Ostatni dzień - okno...

             Okno było otwarte, bym mógł oddychać nocą. I choć pukano się w czoło, kiedy odwracałem się plecami, to nie zamykałem jego skrzydeł, nawet jeśli wiało chłodem od północy. Co to zresztą za spanie, kiedy budzę się w niepokoju, który pełny jest obrazów zmieszanych w tyglu głowy. Czasami oddychając szybko, jak po biegu, czasami uśmiechając się, jakby dotykano mi ust słodką i wezbraną białą piersią. Siadałem wtedy na łóżku i patrzyłem na świeczkę, którą paliłem, by stało się zadość tradycji. Podpierałem głowę dłońmi, albo tarłem oczy, by odgonić obrazy, które wirowały niepokojem. Dopiero nad ranem, kiedy błękitniało, dmuchnięciem gasiłem świeczkę i w zapachu roztopionego wosku żegnałem się, by wypić wodę, bo nigdy nie wiadomo jak droga będzie daleka. Pytasz czy wiało? Tak, wiało. A dni, kiedy morze stało ciche i spokojne niepokoiły bezruchem, bo ruch jest wszystkim, a bezruch niczym. Teraz też zaczyna wiać. Kiedy szedłem uśpionymi ulicami poczułem na twarzy ruch powietrza i uśmiechnąłem się. Tak bardzo przypomniały mi się jego podmuchy, kiedy szedłem brzegiem morza naprzeciw wschodowi, czyli ku jasności. Patetycznie brzmi, nie sądzisz? A może krańcowo, nie wiem. Eschatologicznie, jakbym powiedział do tych, którzy chcą poznawać obce słowa, nie gardząc ich kształtem ani brzmieniem.  Dlaczego morze? Nie wiem. Dawniej tylko góry i zmęczenie ciała, jakie może dać wędrówka i widok ponad ludzkimi głowami. Ale zrobiło się tłoczno, a góry lubią samotność. Nie ucieka się po to, by dokładać w sobie niepokoju. Ucieka się, by uspokoić ciszą to, co wre pod skórą. To, co uspokaja się milczeniem i zakazami. A nie ma chyba zakazów większych niż te, które człowiek sam sobie nakłada. Wszystko jest tylko fasadą przecież. Albo teatrem z mniej, lub bardziej zdolnymi aktorami. Dlatego wybrałem morze, choć zimą jest głębsze i pełniejsze moje milczenie przy nim. Mój spokój kiedy idę, by iść. Dlatego zawsze boję się ostatniego dnia i ostatniej nocy bo wiem, że będzie mi żal. Nie, nie tego, co się miało wydarzyć, ale tego, że zmieni się widok z okna. Człowiek budzi się z koszmaru i patrzy: ściana i sufit, okno. Za oknem drzewo, dom, albo ogród. Morze, góra, las, obojętnie co. Zna ten krajobraz, i widok w nim mieszka, płynie, staje się oczywisty. Własny. I choćby budził się z krzykiem, podchodzi do okna i chciwie łapie powietrze, a potem uśmiecha się i mówi „Sen mara…” Pije łapczywie wodę i kładzie się spać w bezpiecznym kokonie kołdry i tego, co za oknem. Że tłumy nad morzem? Tak, ale zawsze będzie ten czas, kiedy plaża robi się pusta. Cisza. Wiesz, jakie to piękne, kiedy siada się na wydmie i patrzy na morze, a wzrok odruchowo nie podąża za postacią ludzką? Kiedy idzie się i wiadomo, że ślady które stawiam są pierwszymi na piasku? A wszystkie zamki zbudowane przez dzieci wczoraj zabrało morze. Wiesz, jakie to piękne obserwować grzywy fal, które barwią się kolorem słońca, a wiatr kołysze trawą na wydmach? Tak, masz rację, jestem samotnikiem, który patrzy z zazdrością na tłumy i gwar. Bo sam boi się wmieszać w gwar i ciżbę. Czasami trzeba, choć tym bardziej cenię te chwile, kiedy szum rozbija się o brzeg, a wiatr gładzi włosy i skórę. Może dlatego nie idę, by obserwować zachód. Patrzę z okna na ludzi. Patrzę na kolory, na ruch wody po horyzont. Po to, by zapamiętać i wywołać, kiedy zamieszka we mnie niepokój.  A kiedy przeglądam zdjęcia podzielone przez algorytmy programu na dni to wiem, że ten był ostatni. I oglądam go jak film Z głupawym zakończeniem na otwartym oknie. Bez napisów końcowych. Może nawet tak lepiej, prawda? Walizka już spakowana, a ja stoję w oknie i patrzę na ten spektakl, jak każdy z tych, którzy przyszli na plażę czy pomost. Milczę, oni nie milczą. Płaczę, oni się śmieją. Słońce zapada w wodę. Jak zawsze. Siadam na łóżku i zapalam świeczkę. Ostatni raz, by blask ognia pomógł trafić do domu. Komu? Nie wiem. Albo nie chcę przyznać, że wiem. Niebo z błękitnego robi się złote i pomarańczowe. Pościel jest zimna i pachnie snem, więc kładę się i patrzę w okno, gdzie niebo i morze grają na barwach. Może i tandetnie, ale mnie się podoba… 

















Komentarze

  1. Zdjęcia - dech zapiera. Dobrych dni gdzie cisza w balansie z gwarem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba staję się rygorystycznie nietolerancyjny na gwar. Tylko cisza. Dziękuję Ci i wszystkiego dobrego dla Ciebie :)

      Usuń
  2. Niesamowity kontrast tak rzadko spotykanego spokojnego morza i tego tłumu na plaży. Zawsze żal...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sobie to zaplanowałem, ze chcę właśnie pokazać dysonans, który mnie trochę przeraził. Tak, bardzo żal. Jak żyć? Ano jakoś trza... Dziękuję Ci bardzo :)))

      Usuń
  3. Och okna, bardzo lubię, robić im zdjęcia też. Na Twoje patrzę jak na Solaris, to mi pierwsze przyszło do głowy, gdy je zobaczyłam kilka dni temu. Jak to zdjęcia mogą czarować... To morze na końcu w złotej godzinie pasuje do tego wyjątkowo. A te tłumy to rzeczywiście z tego roku? Jeszcze się doczepię do jednego słowa, które mnie chyba prześladuje: eschatologia. Swego czasu wciąż to słowo gdzieś słyszałam i tak sobie przy tym myślałam, że to tak smutno myśleć o rzeczach ostatecznych, gdy się jeszcze żyje, ale może tak się właśnie powinno? Przecież potem może nie być już okazji. W ogóle cały ten wpis wyszedł bardzo fajnie, mimo że długi. Zakończenie pierwsza klasa - całe życie to spektakl :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, ale trafiłaś z Solaris! Pisałem magisterkę z Lema, a nad Solaris spędziłem sporo, sporo czasu :)) Zdecydowanie świetna rzecz.
      Tak, te tłumy to tegoroczne zdjęcie. Zrobione z deptaka, bo nie chciałbym wchodzić w tłum.
      Po prostu nie chciałem spekulować, nazwałem taki sposób myślenia właściwym słowem. Ale rozumiem Cię doskonale, bo nie tchnie ono optymizmem. Ale nie zmienia to faktu, że czasami lubię używać różnych słów, które po prostu lubię, za brzmienie, fakturę, skojarzenia. Takie dziwne. Ale jak się ma 12 lat i ulubioną lekturą jest Słownik Wyrazów Obcych albo Słownik Staropolszczyzny, to potem to wychodzi na starość :))))
      Cieszę się, ze podoba Ci się wpis. Bardzo, bardzo się cieszę. Nie lubię długich wpisów, bo i tak są kłopoty z czytaniem, a im więcej "sznureczków", tym chęć proporcjonalnie maleje. Znasz to zresztą dobrze. Dlatego dziękuję Ci bardzo, że doczytałaś i że t5a końcówka, mimo wydźwięku podoba Ci się :)
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i życzę dobrego, miłego dnia :))

      Usuń
  4. Każde zdjęcie Witku to historia, to opowieść niezwykła. Są wśród nich zielone i szumiące, tęczowe przeplatane cielistymi plamami, błękitno- beżowe z uniesioną grzywą, czarne sylwetki zastygłej publiki zapatrzonej na odwieczny spektakl, złote kropelki we wzajemnej pogoni wzbijające się wysoko ponad bursztynowe fale. Jest morze zastygłe w swoim majestacie tak na chwilę...a może na wieczność. Jest okno z czerwoną ramą, jeszcze otwarte w oczekiwaniu na ten gest zamknięcia, by zakończyć przygodę i pożegnać swego gościa…Tak na jakiś czas. Pewnie wróci tu jeszcze, bo zawsze wracają.
    Wszystkie zdjęcia cudowne, ale okno…chciałabym zapatrzyć się, a najlepiej mieć takie by czuć nieporównywalny z niczym zapach, delikatny podmuch wiatru i wilgoć od morza. Ach…marzenia.
    Wiesz ja wiele lat też omijałam morze chodząc po wzgórzach, wierchach, dolinach, ale kilka lat temu jakby odkryłam je na nowo. Właśnie takie z pustą plażą, bez pokrzykiwań i śmiechów, tylko z nim - morzem.
    Zawsze jest za szybko, za krótko.
    „A nie ma chyba zakazów większych niż te, które człowiek sam sobie nakłada.” To prawda Witku, smutna prawda. Jak często sami siebie ograniczamy. Z wielu przyczyn. Przez nałożenie nam kajdanów wychowania, przez „przyzwoitość”. Dlatego tak bardzo cenne są chwile, gdy czujesz i wiesz, że naprawdę żyjesz, „ bo ruch jest wszystkim, a bezruch niczym”.
    Dziękuję Witku za kolejną podróż bez biletu, za słowa i obrazy niezwykłe. Odpoczywaj jeszcze te kilka dni. Pozdrowienia już z nie tak upalnego miasta :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy pierwszy raz wszedłem kilka lat temu do tego pokoju, to było tylko to okno. Miałem pecha, bo popatrzyłem na plażę pełną ludzi i pomyślałem sobie, że może nie do końca szczęśliwie przyszło mi tu być. Ale potem, kilka godzin potem, położyłem się na zimnej pościeli i zobaczyłem właśnie taki widok. Morze i niebo. Od tamtej pory wracam. Latem gdzie indziej, zimą gdzie indziej. I zawsze zastanawia mnie to, że ludzie lgną na urlopie do ludzi zamiast chcieć porządnie wypocząć. Ale może ja źle myślę i to ja robię błąd? Pewnie każdemu według potrzeb - jak w życiu :))
      Bardzo ładnie opisałaś morze i światło, które nadaje falom właśnie takiego cudownego koloru :))) Uśmiechnąłem się. Gorzki ten wpis trochę, ale to był ostatni dzień. Ostatnie dni są właśnie takie. Rozmawiałem kiedyś z pewną panią, która z dużego miasta (z Poznania) przeniosła się nad morze. Najpierw było jej genialnie. Potem tęsknić zaczęła do ruchu w mieście, do ludzi, do dziania się. A potem zmuszona sytuacją w rodzinie musiała na kilka dni wyjechać do Poznania. I wiesz, kiedy to opowiadała, to nawet gdyby nic nie powiedziała, to i tak odczytałbym wszystko z jej twarzy. Okazało się, ze po dwóch dniach ma dość. Hałasu, gwaru, samochodów i tego wszystkiego, do czego tęskniła. I chyba to właściwość człowieka, że przywyka, wrasta. Wybacz, za tę historię, ale przypomniałem sobie o niej teraz. Dobra historia.
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i bardzo Ci dziękuję :))))

      Usuń
    2. Z tym wypoczynkiem jak to z nami, każdy lubi co innego. Mnie teraz brakuje trochę koncertów, muzyki, ale to chyba jedyny rodzaj tłumu, który lubię. Tylko cisza i natura pod różną postacią: góry, morze, las, coś co nasyci oczy i duszę. Są jednak bywalcy klubów, licznych libacji i co tam sobie kto jeszcze wymyśli. I niech tak będzie, niech każdy znajdzie swój rytm i oddech.

      Usuń
    3. O, to, to! Właśnie o to chodzi :)) No i w tym tkwi całe piękno ludzi, ze każdy jest taki sam, ale jak bardzo inny :)))

      Usuń
  5. Zacznę od tytułowego zdjęcia, bo jak je zobaczyłam to miałam mocarne skojarzenie;)
    Od razu pomyślałam o okładce płyty Pink Floyd "The Dark Side of the Moon".
    W mojej dziecięcej wyobraźni ten trójkąt z okładki zawsze był oknem, przez które wpadało światło i przyniosło za sobą ciepłe, miłe barwy. To samo się zadziało na pańskim zdjęciu:)

    Nie lubię tego ostatniego dnia. Za bardzo mnie niepokoi. Bo z jednej strony chcę, żeby wszystko to jeszcze trwało, a z drugiej strony wiem, że to niemożliwe, więc chcę żeby się już czym prędzej skończyło, żeby można było wrócić do tego co było.

    Lubię przebywać wśród ludzi, ale... Nie jestem w stanie uwierzyć, że ktokolwiek może czerpać przyjemność z takiego ścisku i natężenia innych wokół. To nie odpoczynek, to męczarnia. I jeszcze te miliony stopni celsjusza... To naprawdę za dużo jak na moje zrozumienie;)
    Molo w trakcie zachodu widzę też upchane, dobrze że są jeszcze wschody!

    Miłego wieczoru
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre skojarzenie :)) Właśnie przeczytałem i tak miło mi się myśli i o płycie i o Twoich konotacjach.
      Tak, ten ostatni dzień jest okropny :( Dlatego postanowiłem wyruszyć już o 4.30. Nie wyszło, wyjechałem o 5.00 przed wschodem słońca (by żal nie było) Zająłem się drogą i jakoś się udało :)) Choć w domu przy przeglądaniu zdjęć pojawił się żal. Chyba normalne :))

      Ludzie mi nie przeszkadzają, pod warunkiem, że nie jestem na czymś ważnym skoncentrowany. Ważnym? Takim, nad czym myślę :)) W innym przypadku może się dziać, co chce :)) Ale serio mówiąc, dziki tłum mnie męczy i uciekam z takich miejsc. Trudno czasem o zdjęcia z zachodu, ale przyznam się, że staram się daleko iść po to, by trafić na miejsce bezludne. A wieczorem ludzie raczej koncentrują się przy głównych wejściach. Nie to, co na wschodzie :)) Ech, jutro muszę jechać na wschód. Nie popuszczę, to przecież koniec urlopu.
      Dziękuję Ci serdecznie, że się odezwałaś. Tak...smutno, noo :))
      Miłego i dla Ciebie :))
      PS. Przepraszam za opóźnienie, ale równocześnie na szkoleniu byłem, więc napisałem coś i wskakiwałem w spotkanie, by było, że aktywnie uczestniczę :))

      Usuń
    2. To czekam jeszcze na zdjęcia krowy na pastwisku i już w ogóle przepadnę;)
      "Dlatego postanowiłem wyruszyć już o 4.30. Nie wyszło, wyjechałem o..."
      5 się nie spodziewałam po słowach, że nie wyszło o 4:30! Taki poślizg to nie poślizg! Mam zaprogramowaną około 1,5-2 godzinną tolerancję dla czasów wszelkich nie związanych z pracą wyjazdów. W tym przypadku dla mnie wyjazd około 6 nadal byłby w planowanym zakresie 4:30 i bym uważała, że poszło wszystko zgodnie z planem:D
      Albo Pan jest dla siebie zbyt surowy, albo ja dla siebie zbyt pobłażliwa;)

      Teraz jak nad tym się zastanawiam to bardziej niż dzikie tłumy męczą mnie otwarte, nasłonecznione przestrzenie. A jak się je jeszcze wypełni taką masą ludzką to tym ciężej uciec z tego Mordoru. Stąd chyba moja niechęć.

      Fajne są teraz te wschody tym swoim chłodem, bardzo takie lubię :)

      Smutno? A czemu tak?

      Proszę mnie przestać przepraszać za jakieś wyimaginowane opóźnienia, to zupełnie zbędne. Wiem, że ma Pan swoje założenia w tym względzie, ale naprawdę, jeśli o mnie chodzi nie ma takiej potrzeby:)

      Usuń
    3. Krowy nie będzie, więc spokojnie :)) Ja wiem, że krowy swoim spokojem, refleksyjnością spojrzenia oraz kontemplacją otoczenia byłyby idealne na blog. Boję się konkurencji i to takiej, że strach w oczach. Więc krowom wyraźnie mówię - nie!

      Nie wiem, jak to z tą pobłażliwością, ale wiem, że kobiety mają prawo do spóźnień. I tyle w temacie :))))

      To prawda, ze jak spawarka zwana słońcem się włączy, to można oszaleć. Tu jesteśmy zgodni :))

      Smutno, bo się nie odzywasz. Stałaś się elementem bloga, chcąc, nie chcąc. A tak na serio, bez uprzedmiotowienia (żartobliwie), lubię Twoje spojrzenie na pewne sprawy. Czasami pokazujesz coś z zupełnie innej strony. I Boóg mi świadkiem, że o tej stronie wiem, ale jakoś mi umyka. To doskonałe wyjście do dyskusji, albo po prostu, do wymiany myśli, co bardzo, bardzo cenię :))

      OK, przestaję :))

      Usuń
    4. A kiedyś pojawił się na blogu kot. Pamięta Pan? Przy zachodzie słońca, siedział na płocie i patrzył typowym dla kotów spojrzeniem pełnym wyższości i pogardy.
      Krowa byłaby bardzo odświeżająca i zdecydowanie byłaby nietypowym wyborem. Niech Pan ich tak łatwo nie skreśla!;)

      Ale śledzę na bieżąco i regularnie nadrabiam! Choć rzeczywiście można uznać, że to bardziej aktywność utajona;) Trochę dużo się dzieje u mnie. To trudny czas i psychicznie i fizycznie. Taki słodko-gorzki. Ale kiedy tylko mogę się odzywam i jeszcze mam co nieco do powiedzenia do pozostałych tekstów. Więc spokojnie, bez nerwów!;)

      Ok! Tak trzymać!:)

      Usuń
    5. Krowa na płocie? Kurde, nie wiem czy zdołam uchwycić. Wiadomo przecież, ze krowy nocą się podkradają do płotów, siadają na nie i marząco spoglądają na księżyc. A wszyscy potem zwalają na skrzaty, że sikają do mleka, dlatego kwaśnieje. Nie tędy droga. Mleko kwaśnieje od wzdychania do księżyca. Oj, będzie trudno :))
      Dobra, powygłupiałem się, a teraz serio. Konie jeszcze zdołam sfotografować, bo kilku gospodarzy je jeszcze hoduje (a może to jakaś szkółka, o której nie wiem?) Natomiast krowy, to raczej w górach, gdzie się nie wybieram. Ale nie mówię "nie"

      A ja Ci zawracam głowę i wychciewam komentarze! Domyślny jestem, ze hej. Takt i rozwaga, to moje drugie imiona :( W każdym razie ciesze się, ze jesteś, bo jesteś miłym i dobrym gościem tutaj :))

      Miłego (mimo wszystko) :)))

      Usuń
    6. Wiem, że nie tu i nie teraz, ale kiedy jak nie teraz i gdzie jak nie tu?
      Marto mam te obiecane zdjęcia Madame Chicken. Są największej rozdzielczości jaką posiada mój skromny sprzęt. Dodałam kilka zdjęć Starego Polesia. Może coś Ci przypomni.
      Pozdrawiam serdecznie z Łodzi :)))

      Witku proszę wybacz. Więcej nie będę:)))

      https://drive.google.com/drive/folders/187M2cinzIrj_g8XjQRFwgYqYBNcFIE2J?usp=sharing

      Usuń
  6. Mural idealny!
    Bardzo dziękuję pani Elu za pamięć i wszystkie zdjęcia:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty