Jeśli nie zapomnę...

 
             Zawsze lubiłaś złoto mojego obrazka, gdzie słońce ranne zrzuca płachty senne, a śmierć odchodzi, bo ranki lubią oddech miękki i głęboki. Teraz sobie przypomniałem, bo chciałem zapomnieć, a to bolało i bolało i drzazga siedziała głęboko wibrując bólem, aż nacisnąłem spust aparatu, by stało się słońce i złoto i jaskier płochy. Nie wiem do dzisiaj, czy tylko ziarno kłamstwa, jakie się hoduje w sobie, czy dałaś mi zachwyt w oczach jasny. Tak bardzo chciałem niepamięci, szukając lekarstw w wonnych alkoholach i w oczach kobiet, ale zawsze ciebie widziałem w ich źrenicach i sam musiałem odwracać oczy. A wszystko działo się z tęsknoty, kiedy ponad miarę każą czekać nieznane losy i wyroki. A do tego nigdy nie pytałem, wiesz przecież, o przyczynę dlaczego słowa zlewają się z sobą tworząc piosenkę inną za każdym razem, jakbym nie mógł frazy porządnie powtórzyć zanurzony w amnezję dźwięków własnej mowy. Po co tu przyszedłem, szeptam zdrętwiałymi od przymrozku ustami, kiedy zbiera się lód na kolanach, a palce nie chcą nacisnąć migawki. Po co tu przyszedłem? Czyżby dla światła? Albo dla pamięci tego, co we mnie żyje? Czy oczekiwałem czegoś, idąc przez trawę pokrytą szronem poranka, która będzie skrzyć się złoto? A może jestem chory, na chorobę mojego wieku, czyli nienasycenie, wyciągając ramiona ku wszystkiemu, co da się objąć? Zabłądziłem, wiesz?  Tak czasem bywa, kiedy rosną słowa w tobie i nie można ich powstrzymać, jak ciemnej miłości, która mieszka pod gwiazdą, która tli się ciągle stukając raz szybciej, raz wolniej w niekontrolowanych wybuchach. Czy można tak z sobą eksperymentować, jakby się było polem bitwy i najlepszym polem doświadczalnym filozofów, etyków i księży? Albo i alfonsów, dziwek i złodziei cieszących się z byle myśli i snu nagiego? Można, wiesz przecież, że codziennie martwi są chowani, a jęki rannych unoszą się nad okopami. Ale to nie zwalnia mnie z posyłania ich na śmierć dla mojej chwały, bo przecież nikt nie może zwyciężyć. Czas przecież minął, jak zawsze, a sezony przepłynęły niezauważone, kiedy rzuciłem się zachłannie w niepamięć i trwanie. Czasem piosenka uchwycona drganiem powietrza lub miejsce, albo myśl nieoczywista wywołały cię z niebytu. Ale coraz mniej i mniej, jakby to było zaplanowane. Zmarzłem, nie płonę. Może to dobrze, co? Słowa stały się gładkimi kamieniami z brzegu rzeki, nad którą stoję i puszczam kaczki. Schylam się i zbieram otoczaki robiąc konkurs z samym sobą. Mogę tak długo, choć wiem, że powinienem iść w stronę domu, gdziekolwiek on jest. Milczeć potem i zamilknąć rozdrabniając każdy cudzy grzech, nie swoje słowa, obce mojej drodze i gładzić je, jak robi się z grzechami tego świata. Ale siedzieć tu, na mokrej i zmarzniętej łące kradnąc złoto wschodu, ku chwale minionego? Wolno mi. Wolno mi mieć zachwyt w oczach i czułą pogardę dla zimna. Wolno mi stać wśród zieleni zatopionego lasu wierząc w sny i wargi pełne ciemnego grzechu. Wolno mi nie rozumieć pragnień innych, którzy ciężar chcą wrzucić na moje barki sądząc, że dają dobro. Złoto mija i zdjęcia blakną, zwijają się od czasu i wilgoci. Pora na mnie, do następnego razu, jeśli nie zapomnę…      















 

Komentarze

  1. To jest KAWAŁ intymnych przemyśleń. Własnych uczuć, emocji, pragnień. Całość jest niesłychanie ciężka. Dużo w tym charakterystycznej dla Pana melancholii, ale mam wrażenie że wyjątkowo negatywnie nacechowanej. Trudny tekst. Osobisty, ale też... osobliwy.
    Sama zresztą źle do niego podeszłam, za bardzo przyłożyłam do siebie i rozebrałam go według własnej wiedzy i doświadczeń, a wiem że trochę jednak mi nie wolno, bo to Pana blog i może Pan tu sobie pisać i w ogóle czuć co chce, więc się po prostu zamknę, zanim przekroczę granicę i napiszę coś czego pewnie nie powinnam.

    Trochę mnie Pan zaskoczył, bo późna wiosna, niedługo lato i ludziom się udziela jakaś taka zbiorowa radość i piszą wiersze o gotowości podzielenia się majonezem, ale nie Pan. U Pana gęsto, ciężko, ponuro. A zdjęcia takie czerwcowe! Ciepłe, pełne słońca, obietnic dobrych dni, tak kontrastowe do tego co Pan napisał i jaką piosenkę udostepnil.

    Z samym tekstem mi skojarzyła się ta piosenka:
    https://youtu.be/UrMmr1oMPGA

    Dobrej nocy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda Marto, że to trudne do przełknięcia. Ktoś, jakiś czas temu wyraził swoje zdanie, że łatwo i prosto na blogu. No więc niech się teraz klepnie w czółko. Nie zaprzeczę, że osobliwie może się to czytać, bo dawno nie pisałem w taki sposób. Bo nie dość, że skomplikowałem składnię, to i pomieszałem logikę, to jeszcze szereg porównań i metafor nie pozwala na proste odkodowanie treści. Tak, to wszystko wady tekstu, ale postanowiłem się nieograniczać. Tak też dzieje się, kiedy ludziom wydaje się, że mogą walić we mnie, jak w bęben swoimi wymaganiami pomijając kwestię tego, że ja również jestem człowiekiem. Poza tym, tak potwornie zmarzłem, że udzieliło mi się na cały dzień :D

      Masz prawo do wielu rzeczy, bo skoro oddaję tekst, to nie widzę problemów, by przyłożyć do niego wielu narzędzi. Również przyłożyć go do siebie, choć to trudne. Ale chylę głowę przed Twoim taktem i delikatnością. Ja sam chciałem napisać ten tekst w akcie buntu. No i daty się zbiegły, więc gdzieś zadziałała osmoza między tekstem, a rzeczywistością.
      Wielbię od dzisiaj określenie "podzielić się majonezem" Uśmiałem się i zrobiłaś mi dzień :)) Małe pocieszenie, że następny tekst mam gotowy i jest inny, taki jak zawsze. Bunt musi mieć granice i pamięć również. Kontrastowo, ale czasem się przyda taka zmiana entourage. Choć negatywna, to jednak czasem potrzebna.
      A piosenka świetna!! I prawdziwa. Dziękuję Ci za nią, bo lubię taki rodzaj muzyki.
      Bardzo Cię przepraszam, że wczoraj nie odpisałem, ale skoro dzień był i tak przekichany, to poszedłem spać słusznie mniemając, że lepiej sobie darować nocne mędrkowanie, niż sen. Tym bardziej, że jednak o tej czwartej trzeba wstać i na zdjęcia jechać. Odespałem i jestem prawie gotowy na piątek :)))
      Dziękuję Ci bardzo za to, co napisałaś. I przepraszam, bo nie lubię skazywać ludzi na takie teksty. A że się uśmiecham, to Twoja zasługa :))
      Miłego i dobrego dnia :))))

      Usuń
    2. Trafiona, zatopiona. Pan mi nieświadomie powiedział coś bardzo miłego i dla mnie ważnego.
      Jakiś czas temu w pracy miałam sytuację przy której odkryłam (a w zasadzie pierwszy raz w życiu po prostu zauważyłam), że bywam nieznośnie nietaktowna i nieokrzesana. Nikt mi nic nie powiedział,
      nic się w zasadzie nie stało, ot taka moja, własna obserwacja. W każdym razie stwierdziłam, że muszę spróbować przestać;)
      Takt i delikatność. O to chodziło. Brawo ja;)
      Dziękuję!

      Nie czuję się też na nic skazana, ani nie uważam, że inny tekst to zmiana negatywna. Niedobrze, jeśli coś takiego Pan wyczytał w moich słowach. Nie jestem też jakimś neandertalczykiem, żeby rzucać kamieniem w coś co jest inne, albo czego nie rozumiem. Po prostu byłam zaskoczona, bo myślałam, że taki podwyższony nastrój kolektywnie się udzielił każdemu po równo i nie byłam przygotowana na to co dostałam;)

      A z tym majonezem, to się naprawdę wydarzyło. Takie coś naprawdę powstało w jednym miejscu, w którym pracuję. Pokażę Panu, tylko muszę poszukać w czeluściach mojego telefonu zdjęcia;)

      Usuń
    3. Ja naprawdę tak to odczytałem, bo dobrze wiem, że ten tekst straszy. Ale taki miał być, bo czasami trzeba zrzucić z siebie ciężar, któremu spacer po lesie nie pomoże :)) Troszkę się śmieję sam z siebie, ale to prawda o takcie. Bardzo ładnie napisałaś, więc doceniam Twój takt i delikatność.

      A wyczytałem lekkie zdziwienie tym, co przeczytałaś. Bardziej chyba formą, niż treścią. Zresztą spójrz, nikt nie skomentował, a zatem jest tak, jak przypuszczałem - wystraszyłem tym tekstem, bo nikt się nie spodziewał. A czy można się spodziewać takich rzeczy? Czasami tak, ktoś po prostu przesadził, a ja reaguję tak, jak każdy, tylko na swój sposób - tekstem.
      Chętnie zobaczę ten majonez :)))

      Usuń
  2. Wiesz Witku tekst inny niż zwykle, ale czyż życie i świat nie stawia przed nami codziennie nowych wyzwań i przecież nierzadko przychodzi nam iść kamienistą i pełną wywr drogą.
    Tyle w tych słowach myśli krążących w tak wielu kierunkach. Jest smutek, gorzkie wspomnienie, przyznanie się do własnych słabości, jest ból, złość i niemoc, a pod koniec również akceptacja i pogodzenie z sobą.
    Złote poranki cudownie uchwycone na Twoich fotografiach i oszronione kwiatki wbrew pozorom są jakby w kontrze do cierpkich słów. Jednak widzę w nich kruchość naszych dążeń, marzeń, losu, Nutki , które bardzo mi się podobają też oddają dzwiękiem całą paletę uczuć i emocji.
    „nacisnąłem spust aparatu, by stało się słońce i złoto i jaskier płochy”- trochę jak zaklęcie lub fragment z psałterza. Bardzo , bardzo...Jest więcej takich srebrno-złotych zdań.
    Witku naprawdę wolno Ci...i milczeć i krzyczeć czasami. Bo...każdemu wolno, gdy słów nie potrzeba lub gdy ogromną górą się stają.
    Dla mnie całość niesamowicie spójna i chylę czoła z podziwem przed mistrzem.
    Z życzeniami niegasnącego, dobrego światła i nadzieją, że nie zapomnisz Witku...do następnego razu:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, tak naprawdę przyłożyłem się do tekstu i do zdjęć i do muzyki. Tu nic nie stało się przypadkowe i nic nie jest na "odczep". Tak, wiem, sama to zauważyłaś i za to bardzo, bardzo Ci dziękuję. Bo pozorny kontrast jest niczym innym, tylko kontynuacją, albo wypływa jedno z drugiego. To prawda, że gorzki ten tekst. Gorzki i buntowniczy. Ale też czasami nie można zgodzić się na rzeczy, które się dzieją, a możemy mieć na nie wpływ.
      Masz rację pisząc, ze to zdanie jest, jak zaklęcie. Bo tak naprawdę cały tekst jest takim zaklęciem od zdania w zdanie. Przeplata się i przenika. Choć przyznam, że konstrukcja zdań jest dość skomplikowana, ale właśnie tak chciałem. I chciałem, by metafory zupełnie ten tekst zakodowały. I podziwiam Cię, że się nie zniechęciłaś i przeczytałaś. Naprawdę, bardzo, bardzo. Trzeba dużo dobrej woli i wytrwałości do tego tekstu.
      Nie nazywaj mnie mistrzem. Nie chcę i boję się tego. Wystrzegam. Jest w tym, co robię wiele, bardzo, bardzo wiele niedoskonałości i mam tego świadomość. A poza tym, znam się. Wpadnę w rutynę albo dumę i dopiero sobie kłopotów narobię. Niech jest, jak jest - ze świadomością błędów i niedociągnięć. Trzeba mieć wyzwania, prawda? A czy najlepszymi wyzwaniami nie są te, które są w nas samych? Tego się trzymam i uśmiecham.
      Zaskoczyłaś mnie tym, jak podeszłaś do tego tekstu - z tolerancją, dobrą wolą i chęcią zrozumienia. Cieszę się w trójnasób - jako piszący, jako opowiadający i jako fotografujący. Czy trzeba czegoś więcej? Dla mnie w tej chwili nic :)))
      Elu, dobrych, złotych myśli i światła w obiektywie. Jeszcze raz Ci dziękuję, bardzo dziękuję!

      Usuń
  3. Witku skoro jak piszesz widzisz swoje niedoskonałości nie ma obaw, że wpadniesz w rutynę. Chciałam tylko podkreślić, jak bardzo mądrze skomponowałeś całą układankę. Miłego wieczoru:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze raz Ci dziękuję. Bardzo dużo to dla mnie znaczy, co napisałaś :)))

      Usuń
  4. Gdy emocje budzą emocje, gdy nowe demony budzą te stare, człowiek nie może zrobić nic innego, jak stanąć i walczyć. Wtedy, nawet jeśli się przegra, to się wygra. Trochę to wszystko pokrętne, ale wiem, że rozumiesz.
    Słowa, obrazy, muzyka – wszystko tu pasuje. Ale tekst…
    Za ten tekst demoniczno-dynamiczny chapeau bas Witku!
    Życzę dobrej drogi do domu, gdziekolwiek on jest :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze starymi demonami, to prosta sprawa: "...ty znasz moje chwyty, ja znam twoje,
      marnujemy czas." Gorzej z nowymi. Ale i z nimi czas da radę. Demony są niecierpliwe, a ja mam czas ))) Tak, doskonale Cię rozumiem!!
      Ładnie ten tekst nazwałaś Aniu;; demoniczno-dynamiczny. Nie myślałem tak o nim i chyba przeczytam raz jeszcze. Bardzo cenię Twoje zdanie i Twoje spojrzenie, więc spojrzę raz jeszcze Twoim wzrokiem na to, co napisałem. Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz Ci dziękuję. I z serca i z rozumu (głupio brzmi, ale wiem, że rozumiesz)
      Aniu, dla Ciebie światła i dobrych myśli. Ja swoje posyłam do Ciebie :)))

      Usuń
  5. Dla mnie to tak trochę jak "przegryźć dżdżownicę". A "jeśli nie zapomnę?" i co wtedy? Nie, nie zapomnisz, pewnych spraw po prostu się nie zapomina, one gdzieś tam się schowają i wylezą zwykle w najmniej oczekiwanym momencie. Jak wyłażą, to człowiek się dusi i miota, ale potem znów jest spokój. Z czasem trochę wszystko blaknie, tak nam się zdaje, a potem znów niespodzianka. Jak patrzymy wstecz, to tylko się dziwimy, że to już tyle sezonów (w piekle ;)) minęło, a jeden podobny do drugiego. I gryziemy tę dżdżownicę, gryziemy i gryziemy, a potem to już nie wiemy, czy to jeszcze ją żujemy, czy może już nie. Wyjątkowo pasują dzisiaj do siebie te zdjęcia i tekst i muzyka. Zdjęcia najbardziej gorące. Miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie masz rację, bo i siebie znam i gryzę tę dżdżownicę (matko, jak to brzmi!) Gdyby się ktoś tak przypatrzył, to i smutne to i śmieszne. Ale czasem może i przyda się taka mobilizacja nerwów i adrenaliny, by wyznaczyć sobie jakiś kierunek. Zawsze to lepsze, niż stanie w kącie i żucie tej upiornej dżdżownicy. Nie mogę, jak to pisze!! Załatwiłaś mnie nią na amen. Piszę i się głupio śmieję :))) Za co Ci z całego serca dziękuję. Zwłaszcza za zrozumienie i cudowny komentarz. Miłego i dla Ciebie :)))

      Usuń
  6. Ta dżdżownica to nie moja, to od Grocholi. Przeczytałam kiedyś taką okropną książkę ;) i tak mi utkwiła ta metafora. :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak okropna książka, to w to mi graj. Uwielbiam okropne książki :D

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty