Czereśnia...

              Czereśnia mojego dzieciństwa dożywała swoich dni. Była wysoka i przekrzywiona w jedną stronę, jakby posłuszna wiatrom, które czesały ją ciągle. Wchodziłem pod jej bezpieczny parasol patrząc pod nogi, bo w trawie gęstej i mokrej były pestki. Setki lub tysiące pestek, które zostawiła co roku. Chodziło się po tym, jak po kamieniach nad rzeką, albo po kościach wrogów. Kiedy już miałem na tyle siły, to wchodziłem na jej rozłożyste konary i patrzyłem gdzieś tam daleko. Czułem się jak na maszcie statku trzymając się starej gałęzi i czasami jedząc słodkie owoce. Bo domyślasz się pewnie, że nie wchodziłem na nią tylko w okresie zbiorów. Po prostu wchodziłem i siedziałem na drzewie biorąc ze sobą jedzenie, picie, a czasami nawet scyzoryk czy książkę. Śmiesznie to musiało z dołu wyglądać, kiedy ktoś spojrzał w górę. Mały chłopiec, który siedzi na gałęzi i czyta książkę. A potem dorosłem, a czereśnia zaczęła umierać. Gałęzie zaczęły się jej łamać, toczył trąd rozkładu. Przestała rodzić owoce  a te, które wydała były robaczywe. Kiedy padła decyzja o jej wycięciu wyszedłem z domu i wróciłem wtedy, kiedy miałem pewność, że człowiek z piłą już sobie poszedł. Zobaczyłem różowawy pień, pusty w środku i pocięty na dzwona. Na jednym z nich wciąż były wyryte moje inicjały WN. Ten zachowałem, a resztę ofiarowano znajomemu stolarzowi, który robił drobne naprawy starych mebli. Nie wiem, czy mogła mu się na coś przydać, wszak była pusta w środku. Wydrążona przez czas i jej mieszkańców, o których  nie mieliśmy pojęcia. Dziura w ziemi ziała pustką, a w niebie ziało puste, milczące niebo. Gdybym wtedy posłuchał uważniej, albo bym się przypatrzył, być może dostrzegłbym Tego, który wyznacza kres wszechrzeczy. Ale patrzyłem w ziemię na pestki, które po dawnemu chrzęściły pod nogami. Już nie było to takie zabawne. Zdałem sobie sprawę, że chodzę po kościanych grzechotkach, którym nie dano szansy wytrysnąć w niebo młodym i dzikim pędem. Po co ci to opowiadam? Po to, by opowiedzieć. Zostawić ziarno, by może kiedyś, kiedy liźnie je promień dobrej myśli, narodzi się z niego zielona, dzika istota. Albo będzie szeleścić łupinami na zawsze. Kościana grzechotka przywołująca duchy. Bo i czyż duchem nie jestem? Czy nie stałem się duchem po drugiej stronie ekranu? Przepięciem z piksela na piksel? Zwodniczym błędem w kodzie? Aberracją błądzącą? Może ty odpowiesz, bo ja nie potrafię. Już nic nie potrafię. Już nic…   











   

Komentarze

  1. Ja tylko tak krótko napiszę, że czereśnie to moje ulubione owoce, pewnie dlatego że takie słodkie. Niestety nigdy nie posiadałam takiego drzewa i zawsze musiałam "iść na dziorgę", żeby je zjeść. Kiedyś daleko w lesie odkryłam dziką czereśnię. Miała drobne owoce i takie bardziej żółte, ale były niesamowicie słodkie i twardawe, takie jak lubię właśnie. I to już była moja prywatna czereśnia. Kilka lat temu wybrałam się tam, ale jest już bardzo wysoka, że nie można dosięgnąć owoców i jest ich bardzo niewiele i małe, więc chyba tylko ptaki się nimi nakarmią. A najfajniejsze w tym wszystkim było właśnie to, że to była moja prywatna czereśnia - bo nikt o niej nie wiedział, mogłam jeść, ile chciałam. :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, "dziczki" właśnie takie są, albo małe i gorzkie niemożebnie, albo małe i słodkie. Bardzo mi się podoba Twoja opowieść :)) Wiesz, to zawsze cieszy, jak się ma własne drzewo. Choćby znalezione przypadkiem, ale przecież znalezione, nie kradzione :)) Ja się przyznam, ze czereśnie lubiłem właśnie za to, ze można było strzelać pestkami. Wiśnie się do tego nie nadają, a czereśnie są idealne! Ciekawe, pewnie w tym roku będzie znów ich cena kosmiczna. Jak wszystkiego. Ech... Dziękuję Ci raz jeszcze, uśmiechnąłem się :))
      PS, a drzewo wciąż jest Twoje - znalezione, to na wieli wieków Twoje :))

      Usuń
    2. Zacznę od początku a jest nim zdjęcie. Piękne zdjęcie kwiatu. Rodzącego się na nowo życia. Kwiatu, który zachłannie wystawia swe płatki w błękit rozświetlony promieniami słońca w odwiecznym cyklu życia. Cytując teraz Ciebie ..Bo i czyż duchem nie jestem? Czy nie stałem się duchem po drugiej stronie ekranu? Przepięciem z piksela na piksel? Zwodniczym błędem w kodzie? Aberracją błądzącą? Może ty odpowiesz, bo ja nie potrafię. Już nic nie potrafię. Już nic"…Ja potrafię odpowiedzieć. Dla mnie nie jesteś duchem a żywym człowiekiem ze swoimi pragnieniami, swoim dziennie tkanym losem. Żywą myślącą, czującą tkanką o całkiem ładnych nogach :D Jesteś i przyjacielem na pomoc którego zawsze możemy liczyć. Dla mnie jesteś człowiekiem, a nie tam jakimś pikselem. W niesamowity sposób opisałeś życie drzewa o słodkich owocach i jego umieranie. Alegoria do życia ludzkiego sama się nasuwa. Dobry tekst a zdjęcia wisienką na tym torcie. Dobrego snu i pięknego poranka :)

      Usuń
    3. Grażynko, bardzo ładnie napisałaś: "żywym człowiekiem ze swoimi pragnieniami, swoim dziennie tkanym losem". To prawda, że taki jestem. Ale też jestem w Internecie, jak duch. I też jak ducha często jestem traktowany. jako nic, albo jak zgęstek materii, ektoplazmy, czy czego tam jeszcze z czego duchy się składają. Mówisz, że ładne nogi? Hmm... Nie zastanawiałem się nad tym. Póki mnie dźwigają i jestem w stanie dojść, gdzie chcę, to nie narzekam. Ba, jestem z nich dumny :)) Ale dziękuję Ci :)))
      A co do samego tekstu, to mam świadomość, ze przemawia przez niego i gorycz i trochę smutku - jak zwykle, chciałoby się powiedzieć. Ale może czasem warto zamiast się uśmiechać, zamyślić się i znaleźć, jak Ty to zrobiłaś, alegorię do drzewa. Smutną, przyznaję. Ale skoro przywołujesz cykl, to i czeęcią cyklu jest właśnie to.
      Dziękuję Ci, ze nazwałaś mnie przyjacielem, na którego można zawsze liczyć. Cóż mogę na Twoje słowa? Staram się :))Dziękuję Ci za dobre i fajne słowa i również Tobie życzę dobrego, ciekawego i spokojnego dnia :)))

      Usuń
  2. Jest takie miasteczko na Pomorzu. Pochodziła stamtąd moja babcia. Kiedy byliśmy małymi dzieciakami, to kilka razy spędzaliśmy tam wakacje. Za domem był duży ogród, a w nim rosła Grusza Prababci.
    Dużo później, co kilka lat odwiedzaliśmy miasteczko, mieszkając w zaprzyjaźnionym hotelu. Za każdym razem chodziliśmy na spacer ścieżką wzdłuż ogrodów i wypatrywaliśmy gruszy. Dom już nie był naszym rodzinnym, ale Grusza Prababci zawsze nam przypominała dzieciństwo.
    Teraz nie ma już tego drzewa. Po prostu go już nie ma. Ale jest Grusza Prababci i będzie…

    Teraz jest taki trudny czas, kiedy życie nasze przeniosło się do wirtualnej rzeczywistości i może nam się wydawać, że istniejemy tylko w tym nierzeczywistym świecie. Ale to nie jest prawda.
    Jesteś Witku najbardziej rzeczywistym z nierzeczywistych osób, które znam.
    W dodatku myślę, że może coś dobrego wyniknie z tej sytuacji. Ludzie może docenią kontakty w prawdziwym świecie..? Wiem, wiem, jestem idealistką… :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiechnąłem się, bo już teraz wiem, co chciałaś powiedzieć w tym, co napisałaś na MeWe. Historia piękna, bo prawdziwa, a takie są najlepsze. I wiem, co chciałaś powiedzieć tym antytetycznym zdaniem, ze gruszy nie ma, ale jest. Bo to prawda. Ona jest. Tam, pod nią dalej bawi się nasze (Twoje) dzieciństwo :)) I wiesz, kiedy fotografowałem czereśnię, bo to przecież jej kwiaty, to właśnie przypomniała mi się ta stara, stareńka czereśnia i postanowiłem o niej napisać składając hołd tamtemu czasowi, gdzie mogłem bezkarnie wejść na drzewo i czytać książkę, albo po prostu patrzyć przed siebie. Teraz, to trochę niemożliwe, choć ochotę mam dalej :)))

      Bardzo męczy mnie ta wirtualna rzeczywistość, bo jako uzupełnienie tego, co mam w realu - jak najbardziej. Ale nie ZAMIAST. Kiedyś, jakiś czas temu odkryłem (to moje prywatne odkrycie), ze czasami nie wystarcza kontakt tylko wirtualny, bo i ten bywa często ograniczony przez strach, niechęć dystans. I poczułem się właśnie, jak taki błąd na matrycy monitora, błąd w algorytmie programów. Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał, byś miała rację :)))
      Pięknie napisałaś - "Jesteś Witku najbardziej rzeczywistym z nierzeczywistych osób, które znam." Od razu się uśmiechnąłem, a wierz mi, nie do śmiechu mi ostatnio.

      Aniu, dziękuję. Bardzo dziękuję Ci za opowieść i za to, co pod opowieścią. To dobre i mądre słowa. Jak Ty sama :)))

      Usuń
  3. Czasem mam tak, że jak coś tu przeczytam to wraca do mnie jakieś wspomnienie o którym nie pamiętałam. Moi dziadkowie mieli sad. Rosły tam jabłka, śliwki, wiśnie, agrest, porzeczki czarne i czerwone oraz maliny, jeszcze dalej było truskawkowe pole. Pewnie coś tam jeszcze było, ale już nie pamiętam. Nie pamiętam też czy rosły tam czereśnie. Ale moim drzewem nie było żadne z tych owocowych, ale wielka akacja która rosła przy wejściu do sadu. Nawet teraz w moim wspomnieniu to drzewo jest wielkie do nieba. Zrywałam liście z tej akacji i je wąchałam. Potrafię odtworzyć w głowie zapach liści akacji bez najmniejszego problemu do teraz. Wypychałam sobie nimi kieszenie, żeby ten zapach czuć na okrągło. Kiedy wycinali sad to szkoda mi było tych wszystkich owocowych drzew i krzewów, ale najbardziej było mi szkoda tej akacji. Próbowałam przegadać dziadka i tatę, zeby ją zostawili no ale kto słucha ośmiolatki;)

    Nawet jeśli jesteś duchem to z tych dobrych duszków internetu. Czytam czasem (przysięgam nie wiem po co) "dyskusje" na różne tematy na Facebooku. Chryste. Co tam się dzieje. Zastanawiam się czy ci ludzie na co dzień też się tak zwracają do innych? Tak traktują ludzi? Nie jak duchy, ale jak gówno jakieś najgorsze. Naprawdę już lepiej być sobie dobrym duszkiem i przynosić ludziom piękne obrazy i wspaniałe teksty. Patrząc przez ten pryzmat nie jest chyba najgorzej, prawda? Masz tu całkiem elegancką, kulturalna publikę Duchu, więc co by jeszcze dusza chciała?;)

    Spokojnego wieczoru!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za opowieść-wspomnienie. Bardzo lubię takie opowieści, a czemu, o tym za chwilę. Zafrapowało mnie, ze wpychałaś liście akacji do kieszeni. Rozumiem, kwiaty akacji, które nawet da się jeść i kiedyś nawet próbowałem w cieście naleśnikowym. Specialite a la maison, to nie było, ale i zjeść się dało, nie chciałem odstawiać cyrków przy jedzeniu. W każdym razie akacje bardzo dobrze mi się wryły w pamięć, zwłaszcza kwitnące, bo droga na wydział psychologii w Katowicach była nimi obstawiona, a ja musiałem iść na egzamin. Z egzaminu kompletnie nic nie pamiętam, ale pamiętam tę drogę właśnie przez zapach akacji. Ale liście? Hmm... Wiem, ze się też wróżyło z liści akacji...
      Szkoda tego sadu. Mnie zawsze jest szkoda drzew i zawsze czuję smutek połączony ze sprzeciwem. Dlatego nie lubię traktowania lasów przez leśników, jako "gospodarki drzewnej" Dobre masz wspomnienia i pięknie tam musiało być. Zwłaszcza w takiej porze, jak teraz. A swoją droga, "masz nosa" do zapachów. Zauważyłem, ze zwracasz na to uwagę. Kiedyś też o tym wspomniałaś. To bardzo ciekawe, bo zapachy bardzo często potrafią nam powiedzieć o jakiejś rzeczy więcej, niż sam wygląd.

      A czemu lubię takie opowieści? Bo one pokazują, że jesteśmy rzeczywistymi ludźmi. prawdziwymi. Tak, wiem, można w pierwszej chwili przeczytać to opacznie, jak bredzenie chorego człowieka, który skłonny jest się uważać za jedynego "prawdziwego" na świecie. Bardziej mi chodzi o aspekt materialny, ze jednak jesteśmy i żyjemy.Mamy swoje wspomnienia, słabości i wszystko to, co nas określa. A łączy się to wszystko z duchem. Dlaczego? Ot, przypomniałem sobie coś, a właściwie słowa i dokonania, które sprawiły, że poczułem się jak duch. Niby jestem, a mnie nie ma. jestem po drugiej stronie ekranu, ale wystarczy wyłączyć prąd, bym zniknął. Zauważyłaś, ze niektórzy tak właśnie traktują ludzi, znajomości, jako coś nietrwale internetowego, gdzie wystarczy wyłączyć stronę, albo ekran i wszystko znika. Nie ma, nie było tej osoby. Smutne. Nie ma mnie na FB, odszedłem. Ale wiem, o czym piszesz. Znajomi bardzo narzekają. Ja postąpiłem radykalnie i skasowałem siebie ze świata Facebooka. Czasami żałuję. A czasami cieszę się, bo nie wiem, czy nie byłby to czas stracony. Tu, masz rację, zebrali się ludzie, którzy chcą czegoś więcej i głębiej. Pytają i szukają odpowiedzi. Podobnie zresztą, jak ja. Z większością z nich, mam prywatny kontakt na priv od czasów G+, które zamknięto. Znamy się więc . A czego by dusza Ducha chciała? (spodobało mi się) Gdybyś mi zadała to pytanie kilka dni temu, to wiedziałbym, co odpowiedzieć. Dziś zastanawiałem się, czy ma sens prowadzenie bloga i czy to, co robię czemukolwiek służy. Albo komukolwiek. Okazuje się bowiem, że duchy też się męczą, też mają małe, ulotne pragnienia i też chcą czegoś od życia, choć o życiu można mówić tu tylko w sensie pozagrobowym :D

      Dziękuję Ci bardzo za Twój komentarz i poniekąd nowe imię :))

      Dobrego wieczoru dla Ciebie :)))

      Usuń
    2. Co do akacji, sprawa jest dość prosta. To drzewo było NIEWYOBRAŻALNIE wysokie. Gdybyś się po nim wspiął na samą górę mógłbyś dotknąć chmur. Przysięgam! Kwiaty rosły wyżej, więc po prostu nie sięgałam do nich. Nie wiedziałam, że można je jeść. Liście za to zgniatałam w dłoniach, żeby bardziej z nich te esencję wycisnąć i wąchałam. Lubiłam ten zapach, więc zawsze miałam liście przy sobie, ot tak dla przyjemności.
      Z wrozbami z liści też masz rację, choć nie pamiętam na czym miało to polegać.
      Zdecydowanie węch to mój najsilniej rozwinięty zmysł. Zdarza mi się czuć niechęć do kogoś tylko i wyłącznie, że zapach tej osoby mi nie pasuje.
      Moja mama do tej pory powtarza, że urodziła psa (a ja jej zawsze powtarzam, że dobrze że nie sukę, bom taka niesłychanie zabawna i zdystansowana;)).

      "Zauważyłaś, ze niektórzy tak właśnie traktują ludzi, znajomości, jako coś nietrwale internetowego, gdzie wystarczy wyłączyć stronę, albo ekran i wszystko znika"

      Wiesz sporo się o tym ogólnie mówi w kontekście aktualnych relacji, ale sama prawdę mówiąc nie mam takich doświadczeń. Jestem niesłychaną szczęściarą jeśli o ludzi chodzi. Naprawdę. Przykro mi jednak, że Ty masz takie doświadczenia.

      Przykro mi też, że w ciągu tych kilku dni coś się na tyle dla Ciebie zmieniło, że nie wiesz czy to ma sens i czemuś lub komuś służy, że koliduje to z twoimi pragnieniami i chęcią czegoś od życia. Mi tam służy w każdym razie, bo się od twoich słów uzależniłam.
      (Tak szczerze to mam nadzieję, że z Twojej strony to jedynie taka kokieteria!;) Ale nie wiem czy dobrze robię pisząc to tak wprost).

      Cieszę się, ze imie ci sie podoba, myślę też że ci bardzo pasuje! :)

      Usuń
    3. Ja tez nie wiedziałem, ze można je jeść. Wiedziałem tylko, że ich drzewo jest niesłychanie twarde, ale i piękne. Koleżanka zaprosiła nas (kilka osób) do siebie i podała ten specjał. Wtedy dowiedziałem się, że zjadłem akacje. Myślałem, że to nieudane naleśniki, ale siedziałem cicho, bo zasady bycia gościem obowiązują :))

      A wróżba jest prosta: cała gałązka z liśćmi i odrywasz po kolei listek wróżąc - kocha, lubi, szanuje, nie chce, nie dba, żartuje itd... bardziej jak wyliczanka, ale doczytałem gdzieś w jakimś etnograficznym dziwadle, ze to stareńka formuła wróżenia. Cóż, zawsze zadziwiają mnie nazwy i chęć zrobienia z prostej rzeczy czegoś dziwnego. Oczywiście wróżba zawsze taka sama wychodzi, więc pewnie zwyczaj.

      Faktycznie, zazdroszczę Ci refleksu w odpowiedzi, bo mnie by do głowy nie przyszło tak odpowiedzieć zgrabnie :)) A węch, cóż po prostu go masz i korzystasz. Nie powiem, pozazdrościłem Ci tego, że niechęć przeczuwasz zapachem. ja jednak muszę porozmawiać. Choć te reakcje na rozmowę u mnie bywają równie skrajne. Od pierwszego zdania wiem, że to stracona osoba. Ciekawy jestem, na jakim poziomie wtedy się działa, czy tylko intuicja, czy włącza się w to rozum.

      Moje zdanie, które zacytowałaś, to takie gorzkie spostrzeżenie. Może nie warto o tym wspominać, ale masz rację, mam takie doświadczenia. Zwłaszcza z wykorzystaniem na różnych poziomach. Ale cóż, "ślepi czasami jesteśmy" - cytując klasyka. Ale skoro masz takie doświadczenia dobre, to dobrze :)) Aż się uśmiechnąłem :)) (nie złośliwie, nie myśl sobie).

      Nie wiem, jak Ci odpowiedzieć, by miało to ręce i nogi. Może w ten sposób: Staram się często o to, by zachować spokój, bo wiem, ze często jestem porywczy i decyzje przychodzą mi bardzo szybko. Zatem wiem, że spokój wiele rzeczy i rozwiązuje i nie powinienem reagować emocjonalnie. Trzeba naprawdę bardzo dużo wysiłku, by mój spokój zmienić w złość. Ale jednak od poniedziałku nieciekawie się dzieje i czuję się zmęczony i mało...kreatywny. Tak bardzo, że obawiam się tego, co mógłbym "wyprodukować" następnym razem na blogu. Spokojnie, nie obawiaj się, możesz pisać wprost, to nie jest kokieteria i puszczanie oczka (czego nie lubię)

      Bardzo się ciesze, ze tak reagujesz na moje słowa i przyznam się szczerze, że bardzo mi się to podoba. Uzależnienie...hmm... Niby negatywna konotacja, ale jednak pozytywna. lubię takie niejednoznaczności, bo lubią zaskakiwać :)))
      Ale żeby być z Tobą uczciwym , po prostu chodzi o pracę. Bardzo liczę na sobotę, a może nawet i na piątek popołudniu, kiedy nie będę myślał o tym wszystkim.

      Co do imienia, skoro rzekłaś,, niech się stanie :)) Wszak słowa mają magiczną moc sprawczą :)))

      Usuń
    4. Tylko tyle z tą wróżbą?
      Przysięgła bym że było coś jeszcze, ale no za nic nie pamiętam.
      Z węchem sprawa jest zwodnicza, więc nie zazdrość. Podam ci przykład, źle to teraz zabrzmi, ale... Swego czasu miałam spory problem z nawiązywaniem kontaktów czy relacji z osobami otyłymi. To co jemy, jak jemy czy sama masa ciała wpływa na nasz zapach. Teraz nadal czuję ten zapach, nadal mi się nie podoba, ale wspaniałomyślnie;) nie skreślam od razu ludzi.
      W liceum miałam takie nauczyciela z matematyki. Ależ on śmierdział, przynajmniej dla mnie, bo jak pytałam o to innych z klasy czy nie czują i im nie przeszkadza to nie wiedzieli o czym mówię. Nie mogłam znieść tego zapachu, a z czasem i człowieka. Ile krwi mu napsułam z sobie tylko zrozumiałego powodu to... Ahh po latach mi głupio, bo jak teraz o tym myślę to poczciwy chłopina i dobry nauczyciel tylko zapach nie ten;)
      Więc sam widzisz, że z tym węchem to tak niespecjalnie. Wolałabym żeby moje sympatie i antypatie były mniej zależne od tego zmysłu.

      Strasznie to brzmi "wykorzystanie na różnych poziomach". Musisz mieć twarda dupę, skoro serce takie miękkie. Naprawdę mi przykro i mam nadzieję, że nigdy więcej.

      "Jestem porywczy".
      "Trzeba naprawdę bardzo dużo wysiłku, by mój spokój zmienić w złość. "
      No to teraz to ja ci zazdroszczę! Chciałabym mieć tak opanowaną samoregulację. Ja niby wiem że tylko spokój mnie uratuje, ale z drugiej strony bardzo łatwo się zapalam i daje podpuścić, więc bardzo, bardzo, bardzo zazdroszczę takich umiejętności!

      Już ustaliliśmy, że to dobre, nieszkodliwe uzależnienie, nic się nie martw;)

      Rozumiem, że czujesz się zmęczony!
      Już mamy piątek! Jeszcze kilkanaście godzin i będzie popołudnie, a za chwilę sobota i już z górki. I odpoczywaj:)

      Dobranoc!

      Usuń
    5. Olu, odpowiem popołudniem. Piszę z telefonu, już w pracy (szkoła, zakończenie) Bardzo, bardzo miłego dla Ciebie :)))

      Usuń
    6. Formułka brzmi tak: "Kocha, lubi, szanuje, nie chce, nie dba, żartuje. W myśli, w mowie i w sercu, na ślubnym kobiercu" Tych formułek wróżenia zresztą jest dosyć sporo i stanowią taki skansen dawnych magicznych praktyk, które po wsiach się uchowały. Oczywiście w zmienionej i skarlałej formie. Nie jest to "wysoka magia", a raczej proste zaklinanie rzeczywistości. Dla mnie to interesujące, bo pokazuje, jak człowiek oswaja świat i siły natury. I kiedy do takich formułek zostają dołączone fragmenty modlitw lub wezwań.

      Faktycznie, może to być kłopotliwe, jeśli chodzi o ocenę człowieka - zapach. Widzisz, dopowiedziałaś coś, co zupełnie zmieniło perspektywę patrzenia na odbieranie świata. Ale przyznaję, że to bardzo niezwykłe i wyjątkowe!

      Tak, muszę mieć "twardą dupę", bo serce, to zupełna porażka. Miało być z kamienia, a okazało się, że jednak nie. Chociaż cień nadziei jest, bo niektórzy mówią, ze czarne, więc może jeszcze nie wszystko stracone ?? :))) Śmieję się, taka niewinna autoironia :))

      Nie martwię się, ba, podoba mi się :)))

      Słusznie zauważyłaś rozdźwięk między tymi dwoma sformułowaniami. Po prostu jestem porywczy i dynamiczny. Ale też wiem, ze muszę studzić swoje działania i muszę rozważnie podchodzić do wielu spraw. A także do słów. Jednak praca w szkole uczy pokory i tego, ze jednak jestem słuchany (z niechęcią i znudzeniem, ale jednak), więc trzeba być ostrożnym jak układa się myśli i zdania. Kwestia bezpieczeństwa również dla mnie, bo potem wyrwane zdanie z kontekstu może zaboleć. A są i tacy, którzy próbują nagrywać lekcję. Zresztą sama mówisz o spokoju. Kwestia wprawy i cierpliwości, choć przyznaję, ze udaje się czasami doprowadzić mnie do szewskiej pasji, albo do głupot :D Mój hit z matury - uczeń przeczytał tekst, gdzie Zosia w "Panu Tadeuszu" mówi, że lubi swoje kurki i kogutki i nie chce wracać do miasta, chce zostać z Tadeuszem w Soplicowie. Maturzysta pisze: " Zosia lubiła koguta Tadeusza". Spuśćmy zasłonę milczenia i śmiechu :)))

      Tak, już jest piątek. Przepraszam, ze wczoraj / dzisiaj tak wyszło z odpowiedzią. Musiałem się położyć, bo miałem spotkanie wychowawców w szkole. Musiałem je przygotować, więc skoro świt było trochę latania i biegania. Dobrego, miłego dnia dla Ciebie i dużo, dużo dobrych myśli :)))

      Usuń
  4. Przed domem zawsze rosły bukszpany. Posadzil je dziadek dawno temu wyznaczając nimi ścieżkę od furtki do drzwi. Choć wiele zawirowań, wyburzeń, przebudów miało miejsce przez 40 lat, to krzewy rosły zawsze. Nawet jak architekt projektował przyłącze wody to miał nakaz, aby je omijać ;). Dlugowieczne, niezniszczalne i zielone cały rok. I własnie w minioną sobotę ze łzami w oczach musiałam je wyciąć. Symbol trwałości życia i nieśmiertelności zjadła azjatycka ćma. I tak walcząc z tymi krzakami myślałam o tym, że nie ma na tym świecie nic pewnego. Gdyby ktoś pół roku temu powiedział, że będziemy zmuszeni siedzieć w domach i będziemy tęsknić za rozmową z drugim człowiekiem to bym się pukała w czoło. Przecież ZAWSZE można się było spotkać na kawie, spacerze czy piwie. Ale teraz nic nie jest oczywiste.
    Twoi uczniowie z pewnością będą pamiętać Ciebie prawdziwego, a nie wirtualnego. Wiem, że czasem żal, że coś się kończy, ale i jest wtedy nadzieja na nowe. Jesli Cię to rusza to znaczy, że masz serce a nie kamień.
    Żadne internetowe relacje nie zastąpią tych prawdziwych choćby nie wiem jak się starać. I choć zawsze wiem, że po drugiej stronie monitora jest czlowiek to czasem trzeba słyszeć czyjś głos, spojrzeć w oczy albo się uśmiechnąć. Ja mam nadzieję, że już niedługo wrócimy do normalności. I tego Ci życzę.
    Dobrej nocy :)))) Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola, jestem tam, gdzie zazwyczaj idziemy do pracy. odpowiem popołudniem. Miłego :))))

      Usuń
    2. Smutne z tym bukszpanem :( Bo to prawda, co piszesz i o trwałości, symbolice i o tym, że coś się kończy. Ale my się nie kończymy i zawsze nasza ręka może posadzić nowe krzewy czy nowe drzewo. I tak by chyba trzeba było zrobić mając w pamięci to, co było kiedyś. Wiesz, miałem dziwny przypadek ostatnio. Ktoś zadzwonił do moich drzwi z prośbą, czy mógłby zadzwonić. Dałem tej osobie (młodej) telefon. Zadzwoniła, ale nikt nie odbierał. Trochę mi się to dziwnym wydawało, że tak z drogi, ze telefon się rozładował, ale różnie bywa w życiu. Potem się okazało, że to była moja była uczennica, która kiedyś, kiedyś uczyłem. Byłem zły, że jej nie poznałem. I mimo tego, ze nie miałem dobrych wspomnień z klasą, to jednak jest to pocieszające, ze los potrafi ze sobą zetknąć zupełnie niespodziewanie i to w takim dziwnym czasie. I mimo tego że podpadłem, jako ten "niefajny belfer", który 45 minut maglował przy tablicy z "Lalki", to jednak uśmiecham się, że ludzka pamięć jest trwała (szkoda trochę, że nie moja. Ale nie byłem wychowawcą, więc trochę mnie to tłumaczy.)
      Masz rację z tym spotkaniem face to face. Tu liczy się spojrzenie, gest, grymas. Samo przebywanie w towarzystwie innej osoby powoduje tworzenie się relacji. Jakichkolwiek. Już nawet rozmowa na priv stwarza zupełnie inne konteksty, niż oficjalnie, na blogu. Ale cóż, konwencja jest konwencją. Tylko od nas zależy, czy chcemy widzieć w nas duchy, czy żywych ludzi.
      A co do klasy...zapewne widziałaś filmik. Albo i jeden i drugi. Więc jeśli któryś z moich aktualnych czy byłych uczniów chciałby powiedzieć, ze nie mam serca, to to coś, co nagrałem powinno to rozwiać. Nie wiem, jakie są komentarze pod tymi filmikami wychowawców, bo nie mam FB. Boję się tego, ale i wiem, ze powiedziałem to, co czuję. A dla mnie to ważne.
      Się rozpisałem :)))
      Jeszcze raz - miłego dla Ciebie :))))

      Usuń
    3. Ciekawe się czyta realcje z tej sytuacji z pana strony. Jeśli pan uważa, że było to dziwne to ja powiem, że z mojej strony to było niesłychanie dziwnie. Już tłumaczę dlaczego- nie wiem co robiłam w Tychach (a już na tym konkretnie osiedlu to w ogóle...), wsiadłam w auto i tam pojechałam, bez celu. Z tym rozładowaniem telefonu to też taka pół prawda. Spojrzałam na telefon, zobaczyłam fragment wiadomości, której nie zdążyłam przeczytać i mój telefon się wyłączył. Nie dało się go odpalić ponownie za nic w świecie (co ciekawe włączył się sam, spontanicznie bez mojej pomocy jak wracałam do domu). Zatrzymałam się koło kościoła, ruszyłam w górę ulicy, pytając przechodniów czy mogłabym zadzwonić. To pan wie. Minęłam dom z wielkim wyżłem weimarskim, który strasznie na mnie szczekał, chwilę pogadaliśmy, powąchał moją dłoń, obszczekał ponownie, ale wtedy właśnie wpadłam na ten genialny pomysł, że zapytam u kogoś w domu. Niekoniecznie u pana sąsiadów bo pies szczekał tak, że nawet jakbym się dodzwoniła to nic bym nie słyszała. Ruszyłam dalej, a jak zobaczyłam nazwę ulicy to stwierdziłam, że "o idealnie", bo właśnie mamy w planach posadzenie tego drzewka. Zobaczyłam magnolię na podwórku, zaparkowane auta więc +milion do powodzenia planu. Przynajmniej teoretycznie. W liceum wierzyłam, że przynosi pan pecha;) np. że jak pana zobaczę w jakiś dzień matur to ten przedmiot obleję- więc jak się nie dodzwoniłam to założyłem, że to nie przypadek i już zrezygnowałam zupełnie.
      Opowiadałam te historie w domu, po najbliższych-"to się mogło zdarzyć tylko tobie", "jak?!", "dziwne, przerażające nawet", "to ten nauczyciel z polskiego, którego nie lubiłaś? Ale przypał!", "splot wydarzeń jak u Murakamiego";) itd.
      Dziś w nocy śniło mi się, że byłam tam znowu. Furtka była otwarta i wyszedł z niej ogromny, puchaty owczarek niemiecki, taki wielkości małej krowy. Ukradłam panu tego psa;)
      A, że mnie pan nie poznał to może i lepiej;) bo wspomnienia z klasą niezbyt dobre (słusznie zresztą:P) to może by mi pan nie pożyczył tego telefonu, tylko odprawił gdzieś do diabła.
      Pożytek z tego spotkania taki, że od kilku dni tu siedzę i czytam i czytam i czytam.
      Mam nawet swój faworyt wśród dotychczas przeczytanych tekstów.
      Proszę mi wybaczyć, że tak się tutaj wcinam w odpowiedz nie do mnie, ale chciałam jeszcze dopełnić bizarnośc tego dziwnego przypadku;)

      Pozdrawiam:)
      Marta

      Usuń
    4. Właśnie śmieję się jak głupi :))) Naprawdę, jestem skłonny powiedzieć, że to prawda, że w życiu nie ma wyroków losu, a są genialne zbiegi okoliczności :))
      Ale do rzeczy Marto, gdybym Cię poznał, a zakładam, że musiałbym mieć chwilkę, to pewnie dałbym Ci telefon i tak. A to, co było niefajne rozmyło się w pomroce czasu. Zresztą mnie to też dobrze zrobiło, takie "przetrenowanie" bo nie wbiłem się w dumę z tego, że belfer jestem. Weź również pod uwagę to, że zmieniłaś się od czasów ogólniaka, więc gdyby to było spotkanie przy kawie, to pewnie bym zaskoczył.
      Boże, toż to o tym Nagliku krążą opowieści straszne. To musiało być dla Ciebie naprawdę traumatyczne iść do mnie na zajęcia i współczuję Ci serdecznie i przepraszam, bo mam świadomość tego (teraz), jak mogłaś się czuć i to przez całe dwa lata.
      Psa nie mam. Zwłaszcza takiego owczarka, jak cielak :D Uśmiałem się bardzo z tego :)))
      Cieszę się, że czytasz. I nie mówię tego teraz, jako polonista, który Cię kiedyś, dawno temu uczył, a zwykły człowiek, który Ci podał telefon. Bo tak szczerze, to chyba coś w tym musi być, bym swoje grzechy belferskie odpokutował i jako człowiek trochę innym Ci się wydał. Przynajmniej mam taką nadzieję. Cóż, bloga zacząłem sklecać rok po Waszej maturze, więc nawet planów nie było i co do pisania i co do zdjęć. A jeśli coś było, to tylko do szuflady. Mam tylko nadzieję, że się nie zamęczysz tym moim blogiem i nie stwierdzisz, że tak, miałaś rację, ten chłop, to dno.
      Ja również Cię pozdrawiam :)))
      I naprawdę to było zaskakujące, ale jak widzisz dobre spotkanie :))
      PS. Jeśli będziesz miała ochotę, to możesz śmiało pisać przez "Ty", moje imię znasz. Tak sobie wymyśliłem na blogu, że staram się "tykać", bo to zbliża ludzi. Ale oczywiście wybór zostawiam Tobie.

      Usuń
    5. Droga Marto, wielki i puchaty owczarek niemiecki jest mój, a nie Witka więc proszę go zostawić w spokoju;)) Swoją drogą od kilku dni mam obsesję na punkcie tego, że ktoś mi ją ukradnie z podwórka:) co tu się dzieje...?
      Pozdrawiam Ola

      Usuń
    6. Padłem, leżę, nie wstanę!!!
      Oli owczarek w śnie Marty na moim blogu. Naglik, oddychaj.... :D

      Usuń
    7. Skoro pan musi odpokutować swoje belferskie grzechy, to znaczy że ja muszę swoje uczniowskie. A jest to o tyle przerażające, że oboje wiemy że w tym przypadku mam więcej na sumieniu;)
      Ale też ma pan rację, że jestem inną osobą niż kilkanaście lat temu. Mam nadzieję, że lepszą, a przynajmniej bardziej dojrzałą.

      Droga Olu, wielki i puchaty owczarek niemiecki należy także do mojej rodziny. Choć mój jest może bardziej pluszowy niż puchaty, a poza tym tak naprawdę jest najpiękniejszą na świecie hybrydą owczarka niemieckiego i malamuta <3
      Ten w moim śnie był jednak inny, więc może rzeczywiście to twój. Jeśli nadarzy się okazja to spróbuję zwrócić ją tej nocy tam skąd ją uprowadziłam;)
      Ale nie będę kłamać- może tak być, że spotkany przeze mnie psiak (zwłaszcza duży!) bez czipa i informacji kontaktowych do rodziny, może stać się częścią mojej rodziny;)

      Spokojnego wieczoru i łagodnych, pieskich snów obojgu Państwu życzę;)

      Usuń
    8. Marto, nic nie musisz odpokutować. Wielka przenośnia i tyle. Wszystkie te sprawy zostały dawno w sali nr 2, której już nie ma, więc i tak się nie liczą. A że zmieniłaś się bardzo, to fakt. Po prostu życie. Jeszcze raz to napisze, by tu wybrzmiało - bardzo, bardzo się cieszę, ze przypadek sprawił, że mnie odwiedziłaś i że odwiedzasz blog. To bardzo, bardzo miłe :)) Trochę mi żal, ze nie mam psa, bo kocham psy. Ale mój kochany kundel odszedł jakiś czas temu i musi minąć trochę czasu zanim oddam swoje serce innemu psiakowi. W sumie to dobry pomysł przygarnąć znajdę bez czipa :)) Czas pokaże, jak zawsze :))
      Bardzo, bardzo Ci dziękuję za Twój komentarz i pozdrawiam Cię życząc spokojnych (pieskich, czyli szczęśliwych) snów :)))
      PS.
      P.S Oli psa nie widziałem i w sumie sam jestem ciekawy :)))

      Usuń
  5. Moją pierwszą myślą - pytaniem po przeczytaniu tego tekstu Witku było: jakie jest drzewo mojego dzieciństwa. Potem żal, rozczarowanie nie ,ja nie mam takiego drzewa, o którym mogę powiedzieć to właśnie to jedyne. Dziś, gdy się zastanowiłam, wiem dlaczego. Pamiętam jabłoń u babci i smak jej owoców, lasek brzozowy na Mazurach, gdzie zbierałam koźlarze, kasztanowce rosnące tuż za furtką mojego rodzinnego domu, wierzbę z jej z długimi, wiotkimi ramionami, tańczącą na wietrze na moim podwórku, obłędny, słodki zapach lip tych wzdłuż kanału, czerwoną jarzębinę i z niej korale...Mogę tak wymieniać bez końca. Wszystkie są moje i wszystkie najpiękniejsze.
    Rozumiem Twój smutek, bardzo rozumiem. W zeszłym roku nie mogłam pogodzić się z wycięciem ogromnej części „mojego”lasu. To był tak przygnębiający widok. Jaką więc ogromną stratą było dla Ciebie rozstanie z czereśnią z dzieciństwa, którą darzyłeś tak wielkim sentymentem.
    „kiedy liźnie je promień dobrej myśli, narodzi się z niego zielona, dzika istota. „ Piękne zdanie w kontekście wiosny wokół, ale skojarzyłam Witku, może niesłusznie, z Twoimi uczniami i dzisiejszym pożegnaniem. Zielony wszak kolor nadziei, dzikość-prostota, prawda.
    Witku nie jesteś duchem, to już wiesz, a to, że ekrany, piksele...Wiesz myślę, dobrze, że są bo jak inaczej dziś w dobie pandemii mamy pomachać do siebie.
    Serdecznie pozdrawiam i życzę odpoczynku Witku :)))
    Ach jeszcze dodam zdjęcia Witku cudne, pachnące i takie niewinne...śliczny zestaw bieli z błękitem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem Elu, że kochasz drzewa, bo podzielam Twoją miłość. I dlatego też trudno mi było nie tylko pisać, ale wygrzebać z pamięci to jedno drzewo., bo było ich więcej, dużo więcej. Ale o tym napisałem, bo jego los jest taki, jak los większości drzew, które dożywają swojego wieku. Mówię o drzewach owocowych. Mógłbym napisać, ze to prawda, że chodzi o uczniów, zakończenie nauki, rozstanie z klasą (nawiasem mówiąc tylko jedna osoba była na tyle "na miejscu", że napisała do mnie podziękowania. Reszta..., cóż, zajęła się swoim życiem. Nie mam pretensji, choć jest mi nieprzyjemnie. Ale co tam!! ) W każdym razie tak mógłbym w zasadzie napisać gdyby nie to, że...że to nie do końca prawda. Prawdą jest Elu to, że bardziej chodziło mi o sferę prywatną. O kontakt międzyludzki. Nie z uczniami, choć fakt, tak to można odczytać. Ale wiesz co? Tak sobie wczoraj siedziałem i myślałem, czy to wszystko jest słuszne, czy nie za bardzo chcę widzieć świat pod moją naturę. I to prawda, tak chciałbym. Więc zostawiam to, obojętnieję. Przestaje mi zależeć, bo i tak to nic nie zmieni, że ja coś chcę. Po prostu, tak jak powinienem zrobić z wieloma sprawami w moim życiu. A zielona, dzika istota - może kiedyś, może :)) Teraz jestem duchem, stałem się duchem. Duch z maszyny - Deus ex machina :)) Przepraszam za autoironiczny ton, ale coś w tym jest, ze jestem duchem. Nawet mi się to podoba, przenikanie, przepływanie, pojawianie się w miejscu nieoczywistym... Aż ciekawi mnie samego to, co wymyślę następnym razem :)))
      A tak już zupełnie serio Elu - bardzo dziękuję Ci za dobre słowa, bo wiem, ze przyszły Ci z trudem. Dlatego stokrotnie za nie dziękuję, bo zwłaszcza Twoje wspomnienie o drzewach jest piękne i bardzo, bardzo dla mnie cenne. Czemu? Bo wiem, ze sa pośród nas tacy, którzy kochają drzewa, lubią ich towarzystwo. Rzecz nieoczywista dziś, w czasach dalekich od normalności.
      Właśnie odpoczywam tak, jak się da, ze słuchawkami na uszach i potencjometrem podkręconym maksymalnie. A zdziwiłabyś się czego słucham :))) Że tak powiem, powrót do korzeni. Świętuję wolność na to jedno popołudnie i wieczór :))))
      Elu, dobrych myśli i spokoju dla Ciebie. I dziękuję Ci. Bardzo, bardzo. Naprawdę bardzo!

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty