Wahania...

 

                   Myślałem o tobie w tej godzinie szeptu, kiedy dom jest pełny stukotu zegara nakręcanego starym motylkowym kluczem, na cześć dziewiętnastego wieku, a potem wciągam spodnie łamiąc ciszę i oddech. Tylko włosy mam jeszcze mokre, a skóra spęczniała od wody poznaje się z dotykiem koszuli. Dawniej zapaliłbym papierosa i wydmuchując dym czułbym uderzenia serca i zwoje minut pędzące na zatracenie. Spirale i pierścienie tlącego się z umiarem czasu i biednej przyjemności. Może mrużyłbym oczy, albo myślał o dniu, który rodzi się dopiero w ptasich głosach. Nie wiedziałaś tego wszystkiego i innych rzeczy intymnych, jak sądzę, które rodzą się z dnia codziennego, bo poetą można być jeśli trzeba, odnajdując  porządek w chaosie i chaos w porządku. Umieć nakryć je ręką i poczuć, jak układają się do snu, albo oczekują tylko, by wyskoczyć zza palców więzienia. Nie wiedziałaś nigdy, jak się rozpadam. Nie atom po atomie jak w każdym życiu, ale w jednej chwili. To nie jest łatwy proces, ale możesz wyobrazić sobie czarny wir, który był człowiekiem, a potem rozsypał się drobinami – każdą chwilą, której nadał imię. I była tam opowieść o złotym świetle, które jest gęste jak miód, i o śpiewającej madonnie, kiedy zamyka się oczy, by słowa mogły popłynąć z prądem krwi, a także o wędrowaniu po polach nieba i zapalaniu gwiazd. Wiesz, po czasie zdałem sobie sprawę, że nigdy Cię nie spotkam i nie będę wiedział jak nazwać to, co we mnie się wtedy obudzi. Czy będzie tylko ukłuciem pragnienia, czy strachem przed słowami. Twoimi i moimi, które przełamiemy, by krew było widać i całą strukturę zniszczonego tworu. Wiem, jak może to wyglądać i nie chcę tego. Dlatego niech jest, jak jest. Jak być powinno, kiedy znów zacząłem oddychać. Nie był to proces łatwy, bo ani dzień, ani tydzień, ani miesiąc czy rok musiały upłynąć, bym poczuł ciepło swojej dłoni i wagę słów, które wypowiedziałem ja, a nie ktoś za mnie. We mnie, którego nie było. Więc dzisiaj, kiedy zasnąłem w środku dnia wierząc w wędrówkę chmur na niebie, przyśniła mi się scena, kiedy rozpinam Twoją suknię haftka po haftce. Suknia jest z tych balowych, a Ty wdzięcznie przechylasz szyję ufna w delikatność moich rąk. Wiem, że za oknem płynął świat, płynęły czasy i godziny, a ja odpinałem haftkę za haftką, by wyłuskać Cię z balowej sukni posłuszny własnemu i Twemu pragnieniu. W szybie zobaczyłem Twoją twarz, która odbijała się niewyraźnie, a oczy miałaś zamknięte, jakbyś czekała. Kiedy odgoniłem sen, co zaćmił mi oczy, to znaczy obudziłem się, popatrzyłem w zachodzący dzień i chmury, które jak wcześniej wędrowały z zachodu na wschód. Żyłem, a na świat powoli spływała wiosna i wieczór. Takie połączenie wydawało mi się dobre. Tylko papierosa nie było, by uczcić tę chwilę…  





 





Komentarze

  1. Ech, ta wiosna. Mogłaby już na dobre zagościć do nas i się zdecydować na bycie wiosną. A ludzi biednych nie stresować. Dobry tytuł - WAHANIA. Zdjęcia super. Uśmiechu od losu i tej wiosny pięknej Tobie życzę przy poniedziałku Witku 🤗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, jak jest z tą wiosną dobrze wiemy - ociąga się. Ale już niedługo, niedługo :))
      Dzięki wielkie za życzenia. I dla Ciebie wszystkiego dobrego :)))

      Usuń
  2. Ach Witku te stare zegary. Mam do nich ogromny sentyment. Ich dźwięk zawsze przywołuje dawne chwile. Dziś przypomniał mi się mój dziadek i jego zegar wybijający godziny. Wisiał na wprost drzwi i zawsze dziwiłam się jak można usnąć przy takim bim-bom.
    Tak pięknymi słowami potrafisz opisać zupełnie zwyczajne czynności, że każdy ruch nabiera innego znaczenia. I to prawda, że codzienność jest nam najbliższa, chociaż często drażni czy po prostu powszednieje. Jednak przede wszystkim jesteśmy ludźmi z wszelkimi ułomnościami cielesności i człowieczej natury. Bez tych naturalnych i prostych czynności nie byłoby innych tych bardziej wysublimowanych. Dobrze jest jeśli potrafimy w nich odnaleźć choć odrobinę przyjemności, bo życie wtedy potrafi mieć niepowtarzalny smak.
    Tytułowe wahania Witku…ma je każdy z nas. Ja mam często w różnych aspektach i chociaż czasem strasznie mnie złoszczą to chyba dowód, że nie jest mi obojętne, że pragnę, chcę i czuję jeszcze po mojemu. Jeszcze…
    Pozdrawiam Cię Witku bardzo ciepło już z pierwszymi promykami wiosennego słońca, co mnie bardzo, bardzo cieszy :)
    Ps. Niebo zachwyca odcieniami :) Jak zawsze. Mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, stare zegary mają swój urok i przywołują to, co powinny :)) A może nawet to, czego nie powinny? Waham się :)) Mam w domu kilka takich staruszków, które dzielnie podróżują przez czas i wiernie pokazują godziny. Lubię je nakręcać. To ciekawe, wiesz, że zwróciłaś uwagę na budowę świata, na to, co opisuję. To rzeczywiście ważne dla mnie, by odszukać w zwykłości i codzienności to, co jest niezwykłe. Może dlatego, że ta codzienność, szarość i zwykłe dni po prostu są. Samo to jest już niezwykłością. Jak można do takich wniosków dojść, tego nie powiem, bo nie mogę. Ale pewnie każdy z czasem do tego dojrzeje.
      Zgadzam się Elu, że jest w nas pełno sprzeczności i ułomności. Cielesności, która co rusz wpędza nas w ślepy zaułek. Ale to właśnie ludzkie. Nie jesteśmy poddanymi pismom Świętego Augustyna, który uważał, że ciało człowieka jest tylko mieszkaniem duszy, która jest jak perła zanurzona w błocie. Zatem szukamy przyjemności takich, bądź innych. Tak, wahanie, to wątpliwości. A od wątpliwości zaczyna się twórcze myślenie. Obojętność...czasem tak bardzo chciałbym być obojętnym, ale jakoś nie potrafię. I tak jest dobrze :))
      Dziękuję Ci Elu za przemilczenie tego, co w tekście. Musiałem to napisać, bo tekst już od dłuższego czasu "mieszkał we mnie", a to znaczy, że dojrzał do zwerbalizowania. Czasami jednak wolę postawić znak, o którym nie muszę nic mówić. I to chyba właśnie taki znak.
      Dziękuję Ci bardzo bardzo za Twój komentarz, który nieodmiennie tak ładnie poszukuje w nasz ludziach (i we mnie) tej dobrej cząstki (Jak powiedział Mefistofeles do Fausta:" Jestem częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąć, wieczne sprawia dobro")
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i słonecznie, choć za oknem robaczywa pełnia. Ale dobrze, że jest, bo wraz z nią wreszcie zaczyna pachnieć ziemia tym najcudowniejszym zapachem :))

      Usuń
  3. Ech te papierosy, niepotrzebnie przypominałeś... Na razie w torebce nie mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami, wiesz sama jak jest. Człowiek chciałby sobie zrobić na złość. Albo refleksyjnie podymić na świat. Ale że nie masz, to dobrze. Ja swoje znalazłem, ale po krótkiej konstatacji włożyłem na miejsce. Przyszło i samo pójdzie :)))

      Usuń
  4. Ciekawe te Twoje sny w ciągu dnia. Może chmury je Tobie przyniosły. Ręce same
    ułożyły się w odpowiedniej pozie, razem z nimi oczy. Ty poszedłeś za nimi,
    bo nie wypadało zostać. Jeśli w ciągu dnia takie sny, co nocą, śpisz, czy myślisz
    o spaniu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OK, pomyślałem sobie, odpowiem. Nie rozumiem tylko tego o rękach i oczach, ale może zrozumienie przyjdzie z czasem. W każdym razie wstaję o godzinie 5-6 rano. Nie licząc oczywiście tego, że kiedy wymyśli mi się wschód słońca, to i wstaję o 3, by dotrzeć tam, gdzie mi się wymyśliło. A idę spać zazwyczaj po 12 w nocy, czasem po 1. Zatem trzeba liczyć, pi razy drzwi, pięć godzin snu, w porywach sześć. Mówię o przeciętnym dniu, bo zazwyczaj tak to wygląda. Dlaczego taka aktywność mówić nie chcę, bo to blog, a nie rozmowa na priv, więc wybacz, że pominę szczegóły, które moją aktywność determinują. Czasem jednak mam wolny dzień, który zazwyczaj, jeśli mogę, poświęcam na zrobienie czegoś, co wydaje mi się ważne albo konieczne. Czasem też biorę aparat i wybywam na cały dzień. I nie oszczędzam się, bo wielbię zasadę, że jeśli się czegoś od siebie nie da, to i efektów nie będzie. Dlatego czasami wracając do domu, po wyjątkowo trudnym terenie, albo dalekim, biorę prysznic i pozwalam sobie na sen. Zazwyczaj krótki, bo godzinę, półtorej. Pozwala mi to na regenerację sił i dotrwanie do tej 24. Mam nadzieję, że odpowiedziałem na Twoje pytanie :))
      Oczywiście pomijam te momenty w swoim życiu, które skazywały mnie na bezsenność wywołane pracą, albo problemami, które powodowały rozsypanie się nocy. Ale to są epizody, które warto pamiętać ze względu na cenę, którą się płaci za niespanie. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i coraz bardziej wiosennie :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty