Głód...



            Bolą mnie żebra, kiedy głód rozpycha się w środku. Ale cieszę się, że jest, bo zniknąłbym w tym wielkim falowaniu ludzkim. I myśli moje zniknęłyby w tym gwarze wielojęzycznym. Rozpłynąłbym się patrząc na tandetę zachwyconym wzrokiem. A tak? – jestem. Wypiłem kawę podaną przez smutną dziewczynę, która płakała chyba, bo oczy miała nadwrażliwe. Może bolało ją serce, a może ktoś powiedział złe słowo, a może to fortepian, przy którym ktoś grał smutną melodię? Uśmiechnąłem się do niej, bo zasługiwała na uśmiech. Widziałem, jak bada, czy uczciwie się uśmiecham, czy tylko wykonuję grymas ustami formatu numer pięć. Powoli uśmiechnęła się w odpowiedzi. Poprawiła kosmyk włosów. Pachniała wanilią i ulotnym zapachem zmęczenia. Chciałem oszukać głód, ale się nie udało; kawa uspokoiła go na trochę, by potem mógł wrócić silniejszy i pełniejszy. A na Rynku było jedzenie. Dość, by najeść się i zachorować. Dość, by dać ciału to, co jego. Ale nie mogłem, nie mogłem. Musiałem czuć głód, który rozpanoszył się i tańczył w takt ulotnej melodii zapachów z bud i przenośnych palenisk. Był nawet kowal stukający w kowadło, a kwiaciarki czekały wciąż na cud. A mnie się przypomniał wiersz Lechonia „Do Madonny Nowojorskiej” i chwycił mnie skurcz w gardle patrząc na to wszystko. A głód tańczył w klatce żeber rozzuchwalony, każąc patrzyć w twarze ludzi, którzy pili grzane wino i zagryzali pierogami. Szukać oczu. Sam nie wiem czyich. Nawet przebrany Mikołaj zrobił sobie przerwę stojąc przed tancbudą z pajdami chleba ze smalcem i rozkoszował się jego zapachem. A skarbonka jakiegoś hospicjum kulawo kołysała mu się przy pasie. Tak, było jasno od świateł, bo chorujemy w grudniu na ciemność. Więc włącza się lampy i lampki, by rozproszyć mrok, a twarze nam skaczą przez wszystkie barwy świątecznego szaleństwa. A twarze nam błękitnieją od telefonów. Głód się śmieje wygrywając skoczną melodię na moich żebrach, kiedy chłopak zapatrzony w telefon próbuje wejść pod dorożkę. Dobrze, że konie są mądrzejsze, niż człowiek zapatrzony w ekran. A powietrze jeszcze drży od przekleństw wozaka ubranego fantazyjnie w cylinder, jakby wybierał się z wizytą do grabarza na przyjęcie robione w domu pogrzebowym. Boże mój, Boże…idę dalej zostawiając za sobą zdziwienie chłopaka i przerwany wątek rozmowy. I widzę ją, która stoi pod teatrem w oczekiwaniu na spektakl. Głód zamiera, niespokojnie obraca się w lewo i w prawo. Węszy, jak dzikie zwierzę zamykając oczy. Podoba mu się zapach, którego ja nie czuję. Może to skrzyżowane nogi, a może to zamyślenie? A może to coś równie ulotnego, o  czym nie wiem? Bo ja nie wiem. Ja nic nie wiem, czuję tylko głód, przerażający głód pamięci i opowieści. Zabijający głód w sobie, który mnie zjada po kawałku każąc z każdej sekundy snuć opowieść, z każdego zaułka robić historię, zaglądać w każde okno i w każdą wystawę. Szukać słów i szukać oczu. Szukać miłości i bezpiecznego ułożenia głowy. I szukać ramion, które obejmą ciepłem, a które nie będą pytać, z której strony nadszedłem i w jakiej rzece się kąpałem. Głód jest moim królem dzisiaj, głód jest moim panem. Głód mnie dziś skaże i będę umierał z żebrami wydętymi, jak groteskowe skrzydła, aż nasycę się tym wszystkim i zmrużę oczy w drodze do domu. A autostrada będzie czarną rzeką, która poniesie mnie w sen…






















Komentarze

  1. Jakże piękne i przejmujace jest Twoje opowiadanie.Jak bardzo teraźniejsze w tym pędzacym pod koła życia świecie.Jakże w końcu dobitne w tym konsumpcyjnym świecie,gdzie ludzi nie stać na spokój i refleksje...Jak bardzo Witku rozumiem Twój wewnętrzny głód...oj bardzo rozumiem! Tego symbolicznego,już głodu nie zaspokoi porcja barszczu z uszkami czy zupa fasolowa.Niestety na rynku nie tak łatwo o strawę,która ukoi głod serca,wyzwoli energię życia innego,utęsknionego,wyczekiwanego...Życzę i Tobie zatem byś przestał odczuwać ten głód,a stał się w końcu syty i spełniony.

    Mimo wszystko,Radosnych Świąt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głód jest dobry, bo pozwala wszystko widzieć, a człowiek chce więcej i więcej. To dobrze, by oderwać się od papierów i zobaczyć świat takim, jakim on jest. Wiesz, kiedy byłem dzieckiem, czekałem na święta. Bardzo lubiłem ten czas oczekiwania. A potem przychodziła ta noc, kiedy wiedziałem, ze stanie choinka i stawało się JUŻ. A teraz zza stosu papierów nie ma czekania. Nie ma radości i odliczania do Świąt. Jest odliczanie do wolnego. Smutne to trochę. Taki znak czasów. Albo znak dorosłego życia :)) Skoro już w takich świątecznych klimatach piszemy, choć przyznam się szczerze, ze nie chciałem wcale pisać o Świętach. I bardzo trafnie odczytałeś tę frazę - DZIĘKUJĘ! A pewnie, ze będą radosne, czego Tobie i sobie życzę :)) Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :)))

      Usuń
  2. Strasznie to smutne. Aż ściska w piersi. A może to tylko ja w takim nastroju, że tak to czuję.
    Zazdroszczę tego Krakowa nocnego. I żal mi rozmowy nie odbytej, gestów, uśmiechów, ust niepocałowanych przy składaniu życzeń. I czasu, którego ciągle za mało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, czasami musi być smutne. Musi panować homeostaza. Ale sam głód jest dobry. Człowiek czuje, że żyje. Chłonie. Coś w tym jest, o czym piszesz, bo czasu wciąż mało. Tylko w kiepskich książkach bohaterowie się nudzą. Nam to nie jest dane. Ale żeby nie było minorowo, to są zdjęcia, gdzie światło rozprasza mrok i gdzie są ludzie zamyśleni i głodni innych ludzi i ich uśmiechów. Pozdrawiam Cię serdecznie i przesyłam uśmiech na tę chandrę niepotrzebną :))

      Usuń
    2. Weltschmerz mam taki, że nie powinnam pisać. Ale samo się wylało. Przepraszam. Mimo wszystko życzę Ci radosnych Świąt i samych dobrych myśli💙

      Usuń
    3. Niepotrzebnie przepraszasz, bo czasem tak jest i lepiej nie dusić tego w sobie. Ot, przed Świętami niejedna smutna myśl zaświta człowiekowi w głowie, bo nagle zaczynamy zastanawiać się nad sobą, światem i przyszłością. Albo nad tym, co było. A człowiek bez refleksji i odczuć byłby tylko pustą skorupą imitującą życie. Nasze swoiste "Ecce Homo" nabiera znaczenia. Trochę mi przykro, że dołożyłem cegiełkę do tego rozliczenia, ale każdy z nas odczytuje ten tekst w innym kontekście - tyle, ile jest rodzajów głodu i wniosków. Więc zawsze ten weltschmerz lepszy, niż sztuczne uśmiechanie się i udawanie przed sobą, że jest w porządku, skoro nie jest. Dziękuję Ci za życzenia i życzę Ci zdrowia i spokoju. W tym zabieganiu naszym przyda się :)))

      Usuń

  3. Tak pięknie poprowadziłeś przez przedświąteczny , tłoczny, kolorowy wszystkim nam znany zakątek Krakowa. Pokazałeś po swojemu w pięknych zdjęciach. Wiesz, ja co roku zarzekam się , że więcej nie pójdę na jarmark, ale i tak zwykle jestem i oglądam znów praktycznie te same ozdoby,serduszka, wędliny i nalewki. To już chyba dobrze zakorzeniona tradycja naszych miast przed świętami. Piszesz o głodzie pod różną postacią, sama nie wiem, którą z nich łatwiej nasycić.
    Chyba jednak głód fizyczny, podsycany zapachami wokół... Co zrobić z innymi? Dobrze Witku, że są, choć w ten czas widać przychodzą najmocniej. Życzę Ci z całego serca wielkiej uczty lub skromnego posiłku sam wybierz wedle własnego uznania...
    Pozdrawiam bardzo, bardzo:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, bardzo Ci dziękuję. Kłopot z tymi zdjęciami, bo w zeszłym roku też były i to prawie bliźniacze. A jednak nie chciałem pokazywać tego, co w zeszłym roku stąd "Głód", jako zagadnienie wielopoziomowe. I tak jak Ty proponujesz mi albo ucztę, albo post, tak i ja pokazałem coś, by móc wybrać. Ciesze się, że tak ładnie odczytałaś, ciesze się, ze zauważyłaś. bardzo, bardzo również Cię pozdrawiam machając czerwoną czapką Mikołaja z Małą na ramieniu :))))

      Usuń
    2. Wiesz musiałam zajrzeć do tych sprzed roku, bo miałam przed oczami lizaki na tych zdjęciach. Zdjęcia są takie jak zapamiętałam...piękne i słodkie.
      Myślę, że tym razem udało Ci się pokazać nie tylko przedświąteczną atmosferę, ale też w tym wszystkim człowieka.
      Bym zapomniała pozdrów Małą:)))

      Usuń
    3. Oczywiście już pozdrowiona. Skakała na jednej nodze, bo druga utknęła jej w lampkach. Przepraszam, ze odpowiadam teraz, pomieszało mi się z postami. (Rzeka) i (Głód). Moja wina, moja wina. Pozdrawiam Cię Elu jeszcze raz bardzo, bardzo serdecznie :)))

      Usuń
    4. Zajrzałam tu z ciekawości albo żeby przypomnieć sobie jak było przed tym całym szaleństwem. W Łodzi w tym roku też urządzono jarmark świąteczny, ale atmosfera jest zupełnie inna. Chociaż widać i radość z zakupów, kolorowych światełek, zapachu wędzonki to czegoś tu brak. Zastanawiałam się czego?
      Brak bliskości i beztroskiego uśmiechu... Może i jest, ale zakrywa go niezbędny element dzisiejszego stroju - maseczka. Jest więc inny, nowy głód.
      Pozdrawiam Witku serdecznie i przedświątecznie :)))

      Usuń
    5. A wiesz, szukałem Twojego komentarza przy najnowszym wpisie i się zdziwiłem :)) Tak, inna rzeczywistość, inny czas. Przyznam się, że patrząc na te zdjęcia mam wrażenie, jakby to było bardzo, bardzo dawno temu. Choć właściwie widziałem już dziś choinkę i lampki. Ale jakieś to wszystko nie na miejscu mi się wydawało. Może jestem zajęty czym innym, może myślę o czym innym. A może jeszcze nie przyszedł dla mnie ten czas świąteczny. No i brakuje Krakowa. A śmiech? Tak, tego też brakuje. Pozdrawiam Cię Elu bardzo, bardzo serdecznie i cieszę się, ze napisałaś :)))

      Usuń
  4. Głód. Wiesz, że ja bardzo lubię uczucie głodu..?
    Jeśli chodzi o jedzenie, to głód niesie ze sobą obietnicę najwspanialszego posiłku. Nigdy nic tak nie smakuje jak posiłek głodnego. Wszystkie zmysły są wyostrzone i oczekujące spełnienia, a posiłek może być skromny, lub wykwintny, ale zawsze doznania są w takiej sytuacji niewyobrażalne.
    Jeśli chodzi o nie-jedzenie...to jest tak samo :))
    A zdjęcia baaardzo klimatyczne, dzięki że mnie zabrałeś na ten jarmark i pozdrawiam przedświątecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, dziwię się trochę temu, że patrzy się na ten tekst przez pryzmat smutku. Wiem, pewnie ta dziewczyna z początku tekstu to zrobiła. Ale tak było, więc skoro było, niech istnieje w opowieści również, choć nie ma tej panny na zdjęciach. Masz rację! Sytość rozleniwia. Człowiek gnuśnieje w swojej pewności i w swoim zadowoleniu. Obrasta w tłuszcz. A głód wyzwala pozwalając widzieć ostrzej i pełniej, bo przecież nastawiamy się na walkę. To dotyczy również nie-jedzenia :))) Cieszę się, że mogłem zabrać Cię na ten szybki spacer i cieszę się, że zdjęcia podobają Ci się :)) Miałem niewiele czasu, ale może tak nawet lepiej było - nie kombinowałem, a robiłem kadry takie, jak instynkt podpowiadał. I wiesz, jechałem w drodze powrotnej przez ciemną autostradę i myślałem o tym tekście, myślałem o tym, jak niewielu zdaje sobie sprawę z głodu karmiąc się byle czym i byle jak. Bardzo cieszy mnie to, że lotem kupiłaś "Głód" i czujesz podobnie. Pozdrawiam Cię i macham opleciony niekończącym się łańcuchem ze światełek :)))

      Usuń
  5. Hej. Co sobie otworzę bloga aby wpisać komentarz, to mi się zamyka :)) Tak mi się przypomniało Twoje zdjęcie z tamtego roku z tego okresu, albo nie z tamtego. Zdjęcie rzeki. Dziwne. A Twoja opowieść, niby wizyta ducha unoszącego się nad okolicą i zaglądającego w zakamarki ludzkich oczu. Wstrząsająca opowieść w sumie i smutna, mimo kilku kolorowych zdjęć. Bo i te zdjęcia niosą też tą dozę smutku. Tęsknoty. Mówiąc szczerze, to trochę jestem zła przy takich tekstach, choć pełnych człowieczeństwa. Na głupotę ludzką jestem zła. Nie powinno być ani "dziewczynek z zapałkami" ani "zbawionych Jakubów" mimo iż pięknie wyglądają ich życiorysy na kartach historii literatury światowej. W życiu nie powinno być takich ludzi. Po kiego diabła cała wiekowa mądrość ludzka ? I nasza własna kiedy nie umiemy dostrzegać tego co mamy pod nosem i cieszyć się z tego co mamy. A jak już się cieszymy, to dochodzimy do wniosku, że to nie to jednak i czegoś ciągle brakuje. Kiedyś się zagłodzimy na śmierć przy suto zastawionym stole. Intrygujące zjawisko. To tak ogólnie co mi tam moja głowa wyprodukowała w temacie po przeczytaniu tekstu. Piękny wzruszający tekst Witku napisałeś jednak, aż ciarki mnie przeszły. I zdjęcia oddające klimat jarmarku przedświątecznego tej chwili, gdzie wszystko skupione na kolorowych jarmarcznych "papierkach" gdzie fala tłumu, której jednak na zdjęciach nie ma choć się ją czuje. Lubię święta, lubię czas przyhamowania, kolorowej jarmarcznej tandety. Lubię czas gdy dostrzegamy bliskich. Robimy listę osób, którym koniecznie trzeba złożyć życzenia, chwilę porozmawiać. Wiesz, dobrze jednak, że jest ten czas świąteczny. Pięknych spokojnych, ciepłych Świąt. Leniwych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka złośliwość bloga, żeby tylko ładnie pisać, nie krytykować :D Żarty jednak na bok. Ten tekst Grażynko, to zapis tego, jak czułem. Wiadomo, ze trochę "podkręcony" metaforą albo symboliką. I tak naprawdę ze Świętami mający niewiele wspólnego oprócz otoczenia. Bo nie o Święta przecież mi idzie, a o to, by pokazać głód. Głód w różnych wymiarach; od tego fizycznego, po ten niematerialny, a który nie jest obcy człowiekowi. To również głód człowieka, miłości itd, itd. Ktoś może zapytać, po cholerę taki tekst. Ano po to, by pokazać , ze nie tylko zaspakajamy swoją potrzebę życia w sposób materialny, a ten bardziej intelektualny. A ja? A ja widzę w tym znanym mi mieście zaułki, okna, wystawy i ludzi, z których mogą narodzić się opowieści. Bo przecież każdy człowiek, to opowieść. A ja czułem głód opowieści - czegoś innego, niż siedzenie za biurkiem i sprawdzanie prac uczniów. Lubię uczyć, ale lubię też opowiadać. I ten głód opowieści, to nie tylko mój głód, ale i głód ludzi, którzy sięgają po telefon, patrzą na wystawy sklepów, szukają rozrywki. Szybko, byle "najeść się" byle jak i byle czym. A opowieść musi być inna. I nie wszystkich na nią stać, bo są niecierpliwi, bo nie lubią słuchać itd, itd. Teraz spojrzałem na zdjęcia - świąteczny jarmark, który stał się dla mnie punktem wyjścia, by być między ludźmi i popatrzyć na nich. Na ich zabieganie, na ich gesty i posłuchać słów. To prawda, ze w zeszłym roku popełniłem tekst z czarną rzeką - Wisłą. Ale był inny. Inaczej się go czytało. I pokazywał trochę inaczej to, co wtedy wydawało mi się ciekawe. A teraz? A teraz chciałem pokazać wieloaspektowość głodu. Nie, nie kierując się "Dziewczynką z zapałkami". To zupełnie inna opowieść i kogoś innego. Nie moja. Moja jest o głodzie i jego zaspokojeniu. Szukaniu. Również dla Ciebie wszystkiego tego, co daje uśmiech w czasie Świąt. Również odpoczynku i zadowolenia :))) Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :))))

      Usuń
  6. A ja przyznam się, że w tym roku organizowałam takie stoisko na jarmarku i bardzo dobrze się przy tym bawiłam. Być może dlatego, że nie chodziło nam o pieniądze, ale właśnie o dobrą zabawę. A to zawsze robi wielką różnicę. Pierogi z kapustą i grzybami były pyszne :) To jest fajne, że nie ma tam fast foodów, ale pajda ze smalcem, domowe ciasta i pierogi. Zdecydowanie wolę więc zimowe jarmarki niż letnie festyny. No ale gdybym nie brała w tym udziału, to pewnie wcale by mnie tam nie było :D Raz na jednym upiłam się tym gorącym cynamonowym winem, które podane było w ceramicznych czerwonych butach i jeszcze pamiętam, że były strasznie długie kolejki do toalety, a upiłam się właśnie z głodu i żalu i wyszły mi równie smętne zdjęcia, mimo że rozświetlone mnóstwem światełek, ale Twoje mi się podobają i tak mi trochę przypominają "Zaczarowaną dorożkę". Pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie opowiedziałaś, pięknie! Sycisz mój głód, wiesz? Zawsze podziwiam tych, którzy wystawiają swoje rzeczy. No, może nie wszystkie, bo chińszczyzny nie lubię, ale ta cała reszta z pierogami, ciastem, winem itd, to naprawdę fajna sprawa. I nawet o tym dziś z koleżanką rozmawiałem, ze dobrze, ze to wszystko odżywa, bo galerie handlowe, to nie to. W Europie bardzo popularne są takie właśnie swojskie jarmarki, gdzie ludzie wystawiają swoje rzeczy nie z chęci zysku, choć to też jest mile widziane, a dla tych wszystkich, których znają i lubią. Ongiś byłem we Francji, gdzie miejscowi raczyli się winem za darmo od właściciela winnicy, a turyści mogli sobie je kupić. We wpisie nie chciałem się jednak skupiać na jarmarku. bardziej na głodzie. tym fizycznym i tym mniej namacalnym - psychicznym. Ale to szczegół. Tak, masz rację, można pokazać coś wesołego w smutny sposób i tego się obawiałem, że tak właśnie te moje zdjęcia zostaną odczytane. A że tego nie zrobiłaś, to i ciesze się bardzo. Zaczarowana dorożka - uśmiecham się bardzo :))) Również pozdrawiam Cię i życzę wytrwałości przed Świętami :)))

      Usuń
  7. Nie potrafię być głodna, no a przede wszystkim nie chcę. Wizja tego, że mogę być głodna mnie przeraża. Posiłki planuje przeważnie właśnie z tego powodu z wyprzedzeniem. Jak jestem głodna to nie potrafię funkcjonować, skoncentrować się, pracować, rozmawiać, żyć po prostu. Czysta furia. Więc wolę unikać. Ale zawsze podziwiałam ludzi, którzy lubią uczucie głodu, bo wierzę że można je lubić. Wydaję mi się, że do tego trzeba mieć silną samokontrolę i wewnętrzną dyscyplinę.
    Podobnie zresztą jak z każdym innym głodem.
    Ale to po prostu nie da mnie. Ja lubię się szybko nasycać. Nigdy nie myślałam o tym jako o czymś wadliwym. Ale ja lubię znikać w wielkim ludzkim falowaniu i patrzeć na tandetę z zachwytem.
    To już kolejny raz, kiedy czytam u Ciebie coś z zupełnie przeciwnego bieguna do mojego. Niby wiem, że ludzie różni i każdy lubi co innego i inaczej, ale początkowo zawsze jestem trochę zdziwiona;)
    A na jarmarki bożonarodzeniowe nie chodzę. Uwielbiam te światełka i cały ten świąteczny blichtr.. tak strasznie uwielbiam, że jestem w stanie przepuścić na nich nieprzyzwoicie dużo pieniędzy. Konsument ze mnie doskonały, jestem totalną ofiarą konsumpcjonizmu;) Dlatego dla własnego bezpieczeństwa, zwłaszcza finansowego jakiś czas temu zrezygnowałam z tej przyjemnostki.

    Więc dziękuję za zdjęcia, bo przynajmniej sobie bezpiecznie popatrzę!;)

    Dobrego wieczoru!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, reprezentujemy przeciwległe bieguny. Ale też i bieguny są wspólną częścią czegoś dużo większego i ważniejszego od nich. Dlatego dziękuję Ci, że obdarzasz to, o czym piszę, zdziwieniem, bo to dobre uczucie. Inne, bo różne są nasze postawy wobec siebie i życia, a jednak staramy się żyć po swojemu i wiele z naszych działań i naszych motywów u podstaw będzie miało to samo.
      Z głodem, to śmieszna sprawa, bo kiedy przyjmowano mnie do szpitala pod koniec marca z pewnym niepokojem zerknąłem na wagę, na której widniała liczba 117. Przy moim wzroście jakoś to się rozmieściło, ale i tak z zażenowaniem wszedłbym na plażę. Dziś waga wskazuje 77 kilo i chciałbym, by więcej nie spadało. W tym przypadku głód jest dla mnie znakiem, by sięgnąć po zegarek i zobaczyć, czy już mogę jeść, czy zabijać w oczekiwaniu na ten właściwy czas. Jestem bardzo niecierpliwy, zresztą zawsze takim byłem. Więc doskonale Cię rozumiem, a propos zaspakajania głodu i pochodnych. Jednak lekcja, którą dostałem od życia wymusiła na mnie właśnie tę samodyscyplinę. Skoro Ty nie musisz, to ciesz się tym :)) Ja inaczej nie potrafię, ale to cecha indywidualna. Jedni sprawiają sobie przyjemności, inni dają sobie w kość, bo uważają, że tak trzeba. Bieguny :)) A tekst wybitnie o głodzie innego rodzaju. Bo ten fizyczny jest łatwiejszy do zniesienia niż ten wewnętrzny. Głód ludzi, głód spojrzeń, głód poezji czy opowieści. Dlatego trudno mi wskoczyć w tę rzekę ludzką i dać się ponieść nastrojowi, bo nie pozwalam sobie na to. Może i dziwactwo, ale moje, więc też na nie patrzę z przymrużeniem oczu. Nie przeszkadza, a to najważniejsze. Przyznam się, że te stragany na Rynku nawet mi się podobają, bo przypominają średniowieczny targ. Razi jednak ruska matrioszka czy postacie w formie lizaka rodem z filmów Disneya. Jak mawiał Zagłoba, "Znaj proporcją, Mocium Panie". I wiesz, co roku kupowałem jakiś drobiazg na choinkę. A to bombkę-serce, a to gwiazdkę ze szkła, a to jeszcze coś innego. A tym razem nie kupiłem czegokolwiek. Nie znalazłem przedmiotu, który stałby się moim "łupem" z Krakowa. Cóż, muszą istnieć wyjątki w tradycji i ten rok jest właśnie taki - ważny i przełomowy :)) Serdecznie Cię pozdrawiam i również życzę Ci dobrego i spokojnego wieczoru :))

      Usuń
    2. “...staramy się żyć po swojemu i wiele z naszych działań i naszych motywów u podstaw będzie miało to samo”
      Myślę, że to bardzo uniwersalna prawda! Ale ciekawe jest jak różne ścieżki wybieramy w dążeniu do tego samego. Te wybory są fascynujące, wiele mówią o naszych życiach, ale też potrafią być całkiem zaskakujące i niespodziewane.

      Ten ubytek masy ciała niezależnie od tego czy planowany, czy nie jest niepokojący. Wierzę, że wszystko masz pod kontrolą i jesteś pod dobrą opieką.

      “Jedni sprawiają sobie przyjemności, inni dają sobie w kość, bo uważają, że tak trzeba. Bieguny :)”
      Dokładnie bieguny. Ładnie i w punkt to podsumowałeś w tym zdaniu. Zastanawiam się tylko czy dając sobie w kość i uważając, że tak trzeba można być szczęśliwym. Nie uważam, że mój sposób jest jednym słusznym i skutecznym dla wszystkich, ale po prostu się zastanawiam czy można być szczęśliwym jeśli nigdy nie jest się jest dostatecznie z siebie zadowolonym i ciągle się wymaga od siebie więcej i więcej, wiedząc że i tak nigdy się temu nie sprosta. Czy może być wtedy dobrze nam samym ze sobą? Ciężko mi to jakoś ułożyć sobie w głowie.

      “A tekst wybitnie o głodzie innego rodzaju. Bo ten fizyczny jest łatwiejszy do zniesienia niż ten wewnętrzny. Głód ludzi, głód spojrzeń, głód poezji czy opowieści”
      Cóż… dla mnie każdy głód wymaga zaspokojenia. W miarę możliwości i zasobów szybkiego. Nie myślę o sobie w kategoriach “mało wybredna”, ale też nie lubię za bardzo się umartwiać i męczyć, więc jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma;)

      “Razi jednak ruska matrioszka czy postacie w formie lizaka rodem z filmów Disneya”
      O ja cię! Dopiero teraz zauważyłam te Minionki i świnki Peppy w formie lizaków, wcześniej je chyba po prostu wyparłam! Zgadzam się bardzo. Ale koszmarki! Okropność!
      Do Świąt jeszcze 2 dni, więc może uda Ci się znaleźć coś na straganikach u siebie w mieście, coś wyjątkowego oczywiście:)

      Usuń
    3. Tak, masz rację. Ścieżki się wiją, ale wszystkie i tak zbiegają się w jakimś punkcie. "Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu", prawda? Uniwersalnie zabrzmiało, fakt, choć tak nie zamierzałem. Chciałem tylko wyrazić myśl, ze każdy z nas idzie swoją drogą, ale cel zawsze ma podobny. Czy jest nim miłość, szczęście, czy jeszcze coś bardziej ogólnego, to nie jest istotne. Istotna jest chyba droga. Ale to temat nie na dziś :))

      Ubytek słuszny i wskazany. tak, jestem pod kontrolą i możną protekcją, więc jest wszystko tak, jak ma być. Kłopot tylko ze spodniami, bo wszystko spada. No ale coś za coś :))))

      Hmm...Żyję i się uśmiecham, więc tak, jest to możliwe. Znaczy się możliwym jest dążenie do wymagania od siebie więcej i więcej. Może dlatego, że wiem, ze mogę? Albo dlatego, że wiem, że muszę, chcę? Trudno to zdefiniować na poczekaniu, ale lubię od siebie wymagać. Pewnie to sprawa wychowania, ale i mojego wewnętrznego uporu, by zawdzięczać sobie to, co osiągam. Oczywiście są pułapy, gdzie nie sięgnę, bo nie widzę potrzeby sięgnięcia, ale gdybym się uparł, to czemu nie. Kiedyś poproszono mnie o pomoc w zadaniu zaliczeniowym z chemii. Ciąg danych z procesu badawczego trzeba było przedstawić w formach wykresu z komentarzami. A że zależało mi na kimś, kto mnie poprosił o pomoc, to i siedziałem trzy dni nad tym, ale zrobiłem ucząc się przy okazji różnych rzeczy. Fakt, ze dowiedziałem się potem, że mój trud, to o kant dupy rozbić, a sama zainteresowana poszła sobie na imprezę, ale pokonałem własną słabość, albo niewiedzę, jak kto woli.

      Ależ oczywiście rozumiem Cię i Twój sposób działania. I absolutnie nie narzucam Ci swojego sposobu widzenia świata czy działania. Zwłaszcza, że znasz siebie i to, jak funkcjonujesz. Pokazuję tylko to, co w danej chwili dla mnie było ważne. A ważny był głód opowieści. Głód tego, by opisać świat, który różnił się bardzo od tego dom-praca-dom. Albo papiery-papiery z przerwą na uczniów i sen. Nikt z piszących komentarze nie zwrócił uwagi na dwie postaci kobiece w tym tekście. Pierwsza z nich, to dziewczyna z zapłakanymi oczami - Ukrainka. Zależało mi, by się uśmiechnęła. Niezależnie z jakich powodów płakała, chciałem, by trochę radości w niej było tego późnego popołudnia. Druga dziewczyna stała zapatrzona w telefon w oczekiwaniu na spektakl. Ja również czekałem i spodobało mi się, w jaki sposób stoi. Czy zaspokoiłem swój głód w pierwszym i drugim przypadku? Trochę tak, bo dałem uśmiech, który nie był blagą klienta, który nie chce widzieć zasmarkanych kelnerek. A w drugim przypadku? A drugi przypadek dał mi punkt wyjścia do opowieści o tęsknocie, miłości, czy atrakcyjności. Nie definiuję, piszę na gorąco. Doskonale te dwa przypadki się uzupełniają stanowiąc pewną klamrę opowieści, którą napisałem zaspakajając na jakiś czas własny głód. Głód opowieści :))) Ale podkreślam - każdy z nas ma swój sposób patrzenia na świat i prędzej dam sobie uciąć dłoń, niż powiedzieć, ze coś jest złego w takim, a nie innym sposobie życia.

      Ano zobaczymy, jak to będzie z jutrem, bo ktoś choinkę musi ubrać i wychodzi na to, ze będę to ja :)) Ale coś może znajdę. Jeszcze raz pozdrawiam Cię. Co prawda jeszcze nie świątecznie, ale równie serdecznie :)))

      Usuń
  8. ❤to za opisanie głodu...i tak...najcudowniejsze w życiu to móc patrzeć prosto w oczy, tak je świdując, ukochanej osobie, tak skanując właściwie czy mówią prawdę..
    Kraków cudowny, zazdraszczam, podobają mi się te wszystkie pierdółki, te hand made szklane gwiazdki i te ceramiki chyba z Bolesławca, tęsknię za tą polską cudowną atmosferą świąt...jakkolwiek dzisiaj filetowalam karpia z polskiego sklepu😁i nawet mam ciągle 10 palcy😁😁😁/palców😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Joasiu :))) Ciesze się, ze "Głód" Ci się spodobał. Podobno atmosfera polskich Świąt jest wyjątkowa, choć my sami tak możemy powiedzieć wychowani w tej, a nie innej tradycji. A pierdółki nawet są fajne pod warunkiem, że jednak sa bliskie tradycji, a nie ruskie matrioszki, czy inne dziwadła. Nie wiem, czy były te cuda z Bolesławca, ale drogie były jak pieron jasny. Za bałwana, za którego dałbym może za 25 zł wołano 99 zł. Skąpy nie jestem, ale odmówiłem sobie tej przyjemności posiadania :D Uważaj na palce, uważaj! Karpie, to złośliwe ryby i ościste jak cholera. Ale tradycja Panie, tradycja :))) Dziękuje Ci ślicznie i pozdrawiam bardzo i z serca. A jutro wrzucę wpis życzeniowy, w którym i dla Ciebie będzie miejsce (jak zawsze)

      Usuń
    2. Jestem ciekawa i bardzo dziękuję, pozdrawiam zimowo, szaroburo i deszczowo ale znowu będziemy minutki dodawać od wczoraj😊

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty