Orzech...

             Dobra, masz rację, dziwnie się z tym czuję, kiedy świat gdzieś zapierdziela, a ja sobie siedzę i patrzę w mrok. Choć właściwie, to ja też zapierdzielam w mroku, bo przecież jestem częścią tego świata, nie? A on od zawsze w mroku się toczy. Raz na jedną, raz na drugą stronę pochylony obiega swoją gwiazdę. Szczęśliwy ten pieprzony świat, że sobie taką znalazł, która go przygarnęła, a on z wdzięczności robi pełne kółko wirując jak bąk, a nam się wydaje, że to na naszą cześć – światło i mrok i te wszystkie cykle. Patrz, to jest dopiero artyzm, by zrobić ze zwykłego obracania się sztukę, podporządkować jej literaturę, muzykę, życie. I potem czyta się o wiośnie życia, o jego pełni i o zmierzchu i zimie, która przykryje wszystko siwizną mrozu. Piękne to, tak dopatrzyć się w tych wszystkich cyklach naszego własnego. Piękne. Może dlatego tak lubię siedzieć patrząc w mrok. Gdzieś tam za chmurami są wirujące gwiazdy, a ja tu zastanawiam się, co jest za horyzontem,  jakbym nie wiedział. Jest następny i następny horyzont. Szczęśliwi odkrywcy dawnych czasów, którzy głodni, zawszeni i chorujący na szkorbut wierzyli w to, że odkryją nowy ląd, nowy świat, nowe drogi. A nam, co pozostało? Milczenie. Odkrywanie wszystkiego na nowo w wielkim perpetuum. Pieprzenie. I tu masz rację, to tylko pieprzenie o zmroku. Już lepszy trzask łupiny orzecha, który przeszywa mrok. Trrach.., a potem jeszcze raz – trrach… i na mojej dłoni leży orzech. Lubię orzechy, wiesz? Mają piękną barwę. Ciepłą i bezpieczną. Moja pierwsza dziewczyna miała takie oczy.  I ta dziewczyna z Instagrama też takie ma. Nie wiem, nie znam jej. Ma piersi, które prężą się sutkami pod przezroczystym biustonoszem i dobrze wie, że włożyła obcisłe majteczki po to, by wabić. Dobra sztuczka, tylko oczy puste. Bez uśmiechu i bez smutku. Bez żądzy i pogardy. Bez miłości i nienawiści. Trrach… kolejny orzech w moich dłoniach. Gładki i pachnący. A łupiny ostre. Ale tak musi być, by zdobyć nagrodę. Czasem i pojawi się kropla krwi. A czasem jeszcze orzech jest pusty. Czuję wtedy zawód, jakbym dał się oszukać w tej grze, której zasady są proste przecież. A orzechy kuszą leżeniem w spokoju i barwą. Dużo ich na pierwszy rzut oka, ale to tylko złudzenie. Kiedy odrzuci się skorupkę, zostaje wnętrze przeraźliwie i śmiesznie małe.  Nie sposób się tym nasycić. Dlatego raz za razem słyszę „trach” i łupiny sypią się na dłoń, a ja wyszukują złote jądro. Poszukiwacz skarbów. Tak, kiedyś chciałem nim być i doszukiwałem się w kamieniach ich urody. Do teraz mi to zostało, wiesz? Patrzę na słoje w drzewie, które ciągną się przez deskę, albo je liczę. Albo patrzę na warstwy magmy, która stygła i układała się, jak ciasto. Albo i nie ciasto. Z ludźmi jest znacznie gorzej. Tu się pruje, tam się zbiega, a każda nitka innego koloru i połączona sztukowaniem z inną, o innej fakturze. Jedną chwycisz, a tu reszta się ciągnie za twoimi palcami i nie dojdziesz kłębka. Jak krawiec z nożycami - wielki chirurg od materiałów - rach-ciach...  A za oknem ciemno. Wiem, wiem, mówiłem już, że lubię tu siedzieć. Trrach.. już teraz rozumiesz, czemu lubię być sam. Każdego może denerwować czyjeś słowo, dotyk, czasem oddech. Więc pewnie kogoś by denerwowało moje łuskanie orzechów, prawda? Na pewno. Albo to, jakby ktoś zapytał, o czym myślę. Każdy facet odpowie „o niczym”. Bo i o czym mam mówić? Że myślę o łuskaniu orzechów, czy o naturze człowieka? A może myślę, nie daj Boże, o panience w obcisłych majtkach? Więc wolę milczeć. Trach… a moje oczy są szare. Nie, nie orzechowe, a szare. Kiedyś komuś się podobały. Ale to było dawno, a słowa dawno minęły. Zostały orzechy i parapet. Lepsze to, niż nic. Lepsze to, niż pustka w oczach, prawda?  Czasami, nie śmiej się, trafi się orzech, który jest inny. Nie, nie duży i nie mały. Inny. Zrośnięty z innym orzechem. Taka piękna anomalia, która bardzo chciałaby być symbolem, ale trochę jej do tego daleko. Ale ładnie wygląda, jak para złączona w uścisku nocy. Śpiąca, złączona wnętrzem, pieszczotą, seksem, skórą, albo potem na skórze. Odkładam orzechy i patrzę w mrok. Tak po prostu, lubię patrzyć w mrok. I wiesz, nie martw się, że nie wesoło. I nie martw się, że nie smutno. Normalnie, pod wirującym chmurami niebem…






Komentarze

  1. Uwielbiam orzechy, najlepsze są po zebraniu. Soczystość serca.. jest nieziemsko smaczna ,aż ślinotoku dostałam na samą myśl :P
    Pięknie pokazana seria zdjęć, ciekawie wyglądają te bliźniacze orzechy. Jak dwie połówki zarośnięte ze sobą.
    Pisałam Witku komentarz pod wcześniejszym postem z życzeniami świątecznymi. Niestety znowu chyba mam problem przez tym razem nowy telefon. Nie wszystko się przesłało że starego telefonu a, nie miałam czasu by ustawić wszystko.
    Ale byłam ..
    Pozdrawiam i mam nadzieję że tym razem pójdzie mój komentarz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, też lubię orzechy. Ale muszą troszkę poleżeć i "dojść do siebie". Ale takie z drzewa wiem, że są dobre na nalewkę :)) Dziękuje Ci za ten komentarz i za wcześniejszy, który przepadł. Spokojnie, znam te przypadłości, bo sam się z nimi czasami borykam. miał pójść mail, nie poszedł itd, itp. Również Cię pozdrawiam bardzo, bardzo serdecznie :)) Też mam nowy telefon. Ano trzeba :))

      Usuń
  2. Uwielbiam orzechy właściwie wszystkie. Ponoć bardzo zdrowe i wpływają na pamięć. Jem garściami, ale ostatnio kupowałam same włoskie. Sam ich kształt podobny do naszego mózgu sugeruje, że po ich zjedzeniu będziemy mądrzejsi. Trzeba wierzyć...zjadłam w ciągu dwóch miesięcy całe cztery kilogramy i niestety nie wiem czy bardziej logicznie myślę:)))
    Bardzo podoba mi się wizja świata, którego przygarnia, przytula ziemia, a on z wdzięczności krąży dokoła...Jednocześnie piękne i abstrakcyjne, kojarzy mi się z tańcem godowym.
    Nie żałuj sobie Witku takiego nic nie robienia. To czas bezcenny i bezcenne myśli błąkające gdzieś tam daleko. Tak czasem trzeba i naprawdę mam wrażenie, że w tym czasie nie jesteś w swej idylli osamotniony.
    Zdjęcia bardzo apetyczne i bardzo żałuję, już wszystkie orzechy wchłonęłam.
    Jest jeszcze jeden orzech ten do zgryzienia, twardy i niełatwo z nim sobie poradzić. Każdy z nas go ma czasami, mój właśnie leży przede mną.
    Miłego i błogiego Witku, na pewno nie smutnego. Pozdrawiam bardzo serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się Elu, że spodobała Ci się ta wizja. Nie chciałem, by ktoś spojrzał na ten tekst, jako na coś negatywnego. I masz rację z tym tańcem godowym. Tak to widziałem, ale nie wszystko zawsze mogę napisać, tak mało miejsca. Też wierzę, że orzechy, to pamięć. Nie wiem w sumie po cholerę je jem, skoro czasem trzeba zapomnieć. Ale niech tam, smak, to smak :D Tak, dziś dopiero poczułem, ze odpoczywam. Przydało mi się te kilka godzin nieróbstwa. Co prawda zwoje w głowie się grzały, ale powiedzmy, ze nic nie robiłem :D Ogromnie Ci dziękuję za tak ładny komentarz. Naprawdę, odpisuję i buzia mi się śmieje, a to bardzo dobrze :)))) Tak, mój orzech i to niejeden też leży i czeka, aż połamię zęby. Trudno, bywa... Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie Elu :)))))

      Usuń
  3. Nicnierobienie jest sztuką, bo nie jest łatwo umieć nic nie robić. Tak przyzwyczailiśmy się do życia w pędzie, bycia wydajnymi, wielozadaniowymi, produktywnymi i ciagle zmotywowanymi, że czasem trudno jest zwolnić lub nie robić nic, bo wydaje się, że tracimy czas. Więc nie czuj się dziwnie tylko celebruj te chwile. Ciesz się nimi i rób to co lubisz najbardziej. Patrz w mrok i dłub orzeszki. Bo wiesz... niedługo znów się zacznie:)
    Często pytają mnie dlaczego zmieniłam pracę. Otóż dlatego, że mój czas wolny to był skrupulatnie zaplanowany harmonogram zadań, spotkań i rzeczy do zrobienia. Poranne bieganie, zajecia jogi, najnowszy film w kinie, ciekawy spektakl, rozwojowy webinar, szkolenie czy kolejna motywacyjna ksiazka. Tak, to wszystko trzeba robić by być w obiegu. A ja nie lubię tak. Więc idę pod prąd. Upraszczam, minimalizuje, zwalniam. Mi wystarczy mniej. No może do teatru jedynie bym poszła:) I od nowa uczę się czytać. Tak bez wyrzutów sumienia, że tracę czas.
    A o chirurgach nie wspominaj ;) to bardzo dziwni ludzie. Najpierw kroją, a później z uśmiechem się temu przyglądają i dotykają. Tak, stanowczo za dużo dotykają.
    I na końcu wpisują orzechy na listę rzeczy zakazanych. Ta moja lista jest już całkiem długa. Ale to co zakazane najlepiej smakuje, więc trochę zazdroszczę Ci tych orzechów bo muszą być pyszne. Nie pamiętam kiedy jadłam laskowe orzechy. Chyba w dzieciństwie. Zbyt dawno.

    A szary to bardzo ładny kolor:)) mój ulubiony. Bo ja cała jestem szara, więc mi pasuje.
    Pozdrawiam Cię. Pięknych snów 🖤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam się, że przeczytałem półtorej książki motywacyjnej. Jedną całą i pół następnej. Jedną dlatego, że musiałem, drugą, bo chciałem i to bardzo, ale zamuliło mnie z prostego powodu - było za pozytywne. I zbyt prosto wyglądało. I była to bodaj jedyna książka w moim życiu, której nie dokończyłem, a różne rzeczy się przewinęły. Ale cóż, specyfika patrzenia na świat i na życie. Wcale Ci się nie dziwię, ze zwolniłaś, że puściłaś sobie cugle, bo bycie na straży dwadzieścia cztery godziny na dobę męczy. Jak również trzymanie się regulaminów. Co prawda dalej jest we mnie ten, który wymaga dużo od siebie, ale zdecydowanie w innym kierunku. Ale rozumiem doskonale, co chcesz powiedzieć - zapieprzamy przez życie tracąc jego urodę. Czytamy o samorozwoju i innych rzeczach, a przecież to nasza wewnętrzna potrzeba sama radzi sobie nieźle. Ale tak, masz rację, czułem wyrzuty sumienia siedząc na parapecie, ze nic nie robię. Ale zwyczajnie mi się nie chciało. Chociaż wiesz, jak to jest, niby nic nie robisz, a wewnątrz Ciebie buzuje od myśli i od różnych obrazów. Pęcznieją, kurczą się. To takie nicnierobienie, z którego wypływają różne rzeczy. Stąd to porównanie do ruchu wirowego i kołowego Ziemi. Kiedyś, pewien mądry człowiek mi powiedział, ze jeśli coś muszę zrobić dla siebie, to i tak nie ma z tego pożytku. Ale jeśli chcę, to co innego. Najważniejsze, by to czuć, co się robi. A może się mylę i za dwadzieścia lat przeczytam i powiem "Boziu, ależ byłem idiotą"? :))) O chirurgach nie wspomnę, ale też mam swoją listę, którą koronują moje ukochane frytki. Więc według zasady chyba, że to, co smaczne, to szkodzi :))) Dziękuję Ci za komentarz. Bardzo ciekawy i pokazujący piękną przemianę. Ale do tego chyba wszyscy musimy dorosnąć. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :)))
      PS. Faktycznie, już spałem, ale dziękuję. Ja za to życzę Ci miłego dnia - wszak dziś sobota :)))

      Usuń
    2. Bo właśnie nie chodzi o to, żeby od siebie nie wymagać. Ja lubię od siebie wymagać, stawiać sobie poprzeczkę czasem za wysoko, podejmować wyzwania. Ale zdecydowanie lepiej jest spełniać marzenia niż osiągać cele. Więc wybieram rower zamiast jogi, spacer zamiast kina, książkę o miłości zamiast książki o coachingowych bzdetach, kawę ze znajomym niż webinar o niczym. Mam czas dla innych. Żyję wolniej i uważniej. I wciąż od siebie wymagam, ale też nie robię sobie wyrzutów leżąc całe sobotnie przedpołudnie w wannie słuchając walca Shostakovicha i myśląc o niczym ( czyli o tym, że powinnam urodzić się 200 a może i 300 lat temu, nosić suknie z gorsetem i właśnie tańczyć walca :D A za chwilę o tym, że powinnam jednak urodzić się mężczyzną bom taka niekobieca:) Miłego dnia:)

      Usuń
    3. Pięknie to ujęłaś. Znaczy to z celami i z marzeniami, albo poprzeczką. Fakt, trzeba ją wysoko zawiesić, by człowiek nie zgnuśniał. Ale nie zawali się świat, jeśli będziemy kilka razy skakać :)) Przepraszam, że się tak wyżyłem na literaturze poradnikowej. Może to moja wada, ale nie potrafię tego czytać, bo od razu włącza mi się negowanie wszystkiego, ale dosłownie WSZYSTKIEGO w książce. A wierz mi, potrafię rozwalić system. Tyle, ze się przy tym denerwuję. Więc po co mam to robić? Wolę już przeczytać coś, co pozwoli mi w ten subtelny i niejednoznaczny sposób zniknąć. Ale znam osoby, które przepadają za poradnikami. Inna sprawa, ze na każdym kroku jestem pouczany, więc kuszą nieszczęście :D Hmm...z tym urodzeniem się 200, 300 lat temu, to ja rozumiem :)) Choć dla mnie dziewiętnasty wiek jest taki akuratny. Ale to szczegóły, które ustalam przy goleniu :D I teraz jestem w kropce na Twoje ostatnie dictum. Cokolwiek bym nie powiedział, to będzie źle. Milczeć mi zatem wypada, ale kręcę głową z dezaprobatą. Zapominasz o wszystkich przywilejach swojej płci. A migreny, globus, sole trzeźwiące? A wycieczki do drogich badów? A parasolki od słońca i usłużnie podawane ręce? A listy, Boziu, przecież były listy pisane na welinowym papierze skrapiane łzami, perfumami i lakowane pierścieniem. No a modystki? Panie, modystki!! Nie, nie, jak kobieta wiedziała, jak się urządzić, to nie było tak źle. I przypominam, że wałek lub patelnia, to narzędzia uniwersalne i zawsze wywołujące najpierw śmiech, potem popłoch. Nie zamierzam moralizować, bo po cholerę. Kręcę więc głową i polecam kieliszek białego, lekkiego wina. Można zagryźć czekoladą. Oczywiście w ramach dostarczania do organizmu mikroelementów i innych takich :))) Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę miłego, bardzo miłego wieczoru :)))

      Usuń
  4. Przeczytalam ten tekst z maila na telefonie między jednym snem a drugim równo o północy, bom wczorajszy dzień poświęciła na odsypianie dwutygodniowego niespania. Pierwsza myśl - a gdzie zaś ten Witek nocą wędrował zajadając orzechy. W mrok się udał. Kiego diabła on zaś w tym mroku szukał, kiedy odwrotnością jest światło do światła, po mroku. Garścią orzechów sypnął, bo fajnie sobie strzelają przy rozgniataniu i nigdy nie wiadomo jaki środek, puki go się nie skosztuje i na podniebieniu nie poczuje smaku. Na dodatek uroczą panienkę Barbie w pięknej bieliźnie wplótł w pęd do odkrywania świata przez ludzkość. W rozpędzoną maszynę Perpetuum mobile orzecha laskowego niczym symbol myśli i pragnień jak w dziadka do orzechów włożył. No i rano otworzyłam aby napisać komentarz sobie. Przy porannej aromatycznej kawie i zaś mi się obudził Chochlik. Nie lada mam z nim problem czasami. Najfajniejsze ze zdań w Twoim tekście ..." Że myślę o łuskaniu orzecha, czy o naturze człowieka"... Konkluzja :D Witku napisałeś piękny tekst, na wskroś ludzki. Zdjęcia cudowne. Pięknego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz Grażynko, najdłuższe i najciekawsze podróże to te, kiedy wędruje się w mroku. Nigdy nie wiesz, czy to po czym idziesz, to orzechy, czy może kości, a jakaś ręka nie wyciągnie się z ciemności i nie dotknie policzka. Czyja to ręka? Panienki, albo trupa z szafy lub pamięci? Nie wiadomo i to jest takie fajne :)) Strasznie fajne. Chochlik zapewne o tym wie, bo przecież jest chochlikiem, a te są raczej zwierzętami nocnymi, niż dziennymi. A dywagacje na temat ludzkiej natury, to już moje autorskie gdybanie okraszone słowem "Pieprzenie". Pięknym i wieloznacznym, bo lżej się idzie w mroku powtarzając to słowo :))) Dziękuję Ci pięknie za wrzucenie do jednego wora tego wszystkiego i zmiksowanie, miałem niezły ubaw, co może z takiego tekstu wyjść, kiedy się go przerobi. A że po ludzku się odezwałem? Hmm... aż się dziwię :)) Dziękuję!! No i oczywiście Cię pozdrawiam!

      Usuń
  5. A czasem jeszcze trafia się taki orzech, który z zewnątrz wygląda całkiem normalnie, a w środku znajdują się dwa osobne orzeszki przytulone do siebie mocno. Zastanawiam się zawsze, czy powinnam je zjeść, czy może lepiej nie. Ale w tym drugim przypadku co miałabym z nimi zrobić? Schować pod poduszkę jako talizman? Chyba bezpieczniej jednak je zjeść po prostu. Twój dzisiejszy, a właściwie wczorajszy tekst to dla mnie manifest typowego męskiego myślenia, ale nie mam tutaj nic złego na myśli, ot po prostu prosta męska logika, której kobiecie często brakuje (mam nadzieję, że mnie nie zlinczują) i która jest przeze mnie zwyczajnie pożądana, bo w tej kobiecej roztrzęsionej nieraz okropnie gmatwaninie myśli, jest czasem jak balsam na duszę, ot więc kobieta i mężczyzna uzupełniają się jak ten podwójny orzech w skorupce lub dwie połówki jabłuszka, bo czymś w końcu muszą się przyciągać. No i na tym skończę to rajskie bajdurzenie, bo wszyscy wiemy, że potem był jeszcze taki jeden pan wąż, grzech, mrok i chaos i kupa nieszczęścia... ;) Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, spojrzałaś na ten tekst pod kątem męskiej siły logiki, czym mnie zdziwiłaś. Nie, żebym się wypierał, nawet jeśli byś skrytykowała. Nie. Po prostu czasami słyszę to, że myślę jak facet, że coś napisałem jak facet, że brak temu subtelności, a jest czołg, który musi zrobić to, co musi :)) No i to prawda. Zamyślenie zamyśleniem, a tekst się sam nie napisze. A pisze go ja, czyli facet. No i tyle :)) Zdecydowanie trzeba go zjeść. Znasz zapewne tę dawną przypadłość Indian, którzy zjadali serca i wątroby swoich wrogów, by posiąść ich siłę i odwagę. No więc trzeba zjeść to, co się znalazło/zdobyło :))) Zdecydowanie biblijne tematy zwłaszcza z wężem i jabłonią, to nie to, co tygrysy lubią najbardziej. A zwłaszcza to, co działo się potem. Więc ja już wolę o tych orzechach na parapecie, niż o jabłoni. Wielce mnie ucieszył Twój wpis i wprawił w dobry humor. dlatego dziękuję Ci z całego serca :))) Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :)))

      Usuń
  6. Orzechy laskowe to mój zdecydowany numer dwa wśród orzechów (zaraz po pistacjach oczywiście:)).
    Uwielbiam świeże, prosto z drzewa, kiedy czuć w nich wilgoć i taką sprężystość.
    Jako dziecko jeździłam do dziadków na wieś. Mieli tam taką monstrualnie wielką leszczynę, do której nie sięgałam;) więc skakałam pod nią próbując złapać gałąź lub liście i nazbierać sobie orzechów. Potem tłukłam je młotkiem na schodach przed domem. Nie był to zbyt dobry pomysł, ja byłam małą dziewczynką, a młotek był duży i ciężki trudno mi było trafić w uciekającego orzecha, a kiedy już się udawało to często cały orzech był zmiażdżony od uderzenia, więc czasem próbowałam palcami jednej dłoni przytrzymywać orzecha, a drugą waliłam młotkiem... wiadomo z jakim bolesnym efektem. W końcu odkryłam, że do rozłupywania orzechów idealnie nadają się drzwi w połączeniu z ościeżnicą;)
    Te z twoich zdjęć wyglądają tak ciepło i apetycznie, że chętnie bym je przerobiła w krem orzechowy<3

    Kiedyś w nicnierobieniu byłam mistrzynią. Nie tak znowu bardzo dawno temu. Nie dość, że po prostu po ludzku to lubiłam to nigdy nie miałam w związku z tym poczucia winy, że trwonię czas. Niestety całe to “dorosłe życie” mnie dojechało i teraz nie przychodzi mi to tak łatwo, a nawet przychodzi bardzo trudno. Teraz uświadomiłam sobie, że ostatnio tak nic nie robiłam w wakacje rok temu. Wstawałam około 6, siadałam na rufie i gapiłam się na wodę. I tyle, ale byłam spokojna, szczęśliwa i rozluźniona.

    “Albo to, jakby ktoś zapytał, o czym myślę. Każdy facet odpowie „o niczym”. Bo i o czym mam mówić?”
    Myślę, że większość ludzi tak odpowie, nie tylko faceci. Ja się raczej zastanawiam co ludzie chcą usłyszeć zadając to kłopotliwe pytanie? Czego się spodziewają?

    Dobrego wieczoru!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. że też dziadkowie mają zawsze taki wpływ na swoje wnuki :D Miałem podobnie. Leszczyna sobie rosła, a ja zbierałem orzechy i tłukłem je młotkiem, a jak mi młotek odebrano, to kamieniami. Na drzwi nie wpadłem może dlatego, że skrzętnie ukrywałem moje sekrety, a do nich należały właśnie orzechy laskowe. Z tego wszystkiego nicnierobienia zapomniałem gdzieś wpleść, ze leszczyna jest bardzo magicznym drzewem, a orzechy leszczyny, to hoho. No ale wyszłoby ni przypiął-ni wypiął, więc tak może lepiej bez magii tym razem :)) W każdym razie fajna opowieść.
      Co do nicnierobienia, to zawsze coś miałem do roboty. Albo wymyśliłem z kumplami głupoty (co samo w sobie nicnierobieniem nie jest, bo budowa szałasu albo ziemianki bywa pouczająca :P ), albo czytałem, albo byłem zaprzęgany do prac domowych. Ale masz rację, dorosłe życie, to nie je bajka (choć niektórzy zapisują "jebajka" nie wiedzieć czemu :P ) i ten czas uroczo spędzony na obserwowaniu kota, gapieniu się na sufit, liczeniu gałęzi w drzewie odszedł w zapomnienie. Szkoda trochę, bo życie dowala faktycznie. Wiuęc ceni się tę chwilę oddechu, chwilę wyrwaną z czasu dla siebie. Może po to to wszystko, byśmy docenili to, co się wokół nas dzieje? A może po to, byśmy zdołali w jakiś sposób się zresetować? W każdym razie ładny sposób wybrałaś na nicnierobienie, a 6 rano jest cudowna przez to, ze jest cisza, spokój i nie zawraca nikt człowiekowi głowy bzdurami.
      Ładnie odwróciłaś moją "męską" tezę. napisałem tak, bo świat męski jest tym, do którego należę. tak, tak, wiem. Należę do świata tak w ogóle. Ale postrzeganie, myślenie itd, to już może i cecha indywidualna, ale nosząca ślady płci. Więc bliska jest mi właśnie taka odpowiedź, która często wywołuje dąsy. A co ludzie chcą usłyszeć? Ano pewnie o sobie. Albo o swoich problemach, bo przecież to zajmujące. rzadziej o tym chce się słuchać, co się widzi, albo jak spostrzega się świat. Kiedyś pokusiłem się na eksperyment i faktycznie odpowiedziałem o tym, co widzę i jak to coś spostrzegam. Było to w górach w czasie, kiedy deszcz przestał padać, a mgła się podniosła i powoli pełzła. Widok piękny. Więc postarałem się o jego animizację. Cóż, minę tej osoby pamiętam do dziś :D Ale nie trzeba było pytać :)))) Dziękuję Ci za bardzo fajny komentarz, przy którym uśmiechnąłem się (z młotka w rękach dziewczynki) Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę również miłego i spokojnego wieczoru :))

      Usuń
  7. ...dla pewności przeczytałam komentarze. Nie wniosły do mojego postrzegania ani odrobiny olśnienia. Liczenie słojów w desce którą spala magma....Bo magma spala wszystko ...i gdyby nie to ,że przecież sensu ni logiki być nie musi wszak istotą ,intencją, esencją jest ta ,która poza zasięgiem a wszystko inne to tylko ozdobnik....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Jest to moja niekonsekwencja w przekazaniu myśli, albo właściwie obrazu. Jeśli zaś ktoś woli - błąd w konstrukcji logicznej. Ale poprawiać nie będę, bo sprawny czytelnik zrozumie. Ale dziękuję za wytknięcie błędu.

      Usuń
    2. To nie był Pana błąd....przez chwilę był Pan wolny a po chwili za szmaty trzaśnięty o ziemię i związany

      Usuń
    3. Proszę sobie nie pochlebiać. Zaledwie zwróciła mi Pani uwagę na niekonsekwencję logiczną, której byłem świadomy. Żadne to: "za szmaty trzaśnięty o ziemię i związany". Co prawda zrobiła to Pani w swoim własnym stylu, ale też i o to rabanu nie robię będąc świadomym tego, że jestem tylko człowiekiem i mogę powiedzieć "errarum humanum est".

      Usuń
  8. ....o...komentarz bedzie widoczny po zatwierdzeniu....no tak...a dlaczego nie ma napisane ,że to pan decyduje co ważne chociaż prosi bym ja o tym napisała ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilka tygodni temu rozmawialiśmy już na ten temat i nie pomnę, jak zostałem określony przez Panią. Wytłumaczyłem względy, jakie mną kierują. Miłą naszą konwersację przerwał jednak fakt, że przyznałem się do bycia nauczycielem. Stwierdziła pani wówczas, że nie będzie więcej komentować i kontakt się urwał. Będąc zatem konsekwentnym, co do logiki już nie wypowiedzi, a działań, przywołuję ten fakt. Co zaś do komunikatu, to wątpię, by tak wytrwały i wytrawny bloger jak Pani nie wiedziała dobrze, że to standardowa formuła, szablon bloga.

      Usuń
    2. Doświadczył , pan faktu ,że moja pamięć jest nędznej jakości. Ja dzięki temu , coś ciekawego w miejscu, które jeśli bym pamiętała, ominęła bym szerokim łukiem.Kłamstwo ,skoro wpadam do kompletnych idiotów, do ich pisania, dlaczego bym miała omijać kogoś kto potrafi we mnie wywołać reakcję . Nie jestem blogerką...to określenie mnie obraża. Kloszard opowiadał, że gdy zaczynał...to miało wartość a potem wraz z komercją szlag to trafił. Potem... już tylko wariaci piszą coś co warto czytać.
      Czy określiłam Pana mianem złodzieja ?...ktoś kto weryfikuje moje słowa jest złodziejem... kradnie mi odpowiedzialność za moje słowo....Użył Pan określenia :"standardowa formuła" ....kiepskie usprawiedliwienie strachu. Kobiety zmienne są ale rzecz nie w tym...nie pamiętam naszej polemiki....nie wiem więc....nie znam zapisanej kartki....mam przed sobą całkiem nową....-banał u ludzi przed czterdziestką. Cholera. Napisałam to....zaklinam cyfry....szkoda ,że nie stac mnie na odwagę.

      Usuń
    3. Gorzkie słowa o blogowaniu i poniekąd rozumiem. Ale proszę spojrzeć, żadnych reklam, nachalny nie jestem i nie wciskam produktów (taka ciekawostka, wie Pani, że kredyt, to PRODUKT bankowy?? Jakby ci ludzie cokolwiek produkowali - mój Boże...). Co zaś do treści, to jest ona skrojona na moje potrzeby i na moją miarę. Lubię pisać i robić zdjęcia i to legło u podstaw tego, że założyłem blog wierząc w to, że może komuś się spodoba to, co robię. Ani to chwalebne, ani wielkie - raczej pospolite. A że wariaci piszą coś, co warto czytać...byłbym ostrożny określając kogoś słowem "wariat". Ale przyznaję, że nie ma ludzi zdrowych, są niezdiagnozowani.
      Cóż, widzę, że u Pani słowo "złodziej", jest "słowem-kluczem" Tym razem widzę je w zupełnie nowej interpretacji. Odkrywcze, przyznaję. Nie, nie będę powtarzał tego, dlaczego wprowadziłem restrykcje na blogu. Raz to uczyniłem, więc wystarczy. Jeśli to dla Pani wygodne, może Pani uważać, że to strach mną kieruje. Nie jestem rycerzem w lśniącej zbroi i nie będę stawał w szranki z każdym trollem czy spamerem, który zamierza sobie ulżyć w tym miejscu. Są inne miejsca i inne sposoby weryfikacji inteligencji i elokwencji. Więc i ja nie muszę znosić połajanek słownych od kogoś, komu się wydaje, że poziom abstrakcji usprawiedliwia zwykłe chamstwo i brak wychowania (proszę mnie dobrze zrozumieć, to nie było o Pani) Tak, kobiety są zmienne. Przyznaję. Tak jak i daty, które się zmieniają. Ale to są tylko daty i nijak się mają do odwagi. Może bardziej pokory, choć do wszystkiego trzeba dorosnąć. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  9. Wszyscy wszystko napisali już przede mną. Co mogę dodać to garść słów o równowadze.
    Potrzebne nicnierobienie i potrzebne działanie, a nawet pęd byleby człowiek umiał odnaleźć
    równowagę między jednym i drugiem, bo tak jak zagubić się można w działaniu, tak zagubisz się
    w nicnierobieniu. Żeby żyć tu na Ziemi potrzebne jest i jedno i drugie i z niczym przesadzać nie można. W nadmiarze wszystko szkodzi. Z ulubionej rzeczy, sytuacji staje się kamieniem, który ciąży
    i nie pozwala w niczym, tylko w tym jednym, znajdować przyjemność, która z czasem i tak staje się ulotna i w końcu znika. Dlatego równowaga jest potrzebna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, reprezentujesz głos rozsądku, bo to prawda o czym piszesz. Bardzo podoba mi się zwłaszcza to, ze nawet największa przyjemność może stać się kamieniem. Bo tak i jest w rzeczywistości. Choć przyznam, że brzmi to niezwykle niewspółcześnie, to jednak balans jest potrzebny. Ale do tego, jak i do innych wniosków, trzeba chyba samemu dojrzeć. Dziękuję Ci za komentarz i bardzo, bardzo pozdrawiam :))

      Usuń
  10. Orzechowo i smacznie. Coraz smaczniej. Coraz smaczniej brzmią Twoje teksty. To pewnie przez to zapierdzielanie w nicnierobienie.
    O czym myślisz ? ;)))
    Bo o oczach dobrze wiesz, że nieważny kolor, ważne, czy jest w nich światło.
    I takiego światła właśnie w oczach życzę Ci na ten Nowy Rok :)))

    OdpowiedzUsuń
  11. Uśmiałem się Aniu :* Kochana jesteś z tym zapierdzielaniem w nicnierobienie. Ale wbrew pozorom cały czas coś robię. Jakoś nie umiem nic nie robić. No, chyba, ze się uprę, jak na tym parapecie i po kąpieli powiem sobie - Naglik, spokój, czas na patrzenie w mrok :P Nie mogę powiedzieć, o czym myślę, by nie gorszyć. Jest ciemno, jest świeczka, są orzechy. No grzech nie grzeszyć myślą :))) Tak, kolor nie ma znaczenia, tylko o nim wspomniałem, bo mi do orzechów pasował. Choć tamten nie był taki orzechowy. bardziej jak bardzo mocna herbata. I zgadzam się ze światłem w oczach. Ono jest najważniejsze. Wiesz, nawet nie musi być w naszych oczach (choć to bardzo miłe), ale może być w czyichś. Zawsze ładnie się patrzy w takie rozświetlone oczy. Dziękuję Ci Aniu bardzo, bardzo za życzenia. Sam życzę Ci takiego światła u Ciebie i twoich najbliższych. I uśmiechu. Bo światło i uśmiech zmieszane w naszym wewnętrznym tyglu tworzą cudowną mieszankę. Dziękuję Ci Aniu z serca i bardzo, bardzo serdecznie pozdrawiam (już na Nowy Rok)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty