Obietnice...



                     Nie wiem, jak to powiedzieć. A może wcale nie mówić? Początek przecież powinien być gładki. Powinien wciągać. Powinien się błyszczeć, albo być jak zmrożony spirytus, który mrozi gardło i wybucha flarą w żołądku i ogniem w głowie. Tej historii nie da się opowiedzieć. Tej historii nie można opowiedzieć. Można tylko pokazać zdjęcia. Pytasz, czemu tak? Bo historie ludzkie lubią, by je opowiadać. Lubią, by płonął ogień i lubią, by przy ognisku siedzieli ci, którzy zobaczą to wszystko w sobie. I musi być jeszcze czas. Więc wybacz, historii nie będzie. Nie dziś, ani następnym i następnym razem. Nie tej historii. Nie mogę jej opowiedzieć, by nie kaleczyć. Ale opowiem inną. Wiesz, próbowałem jechać tam kilka razy, a kiedy już byłem, rodziły się we mnie słowa prędkie, złe, niespokojne. Takie, które trzeba było zamknąć w ciemnej piwnicy, zakneblować. I nie mogłem podnieść ręki z aparatem, by zrobić zdjęcia. Bo obiecałem sobie, że nie przyjadę tu już więcej. Skłamałem – przyjechałem. Nie raz, nie dwa. Krążyłem wokół tego miejsca odganiając złe, spluwając i żegnając się szybko. Czasem nawet nie patrząc. A dziś przyszedłem czując na plecach tylko ciężar swojego plecaka i aparatu w dłoni. Myślałem, że nie wejdę w tę przecinkę, która wiedzie na bagna. Splunę fantazyjnie i ucieknę, jak zawsze. Bo uciekałem, wiesz? Zawsze uciekałem przed tym, co tam mogę zobaczyć. Nie, nieprawda – co mogę zobaczyć w sobie. W swojej pamięci. Przywołać słowa i obrazy. Nazwać je ich prawdziwym imieniem. A teraz wszedłem i zobaczyłem bagna, które tak dobrze pamiętałem. I nic więcej. Siadłem na zwalonym pniu i piłem gorącą herbatę, którą, kiedy było jeszcze ciemno zaparzałem. Prowokowałem los. Ale ten milczał i tylko patrzył na mnie. Obserwował zaskoczony, że odważyłem się na ten krok. Chcesz? Powiem ci prawdę: chciałem zdjęć. Desperacko chciałem zdjęć. I chciałem drogi, którą dawniej chodziłem. Chciałem zobaczyć dęby, które rosną tylko tu. Stare dęby, które skrzypią na wietrze. I molo, które pomijam zawsze na zdjęciach. Nie, nie sądź, że to spowiedź. Nie sądź też, że to historia opowiadana ku pokrzepieniu serc, o pokonywaniu słabości. Ja szedłem tylko za światłem i za drogą. I za mrozem, który szedł od południowej strony wraz z wiatrem nocnym. Zmarzłem. Ale cieszyło mnie to, że marznę. Że czuję. Ptaki podrywały się na mój widok, ale wracały czując, że jestem tu tylko gościem. Wiesz, czasem kiedy jestem sam, mówię do siebie. A teraz milczałem. Szukałem kadrów, patrzyłem jak herbata z kubka paruje i grzeje mi ręce. Było cicho, cicho. Cieszyłem się z tej ciszy. I cieszyłem się z ciszy w sobie. Nikt tu nie chodził od tak dawna i stare ścieżki zarosły. Dzień urodził się na dobre i pora była wracać. I wiesz, kiedy goliłem się popatrzyłem sobie w oczy. Zobaczyłem błękit, który przerodził się w szarość. Nie musiałem odwracać wzroku. Ten z lustra też patrzył i zupełnie tak, jak ja, miał połowę twarzy ogoloną. A kiedy szedłem gwarną ulicą później, dużo później, żałowałem, że nie zostałem dłużej. Że nie siedziałem na tym pniu jeszcze. Myślisz, że przywołałbym wspomnienia? One i tak przyszły przecież. Zalały mnie falą. Ale uśmiechnąłem się tylko. I uśmiechnąłem się stojąc na ulicy i mając beton pod stopami. Ten w witrynie sklepowej uśmiechnął się również. Niezdarnie, głupio i bez związku. Wiatr rozwiewał mi włosy. I temu w witrynie też rozwiewał. Szliśmy pod wiatr, obaj. Jak zawsze…. 





















Komentarze

  1. Nie jest sprawiedliwe, żeby ktoś, lub coś odbierało nam takie miejsca. Ale tak naprawdę, nikt, ani nic nie może nam tego odebrać, oprócz nas samych.
    Przybyłeś, zobaczyłeś, zwyciężyłeś :)) Brawo. Odebrałeś swoje.
    Miejsce pełne uroku, fantastyczne i niezwykłe. Pokazałeś to na swoich zdjęciach i pokazałeś jeszcze coś więcej – radość i dumę ze zwycięstwa.
    Teraz to miejsce nabrało nowej treści, mało tego, gotowe jest na przyjęcie jeszcze innych, nowych znaczeń. Ale o tym już powiedział Ci już ten gość z lustra, więc nie muszę powtarzać :)
    Pozdrawiam bardzo serdecznie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to nie jest sprawiedliwe Aniu. Ale wiesz, do nikogo nie mam pretensji, bo ja sobie sam zabroniłem. Obiecałem. Co ciekawe, obietnice dotrzymuję zawsze, kiedy są składane ludziom. Sobie przychodzi mi łatwo o nich zapominać. Choć tym razem ciesze się, ze mogłem siebie wypróbować. Zmierzyć się i stwierdzić, że jest tylko miejscem. Pięknym, magicznym, strasznym i z moją historią. Ważną tylko dla mnie. Tak naprawdę, to nie ma nic ładnego w tym miejscu. Jest spokój. I to daje możliwość pokazania go w sposób inny, lepszy, magiczny (???) Kiedyś uwielbiałem tam chodzić. Teraz chyba je odzyskałem, jak mówisz. Na pewno w sezonie żabim tam pojadę, bo są tam cudowne niebieskie żaby, które są pod ochroną. To nawet był powód, ze droga, która miała tamtędy iść, została anulowana. Ku uldze chyba wszystkich. A żab z pewnością :D Kiedyś jeszcze muszę się wybrać dookoła jeziora. Nie ma ścieżek i teren jest trudny. Ale lubię wyzwania i lubię znikać dla świata :)) I masz rację, na pewno miejsce ma wiele innych treści, o których nie sposób w jednym wpisie wspomnieć. Bardzo, bardzo dziękuję Ci za komentarz i za to, ze cierpliwie czytałaś i oglądałaś. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie, choć sennie. Ale taki dzień na leniwe przesypywanie z pustego w próżne też się przyda :)))

      Usuń
  2. Zdjęcia są piękne. Taki luty właśnie chcę oglądać, niestety u mnie jakoś strasznie bez słońca jest od dawna. Jeśli wyjdzie, to tylko na chwilę gdzieś koło południa i to wszystko. I jest jak w listopadzie. Niby słychać już ptaki i wiosnę, ale w ogóle światła. Każdy z nas ma takie miejsca, które trzeba oswoić, u Ciebie to takie jakby podsumowanie, piękne, trzeba tylko poczekać na odpowiedni czas. Doceniam takie chwile w spokoju i ciszy, bo one zawsze przynoszą ze sobą coś dobrego, tak ogrzewają jak ta gorąca herbata, czeka się na ten odpowiedni moment, jak na wielką wyprawę. Moje ulubione bagienne klimaty, już sobie wyobrażam, co tam się będzie działo, gdy tylko wiosna wejdzie na dobre. Miłego dnia dla Ciebie :) PS Super halo w poprzednim wpisie, niesamowite ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Cieszy mnie, że doceniasz, bo Ty klimaty bagienne znasz lepiej, niż ktokolwiek. Mnie wystarczyło kilka Twoich zdjęć, bym zobaczył piękny krajobraz. U mnie wczoraj było 30 minut słońce. Potem coś niby wyskakiwało, ale to już nie to. A dzisiaj niskie i deszczowe niebo, więc nici ze zdjęć. Masz rację co do miejsca i chwil. Potwierdzam, przerobiłem i przybijam piątkę, żółwika i co tam jeszcze się robi :)) A tak zupełnie nie śmieszkując, to bałem się tam iść ze względu na wspomnienia. Dobre, ale jednak nie chciałem, by mi było przykro. Ale nie było. I herbata dobrze smakowała i poczułem się tak, jakbym znów zatoczył koło. Znalazł się w punkcie wejścia, co akurat mnie cieszy. Dziękuję Ci serdecznie za komentarz i za to, ze tak ładnie dostrzegasz to miejsce. Wiosną na pewno będzie się działo. Już sobie nie odpuszczę, jak przez kilka poprzednich lat niebieskich żab. Halo mnie samego zaskoczyło. Ale lubię być zaskoczony i bardzo się ciesze, że Ci się podoba:)) Co prawda ja go nie zrobiłem :P, tylko nacisnąłem guzik. Ale i tak mi przyjemnie bardzo :)) Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :))
      PS. Myślę nad Twoim wpisem z grzybami. Szukam słów, bo to delikatna materia. A podoba mi się bardzo to, w jaki sposób piszesz :))

      Usuń
  3. Zdaje się,że ów wywód ma podwójne dno.Albo przynajmniej ja tak go czuję...Naturalnie nie powiem nic odkrywczego ponad to o czym,już z Anią wspominaliscie.Tym razem zdjęcia piękniejdze,niż tekst...Są przecudowne.Dodam tradycyjnie,że rizumiemy się....niestety jak zwykle :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację Wojtku. Na pewno jest drugie dno. Tyle, ze tym razem nie chciałem wcale do niego dotrzeć. Nie chciałem go ujawniać. Ot, napisałem, ze poszedłem tam, gdzie nie chciałem chodzić przez bardzo długi czas. Pewnie jeszcze znajdzie się czas, by sięgnąć drugiego, trzeciego, a i może czwartego dna (jakkolwiek by to nie zabrzmiało) Dziś prosto, bez gimnastyki i gry symbolami i niedopowiedzeniami. Cieszę się, że zdjęcia Ci przypadły do gustu :)) A że się rozumiemy, to akurat dobrze. Tak, wiem co miałeś na myśli. Życie, co więcej? Pozdrawiam Cię serdecznie :))

      Usuń
  4. Skąd bierzesz te miejsca? Gdzie ty je wynajdujesz? Tam jest fantastycznie!
    Dobrze, że daliście już sobie z tą cudną miejscówką po buziaczku na zgodę, bo szkoda było by już nie wracać w takie piękne miejsce! Herbata tam musi smakować wyjątkowo, w mojej fantazji jest czarna, mocna i gorzka, a cierpkość garbników bardziej znośna niż w domowym zaciszu:)

    A same bagna przypominają mi te w okolicach centralnej Polski. Moi dziadkowie tam mieszkali, od kiedy pamiętam dorośli straszyli mnie i inne dzieciaki w rodzinie tymi bagnami. Nie wiem po co, ale opowiadali że topili się tam przypadkowo ludzie, ale też sam diabeł miał tam topić niegrzeczne dzieci. Byłam małą dziewczynką jak całą rodziną poszliśmy na grzyby do lasu i trzeba było koło tych bagien przejść. Mój boże. Jak zobaczyłam tę wodę to tak się zaczęłam drżeć jakby naprawdę sam diabeł mnie tam chciał utopić. Moje dziecięce wspomnienie jest oczywiście zniekształcone, ale rodzina potwierdza, że trochę tam stałam i wrzeszczałam, nie chciałam żeby ktokolwiek do mnie podchodził. Do tej pory pamiętam jak bardzo się wtedy bałam. Kiedy już straciłam nieco mocy, a mój ojciec zdołał mnie przekonał batonikiem;) że nie jest diabłem to dałam się wziąć na barana i był odwrót z tego owocnego grzybobrania. W drodze powrotnej ciągle zawodziłam, ale już nie tak namiętnie. Zdążyli mnie przekonać, że te historie które wcześniej opowiadali to było kłamstwo. Pamiętam więc, że w wracając już się nie bałam, a byłam zła, że mnie okłamano. Pamiętam też, że z tej złości te łzy i gile, które kapały mi z buzi wprost na głowę ojca bardzo pieczołowicie rozsmarowywałam mu we włosach;) (bo mu się należało, a co;)).

    Przepraszam za opowieść rodem z d*py, nie mającej nic wspólnego z treścią Twojego tekstu, ale zdjęcia bagien mocno przywołały to wspomnienie, za co dziękuję, bo teraz, po latach to w sumie wesoła historyjka.

    Spokojnego wieczoru!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz sama, jaki uparty jestem. Powiedziałem, że nie i krążyłem wokół tego miejsca kilka lat. A w końcu się przełamałem, bo zdjęć brakowało. I uznałem, że dość tego. Zresztą, powody są bardziej złożone i nudne. A miejsce sobie jest :)) Kiedyś były to stawy potechnologiczne, ponieważ w okolicach jest fabryka celulozy. W sumie stawów jest kilka, więc czasami tam jadę. Cieszę się bardzo, że podoba Ci się miejscówka :)) Mnie również się spodobała, kiedy jako dziecko ją pierwszy raz zobaczyłem. Okolica szemrana, ale to nie przeszkadza w zdjęciach. A teraz powiem Ci coś, co może odkryciem nie jest, ale jest prawdą. Łatwo fotografuje się Grecję i piękne miasteczka i porty. Białe na tle pięknego nieba. Tylko nawet one tracą wiele ze swojego uroku, kiedy zajdzie słońce. To światło wydobywa te wszystkie rzeczy z niebytu i z krajobrazu. Ja robię tak samo w tym zapyziałym miejscu. Szukam kadru i światła. Tutaj pojawia się jeszcze coś tak nieokreślonego, jak czynnik ludzki, albo czynnik wyobraźni, bo przecież pokazuję Ci świat przepuszczony przez moje widzenie, przez wyobraźnię. Kiedyś byłem z grupą (!!!) ludzi na zdjęciach i zrobiliśmy zdjęcia tego samego terenu. Wyszły krańcowo różne. Od tych baśniowych, po straszne i niesamowite. Pewnie, tak też umiem, choć wolę pokazywać miejsca, które mówią o urodzie świata, a nie o strachu przed nim. Żebyś nie myślała, ze się popisuję, bo nie umiem oddać tonu głosu w tym, co piszę. Mówię zupełnie normalnie - opowiadam, bo chcę zamiast zbywać, czego nie cierpię. Naprawdę pierwsze zdania tego, co napisałaś wprawiły mnie w bardzo dobry humor :)) To naprawdę radość wiedzieć, ze miejsce i zdjęcia podobają się komuś i mówi to szczerze. Buziaczków nie było, bo o tym nawet nie pomyślałem, ale herbata była dobra. Gorzka, ale dobra :)) Jest jeszcze kilka miejsc, w które muszę pojechać i sprawdzić, na ile mogę je pokazać. Na ile będę potrafił, bo przecież amator ze mnie, nie kryjmy :)
      Bardzo brakuje mi zdjęć takich właśnie - wędrownych, będących uzupełnieniem własnych spostrzeżeń. Ale czas, czas, czas...

      Absolutnie się nie oburzam, ze opowiedziałaś o sobie. Historia piękna! Śmieszna dziś, ale kto nie był na bagnach, ten nie wie, jak tam potrafi być. Kiedy najmniejszy powiew wiatru czy ptak zaplątany w trzciny potrafi wprawić człowieka w drżenie, jeśli nie zawał. Nie mówiąc o dzikach taplających się w błocie i ze zdziwieniem taksujących człowieka :D Więc Twoja historia zaprawiona pierwotnym lękiem, który wykorzystali rodzice, by zapewne wymóc bycie grzeczną dziewczynką, czy wmuszenie kolejnej łyżki czy widelca z jedzeniem do mnie przemówiła bardzo! I jeszcze diabeł, to to już kupiło mnie w całości! Fakt, masz rację, kłamstwo. Ale dziś się śmiejesz opowiadając, a to dobrze :)) Z drugiej strony, jakby nie patrzeć, kto tam wie, co się na bagnach dzieje? Raz umyśliło mi się zrobić nocne zdjęcia Drogi Mlecznej właśnie nieopodal. Nieprzyjemnie bardzo było. Wszystko to pierwotny nasz lęki wyobraźnia, która się rozszalała bidulka :D Nie, zdecydowanie Twoja opowieść świetna! :))

      Mam nadzieję, ze lepiej się już czujesz i wracasz do zdrowia. Choć właściwie pada i leje i nic nie tracisz mając tę garsteczkę czasu dla siebie. Ale choroba, to choroba, nie kryjmy. Trzeba jeszcze "dojść do siebie". Jakby nie było, i tak Ci życzę zdrowia i uśmiechu, bo szybciej wyzdrowiejesz :)) I bardzo, bardzo Ci dziękuję za Twój komentarz. Naprawdę uśmiechnąłem się czytając i tak serio, to stanowi on piękne nawiązanie. Tak, wiem, nieintencjonalne, ale gdzieś w głębi siebie tak właśnie to miejsce chciałem pokazać. Trochę baśniowo, trochę niesamowicie. Czy diabeł mieszka? Nie wiem, ale strzygłem uszami w pewnym miejscu, więc coś jest na rzeczy :))) nawet gwizdałem, by złe odegnać :D Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :)))

      Usuń
    2. PS. No i moje wielosłowie mnie zjadło. Powinno być: "Mówię zupełnie normalnie - opowiadam, bo chcę zamiast zbywać, czego nie cierpię, pokazać jak to technicznie wygląda." Przepraszam.

      Usuń
    3. “Widzisz sama, jaki uparty jestem.”
      “A w końcu się przełamałem…”.
      Czyli nie taki znowu uparty!;)
      Wiesz z tymi zdjęciami to chyba jednak nie do końca tak prosta sprawa. Potrafiłabym spartaczyć zdjęcie nawet pięknie doświetlonego, greckiego miasteczka. Przysięgam, musisz mi wierzyć. Więc ten czynnik ludzki o którym mówisz ma niebagatelne znaczenie!
      A te grupowe zdjęcia to musiało być ciekawe doświadczenie, zobaczyć to samo oczami innych. Nie myślałeś, żeby to powtórzyć?

      “...pokazuję Ci świat przepuszczony przez moje widzenie, przez wyobraźnię.”
      Lubię oglądać świat przepuszczony przez twoje widzenie. Tak po prostu. Robisz z tego świata bardzo ładne miejsce. Chodzi mi o to- widzę zdjęcie jeziora, wyglądają jak z baśni, pierwotnie, mistycznie, jak scenografia do wiedźmina;) a Ty mówisz że to jakieś stawy, sztuczne zbiorniki! No jak? Magia:)

      “Z drugiej strony, jakby nie patrzeć, kto tam wie, co się na bagnach dzieje?”
      Zgadzam się bardzo! Coś w tych miejscach musi być. Po tych sensacjach w dzieciństwie do bagien podchodziłam dość odważnie. Byłam tam kiedyś po południu, w lato. Nagle zrobiło się tam zimno, wilgotno, pojawiła się niewiadomo skąd gęsta mgła, zasłaniająca wszystko, ale najbardziej przerażająca była cisza. Wszystko nagle ucichło, ptaki, wiatr. Delikatnie mówiąc szybko się oddaliłam. Dziwne to miejsca, zdecydowanie.

      Dziękuję, czuję się już dobrze:)
      Czasu na odpoczynek i tak było mało, bo inne obowiązki mnie ścigały, ale w końcu udało mi się odkurzyć piętro skoro już podjęłam taki nieludzki wysiłek;) i wniosłam odkurzacz po schodach:p

      Dobrej nocy
      :)

      Usuń
    4. Uparty, uparty. Koziorożec :(
      Muszę uwierzyć..hmm...No dobra, wierzę. Ale z trudem, zastrzegam :))
      Problem polega na tym, że się gada na zdjęciach. A ja nie lubię. Nie, nie to, ze gadania, ale to są dla mnie chwile, kiedy odpoczywam. Kiedy mogę pomyśleć. Albo po prostu nasycać oczy. Niby zwykłe trzciny, a tyle w nich niezwykłości. Niby niebo, jak zawsze, ale jednak lekko przytłumione. W towarzystwie, to jest tak: "A tamto zrobiłeś?" "A może jeszcze to?" "A czemu nie tak ogólnie?" "Masz dobre światło?" To nie pomaga. Gorzej, to powoduje, że zdjęcia nie są moje. Stają się cudze. Może egoizm przemawia teraz ze mnie, ale jednak wolę sam iść na zdjęcia. Ale mam drugi aparat i zawsze mogę pożyczyć, bo sobie ktoś mógł po swojemu robić. Żaden problem :D

      Czyli w sumie wychodzi na to, ze kłamię, oszukuję, bo pokazuję coś, czego nie ma. Nie, nie, to nie photoshop i inne cyrki. Szukam takich ujęć i takich kadrów, by pokazać to, co mi się umyśliło. Wiesz, zazwyczaj jak idę na zdjęcia, to robię około 200, 300 zdjęć. Z nich widzisz tylko 20, góra 25. No, jak mam dobry dzień, to dwa wpisy się zrobią z jednej wyprawy. A pozostałe? Pozostałe, to właśnie zdjęcia, w których szukałem kadru. Szukałem czegoś, co samemu mnie się spodoba. Nie chcę odstawiać chały i jeśli mam dawać byle co, to wolę nie dawać wcale. Chciałbym, by to była magia. Naprawdę bardzo bym chciał. I dziękuję Ci, ze tak pięknie o tym powiedziałaś :))

      Kiedyś poszedłem nad stawy, ale nie te, troszkę dalej. Zaszyłem się gdzieś w szuwarach przy brzegu i zwyczajnie siedziałem. I usłyszałem szelest. Taki, jakby coś pełzało. Odwróciłem się - cisza. Więc znów siedzę i gapię się na wodę i znów słyszę szelest. Kilka razy ten szelest mnie zaniepokoił, więc wstałem i zobaczyłem, że to jakiś ptak wił sobie gniazdo z suchych traw. (a może je poprawiał tylko) Byłem przekonany, że coś mnie zeżre w biały dzień w środku lata :D Ale masz rację. To zwodnicze okolice i miejsca. A mgła, to już zupełna bajka!!

      Cieszę się, że już lepiej :)) Jestem przekonany, że to ten odkurzacz pomógł :)) A tak serio, to patrząc po frekwencji na zajęciach, widać że lekarze mają ręce pełne roboty. Cóż, taki jakiś czas nieszczególny. I pogoda taka... taka na baśnie. Ale wszystko w swoim czasie.
      Błękitnych dla Ciebie, dobranoc :)))

      Usuń
  5. Kiedy otworzyłam wpis przez kilka minut patrzyłam i patrzyłam, jakby ktoś mnie zahipnotyzował. To pierwsze zdjęcie jest takie magiczne – wciąga swoim błękitem, zaprasza by dać krok naprzód. Wchodząc dalej widzimy niezwykłe miejsce gdzie słychać, czuć ciszę i spokój bezwietrznej, klarownej pogody, spokój poranka i spokój chwili... Twój Witku spokój i czystość myśli, chociaż czytając wstęp mogliśmy oczekiwać mglistych i mrocznych klimatów zwykle będących na bagiennym pustkowiu. Z takimi miejscami jest zupełnie jak z nami, opary i mętność powietrza dają klimat niepokoju i strachu, a gdy aura jest przyjazna, stają się pełną uroku przestrzenią. Blisko Łodzi jest też takie miejsce. Byłam w zeszłym roku latem i jak pamiętam, pisałam kiedyś o tym. Jednak tam trzcina pochłonęła bagno i nie ma już tyle przestrzeni, a molo zarośnięte i zapadnięte w sobie. Mam wrażenie, że ten świt był naprawdę Twój, taki, którym można się sycić bez końca. Warto było odbyć tą podróż, nawet by potwierdzić „nigdy nie mów nigdy”. Dobrze Witku, że przeszliśmy się tą cudną aleją, słuchając po drodze o czym szumią dęby. Miło zobaczyć też uśmiechnięte odbicie w sklepowej witrynie. Każdy z nas, myślę, miewa takie miejsca, których zła pamięć odmawia powrotu i jak najczęściej bywa, ponowne odwiedziny mogą nas samych zaskoczyć, bo minął czas, a my już nieco inni, bogatsi o nowe dni, a może lata możemy spojrzeć na to co minęło z odmiennej perspektywy.
    Dziś cały dzień ponury, pada deszcz za oknem więc te obrazy wydają się jak z innego świata. Dziękuję Witku, za te promyki słońca i życzę Ci uśmiechu tego gościa z lustra na najbliższe dni:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Elu, zastanawiałem się robiąc zdjęcia, co napiszę. Byłem zły, ze pojawiły się chmury. Bo to 15 minut słońca, to naprawdę niewiele, by pokazać całą urodę miejsca. Dlatego wszedłem tam, gdzie nie powinienem. I może dlatego miałem okazję się "sprawdzić" Ciesze się sam ze swojej decyzji i cieszę się, że pewne rzeczy zostały przykryte innymi dniami i czasem. Może nie do końca, może i nie całkowicie, ale skoro już herbatę piłem, to i wewnętrznie byłem przygotowany. Gotowy. Dziwne doświadczenie, przyznaję. Choć miałem już podobne doświadczenie z miejscem, kiedy sobie obiecałem, że nie pojadę więcej. Ale tam, to była inna sprawa. Wiesz, chciałem pokazać miejsce, które jest moje. Moje, bo odzyskane. I choć tak naprawdę moje nie jest, to pokazałem je w przetworzeniu mojej wyobraźni, moimi oczami. Często o tym zapomina się robiąc fotografię, a przecież to naturalne, ze widzimy świat mając jakiś wzorzec kulturowy, jakiś wzorzec wychowania, jakieś standardy, według których postępujemy. Nie jesteśmy tylko aparatem, który robi zdjęcia. Tak, wiem, to podobno ideał, by oddać świat takim, jaki on jest. Ale to mało realne. Dlatego ja chcę pokazać świat takim, jak ja go widzę. Pewnie wiele osób by powiedziało - o rany, to ma być to miejsce? Tak, to to miejsce. Inne światło, inny człowiek, inna pora dnia czy mgła. Dlatego nie dziwi mnie to, że sama wspominasz o miejscu Tobie znanym, bo sama dostrzegasz zmieniający się świat dzięki światłu i dzięki czasowi, który nie próżnuje. Tak, to zarośnięte molo jest symbolem zmian. Czy to był mój świt? Chciałbym, by tak było, bo wydaje mi się, jakbym zatoczył koło i kiedyś już też tak stałem. I też robiłem takie zdjęcia. No, może nie takie i nie w tym miejscu. Ale to koło wydaje mi się symboliczne, ze znalazłem się w punkcie wejścia, co mnie w sumie cieszy. Bo i ciesze się, ze moge pokazać mój świat i mogę o nim opowiedzieć na swój własny sposób. Rozgadałem się, ale sprowokowałaś mnie okrutnie, a nie powiedziałem nawet połowy tego, co powinienem. Ale mam jeszcze inne zdjęcia z tego miejsca, więc hulaj dusza, piekła nie ma :D Dziękuję Ci bardzo, bardzo serdecznie, ze tak głęboko weszłaś w tekst i tak ładnie zaczęłaś, że aż na przydechu czytałem. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie w tę wietrzną i deszczową niedzielną noc :)) Spieszę się bardzo z odpowiedzią dla Ciebie, bo jak znam życie, to pewnie prąd padnie, bo zaczyna już mrugać. Miłej nocy Elu :))

      Usuń
  6. Najpierw przeczytałam tekst …. I chociaż samo bagno jako typ obszaru niesie niezbyt pozytywne, wręcz ponure skojarzenia, to sam opis odebrałam jako neutralny, nie zniechęcał i nie zachęcał do towarzyszenia Ci w tej wędrówce. Namalowałeś słowami obraz tego miejsca, więc usłyszałam i dęby które skrzypią i łopot skrzydeł spłoszonych ptaków, połaziłam sobie i poczułam niezwykłość tego miejsca …. bo na to mi pozwoliłeś …. jednak doskonale rozumiem potrzebę samotności i rozliczenia siebie z siebie. Tam wstęp masz tylko Ty.
    Nie zabrałeś bagażu … może gdybyś oprócz plecaka i aparatu zabrał ładunek wspomnień, nie dotarłbyś do tego miejsca, gdzie siedząc na pniu piłeś gorącą herbatę.
    Następnie zobaczyłam cudne i niezwykłe zdjęcia …. tam znalazłam ten bagaż, ten który zostawiłeś.
    Zobaczyłam nostalgię ….i piękne, ciepłą barwą światła malowane obrazy, miejsc niedostępnych dla ludzi obojętnych wobec tego skrawka ziemi, bo albo oni go nie wybrali, albo nie wybrał dla nich tego miejsca los.
    Dobrego dnia życzę i serdecznie Cię pozdrawiam Witku ….

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uderzyło mnie Nulo w tym, co napisałaś, że powiedziałaś to w sposób tak naturalny i lekki. A to przecież prawda. Trudna prawda, która czasami jest niewygodna. I bagaż jest ciężki i milczenie takie, które zniechęca. To wszystko prawda, bo choć nie wiem, jakie plany ma los i czy w ogóle mogę mówić o losie, to cieszę się, że postawił przede mną to miejsce. Również w takiej, a nie innej historii, która się wydarzyła i która czasami wraca wspomnieniem. Masz też rację, że jestem skąpy w tym, by zabrać kogoś ze sobą na spacer po tym spłachetku ziemi. Nie, nie z czystego egoizmu, a zwyczajnie, dawno tam nie byłem. Odwykłem. Bałem się. Jak facet, taki jak ja, może się bać? Może. Siebie i swojego odbicia - czy jest w stanie popatrzyć sobie w oczy. Największy test, na jaki człowieka stać przed samym sobą. Mógłbym pisać i pisać, ale czy to konieczne? Jesteś Nulo wielką empatką i bardzo dużo potrafisz wyczytać z kolorów, dźwięków i przypadkowych słów w zdaniu. Dobrze, powiem to - nieprzypadkowych. Bardzo dziękuję Ci za Twój komentarz, bo powiedział więcej, niż cały mój wpis. Dziękuję :)) I miłego wieczoru Nulo :))

      Usuń
  7. A jednak historia by się przydała, bo tak zostaje wiele pytań bez odpowiedzi. Pewnie miało tak być.
    Same zdjęcia i snucie myśli swobodnych, przekazanie wrażeń. Niejasność jako motyw przewodni.
    Prawdziwie poetycki tekst. Gdzieś w głębi krzyczy opowieść, która chciałaby wyjść na zewnątrz, ale nie wyjdzie. Pozostaną pytania i krajobraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pytania wciąż się rodzą. Choć ja na wiele z nich sam sobie odpowiedziałem. Historie zawsze rodzą pytania, bo one już takie są. Zwłaszcza, jeśli dotyczą nie nas, a kogoś. Odruchowo pytamy i nie ma nic w tym złego. Tym razem jednak liczyło się tylko miejsce i urwany wątek opowieści. A może przełamywanie barier, które sam człowiek sobie stawia. Pokazuję też finał tej historii nieopowiedzianej, jako swoisty epilog z dobrym zakończeniem, bo przecież spojrzenie sobie w oczy jest takim właśnie dobrym zakończeniem. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę miłego dnia :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty