastanawiam co ja tu robię? Tego chciałam? To moje miejsce, moje życie? Wszystko jest jak marzyłam, jak chciałam, ale czasem nie mam pewności. Strasznie trudno dogodzić;)

    Ja się czasem tak absurdalnie zapalam. Zupełnie bez sensu. Ciężko mi jest wtedy utrzymać wszystko w środku i wybucham, a wokół wszystko płonie. Jestem strasznie niecierpliwa i miewam bardzo niski próg frustracji, a z drugiej strony niekoniecznie w tym konsekwentna, więc czasem sama jestem zaskoczona swoją reakcją...albo jej brakiem. Zazdrościłam zawsze innym cierpliwości i opanowania. Żeby tak krok w przód, w tył, w prawo i w lewo mógł rozładować całe to napięcie we mnie…chciałabym! Serio spokój, opanowanie, dystans to coś co zawsze chciałam mieć! Zazdroszczę!;)

    Miłego wieczoru!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze pytam "Co ja tu robię", kiedy coś nie idzie według moich zamierzeń :)) Ale to chyba każdy tak ma. Cierpliwość nigdy nie była moją mocną stroną. Musiałem bardzo, bardzo wiele siły włożyć w to, by choć sprawiać wrażenie cierpliwego :P I faktycznie, bardzo, bardzo dużo rzeczy zniosę, bo muszę być cierpliwym, tak sobie powtarzam, jak mantrę. A jednak bywają chwile, kiedy cierpliwość zamykam do ciemnej komórki i zaczyna szaleć żywioł. Bardzo gwałtowny i niszczący wszystko i wszystkich. hamulce puszczają i każdemu dostanie się to, co jego za wszystkie czasy. Dlatego staram się unikać takich sytuacji. Jak jest jednak, każdy widzi parafrazując Benedykta Chmielowskiego. Krok w przód, w tył (...), to mój stary sposób. Kiedy byłem dzieckiem, to biegałem naokoło domu, teraz po prostu miotam się tymi krokami, ale lepiej wtedy nie podchodzić :P Śmieję się sam z siebie, wybacz. Też jestem wybuchowy, ale zaciskam zęby. Wiem, niesłusznie. Ale czasem po prostu się nie da. A a propos tego miejsca, to nic nie dzieje się przypadkiem. Wiedziałem dużo wcześniej, ze pojadę do Skawiny (czy do Krakowa), ale tak mi to pasowało, jak psu siodło. Stąd moja złość. Każdy ma gdzieś tam swoje reakcje, swoje plusy i minusy, swoje ciemne i jasne strony. I dobrze, że tak jest. A a propos opanowania - jeden z wpisów tak mnie zdenerwował, że byłem gotów napisać coś mało ciekawego. A co mi tam! Ale wiem, ze nie mogę tego zrobić, ze mam się pilnować, by nie spopielić wszystkiego na wiór. Więc wziąłem oddech i pomyślałem :)) Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :))
      PS. Nie odniosłem wrażenia, ze jesteś niecierpliwa - dowód to to, że wchodzisz, czytasz i odpisujesz. A wiem, że czasem trudno. :))

      Usuń
    2. “kiedy coś nie idzie według moich zamierzeń”
      Chodziło mi o to, że mi się zdarza pytać nawet kiedy coś idzie dokładnie według moich zamierzeń. Kiedy wszystko idzie dokładnie jak planowałam to w pewnym momencie i tak nachodzą mnie właśnie takie wątpliwości...Jezu co ja tu robię? Naprawdę tego chciałam? Właśnie tego? A może lepiej byłoby jednak inaczej?
      No babie to zawsze źle, nawet jak jej dobrze.

      Też sobie powtarzam, że muszę być cierpliwa i opanowana i brać wszystko na zimno, na spokojnie. A potem przychodzi jakiś moment, jakaś sytuacja i jakbym zupełnie o tym zapominała i po prostu się dzieje tak jakby poza mną. Jakby coś we mnie pękało i już nie mam nad sobą kontroli. Po wszystkim nagle do mnie dochodzi, że za bardzo mnie poniosło i że miało być inaczej, na spokojnie.
      Ty jako dziecko biegałeś wokół domu, a ja zaliczyłam cały rok spotykania się z psychologiem z powodu tej całej mojej impulsywności;)

      Wiesz wiem, że każdy się czasem denerwuje i traci kontrolę, ale ja zazdroszczę tego, że wiesz że nie możesz “tego zrobić, ze mam się pilnować, by nie spopielić wszystkiego na wiór”. Ja działam w afekcie. Czasami. Prawda jest jednak taka, że im jestem starsza tym łatwiej mi nad sobą panować i się tak nie niecierpliwić. Może za kilka ładnych lat wyrobię to w sobie dostatecznie satysfakcjonująco i naprawdę niewiele sytuacji mnie tak rozpali. Ale żeby nie było, to też nie jestem też jakimś ryczącym agresorem;) myślę, że moje mechanizmy hamujące mają się całkiem nieźle, po prostu bym chciała lepiej!

      Miłego!
      :)

      Usuń
    3. Tak, z jednej strony narzekamy, że mamy swoje hamulce, bo one przecież kumulują w nas to, co złe, nawarstwiają frustracje, czy inne przykre rzeczy, ale z drugiej strony są błogosławieństwem dla własnej impulsywności, by jednak znać granicę. Zresztą sama wiesz, ze wyznaczanie granic często jest konieczne do prawidłowego funkcjonowania. Anarchia może i jest ciekawa, ale nuży na dłuższą metę. Jedyna pociecha w tym, ze zazwyczaj umiemy odnaleźć w sobie ten punkt równowagi. Choć przyznaję, byle durnota w odpowiednich warunkach potrafi doprowadzić mnie do pasji. Szewskiej nawet :D Na szczęście szybko mi mija. To też prawda, co piszesz o wieku. Człowiek dorośleje (nie, nie starzeje się) i zazwyczaj umie znaleźć tę subtelną równowagę między spopieleniem, a brakiem reakcji czy otępieniem, bo i takie przypadki obserwuję, jako skrajności. Jedna konkluzja: zawsze pytać, bo kto pyta, ten nie osiadł na laurach. Druga konkluzja, to zachowanie równowagi. Ale takie bez przesady. Czasami przyda się mała demonstracja w postaci stłuczonego talerza czy potarganych kartek. Mała rzecz, a cieszy :D Miłego wieczoru :))))

      Usuń
  8. Często sobie zdaję pytanie, co ja tu robię. Nie pasuję do tego miasta, a jednak tu jestem, tu się urodziłam. Czy dlatego jestem, że się urodziłam i przyzwyczaiłam. Może kiedyś ogień we mnie wybuchnie i wyniesie mnie z tego miasta i wejdę gdzieś w inną przestrzeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, różnie jest w życiu. Niektórzy kochają swoje miasto, inni go nienawidzą, a jeszcze inni tylko mieszkają nie mając uczuć dla miejsca, w którym są. Przypomina mi się piosenka zespołu Myslowitz "Chłopcy". "Robią wszystko, żeby stąd uciec Kiedy wreszcie mogą
      To wtedy nie mogą się ruszyć". I coś w tym jest. Potrzeba nie tylko decyzji, ale i ognia, który popchnie w życie, albo w inne miejsce. Byle z głową, bo sama zmiana miejsca, to tylko połowa sukcesu. Praca, inny dom, ludzie... Myślę, że to wszystko trzeba ogarnąć. Pewnie nie tylko to. Wszystko zależy od tego, czy jesteś gotowa na zmiany. Ale to cecha indywidualna. Wiem po sobieBroń Boże nie namawiam Cię, ani nie odciągam od decyzji. Ale skoro o tym myślisz, to już jest pewien krok ku zmianom. Jakim? Sama sobie odpowiedz na to pytanie. Dziękuję Ci, ze podzieliłaś się ze mną pewnymi przemyśleniami. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę ciepła i uśmiechu :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty