Myśli...

 

            Jadą samochody w tę i z powrotem, choć rano dopiero się urodziło i otrząsa się ze snu i zimna nocy. Zaspane oczy trą ludzie w autobusach, a na przystankach kobiety z siatkami kończą swoją pielgrzymkę. A ja idę najpierw przez szarość, a potem błękit i jaśniejące niebo na wschodzie. Takie to zwykłe i tak normalne, jak wiele wschodów przed wschodami, jak wiele ranków przed rankami, jak wiele wiosen przed wiosnami. A jednak jest inne, bo tu stało kiedyś drzewo, a teraz nie ma po nim śladu. Tu był sklep browarniany z wieczną kolejką spragnionych piwoszy. A tu rząd morw, który sypał owocami karmiąc ptaki i malując chodnik. Ile jeszcze jest takich miejsc, które były, trwały, a które zmieniły się. Zawsze mnie to dziwi, wiesz? Bo przecież miejsca są trwalsze od ludzi i ich pamięć jest pojemniejsza, niż pamięć narodu, który musi stawiać pomniki, by spiżem lub bodaj ubogim kamieniem pamiętał. Ale czy warto o tej godzinie myśleć o tak ulotnych sprawach jak pamięć i zmiana, skoro słońce świeci, chleb pachnie w piekarni i wróble po dawnemu kłócą się o okruchy? Nie wiem. Ja po prostu idę i widzę, co widzę. Myślę, co myślę i nie jestem temu winien, że oddycham. Nie jestem temu winien, że z każdym krokiem przypominają mi się ludzie, w których sieci się wplątałem. W których słowa się wplątałem, w których życie się zapętliłem, w których wyobraźni żyłem, żyłem i odszedłem. Których cień rzęs pokochałem i rozchylenie ust nieświadomych tego, że patrzę. A może i urodę ich ciała, której nie byłem świadomy, albo bałem się jej dotknąć. Ale sieci się porwały i opadły na dno, a ja starzeję się ciągle wierząc w sny, znaki i słowa przychodzące znikąd. Wierzę w krok wyciągnięty rano, by rozprostować kości i przeskakiwanie z sylaby na sylabę w słowach, które układają się w wiersze. Ulotne, nigdzie nie zapisane. Tyle mi musi wystarczyć, bo przecież idę. Tyle musi mi wystarczyć kiedy klęczę, kiedy się garbię, kiedy kładę się na ziemi szukając kolorów. Z rozbawieniem pokazują mnie sobie palcem, trąbią w nadziei, że podskoczę, jak w starym filmie Chaplina. O ile znają Chaplina. „Czego tu chcesz?” mówią ich oczy. Jesteś niepotrzebny w tym miejscu. My spieszymy się na zakupy, my spieszymy się do życia, my mamy swoją pracę do zrobienia. Swoje guziki, nocniki i czosnek po dwa złote. A Ty gówniarzu nie próbuj się odszczeknąć, bo i tak nie rozumiem twojej poezji, nie rozumiem co mówisz. Masz sobie stąd iść ze swoim aparatem. Najgorsi są mężczyźni na emeryturze, którzy towarzyszą żonom. Mają misję, czują się potrzebni dźwiganiem zdobytych jabłek, sera, mąki. Może i czasem znalezieniem miejsca na parkingu. Zaciskają pięść i tną nią powietrze szukając przywilejów w swoim doświadczeniu i wieku. Razi ich aparat, uśmiech do słońca, rażą moje stare spodnie i oczy, które za dużo widzą. Które za dużo rozumieją. „Glina w glinę” myślę słowami Norwida i odchodzę, by w krzakach odnaleźć kolor rzuconych małpek po gwałtownym pragnieniu. Tam też ukrywa się wiosna, jakby właśnie te wstydliwe miejsca chciała przykryć jak najprędzej. Wchłonąć, jak ciało wchłania siniaki i rany. Schylam się, klęczę, kładę się, ale nikt nie pokazuje palcem, nie śmieje się, nie wygraża pięścią. Nikt tu nie jest ważny. Jest tylko woda krążąca w kruchych łodyżkach, soki ziemi rozgrzane słońcem, które chcą wyplusnąć w górę. Są też ptaki na nagich jeszcze gałęziach. Jest ich lot nad ziemią w poszukiwaniu ziaren. Jest i kot patrzący na gołębie spacerujące po bruku i zwieszony na kwintę nos pompy w starym ogrodzie, w którym już zapobiegliwa ręka pobieliła na znak wiosny stare drzewa. Są myśli pospieszne, jak kroki. Przeskakiwanie sylab dziecinnej wyliczanki śpiewanej słońcu i ziemi…






























 

Komentarze

  1. Wiara w "sny, znaki i słowa przychodzące znikąd". Przeznaczenie, amulety, rytuały, zaklęcia. Czyli magia. Albo pogańskie ceremoniały, jak komu lepiej myśleć. Takie rzeczy są potrzebne i ważne. Pozwalają przetrwać, zostać choć jedną stopą przyklejoną do ziemi, poczuć jakąś cząstkę przynależności do całego tego chaosu, szczególnie kiedy zbyt mocno dotyka poczucie beznadziejności, zwątpienia w sens czegokolwiek. Te rytuały dają namiastkę poczucia normalności- cokolwiek to znaczy i czymkolwiek jest normalność. Czasem to jedyne co powstrzymuje przed rzuceniem wszystkiego. Mijasz ludzi, miejsca, mija dzień za dniem. Coś tu było, coś jest, albo już nie ma. Tak jak napisałeś - nikt tu nie jest ważny. Rytuały muszą wystarczyć. A może ważne jest to, że życie po prostu istnieje, kręci się według jakiegoś porządku świata i pomimo wszystko-albo na przekór wszystkiemu - uparcie trwa. I może jest w tym jakiś sens, nadzieja na dalsze trwanie i może nawet ma to swój urok. Z pewnością wyjątkowy czar roztacza dzisiejsza aura, słońce. To jest to, co chce się chłonąć sobą. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę Ci dużo ciepła i dobra na ten czas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Elu, zastanawiałem się, czy tę napisaną frazę puścić w świat razem z tekstem. Bo jest ona trochę prowokacyjna, trochę obrazoburcza, trochę...moja własna. Jak to jest z tymi rytuałami w końcu? Czy dziedziczymy je kodem kulturowym po przodkach, czy sami dodajemy nowe? Są potrzebne - owszem. Zapewne z takich powodów, o których piszesz, a czasami zupełnie z innych. Każdy chciałby mieć coś swojego, na swój sposób "czuć", "świętować", "widzieć". Często wracam do tego wątku, zatem jest on dla mnie w jakiś sposób ważny. Nie chcę o tym pisać, bo to nie ten czas i nie to miejsce. Zwróciłaś na to uwagę, bo istotnie, rytuały w naszym życiu są ważne. I wbrew pozorom nie jest to szukaniem sacrum, zrywaniem zasłony rzeczywistości, a szukaniem porządku. Doszukiwaniem się prawidłowości w chaosie świata.
      A może po prostu nasze "czucie świata" właśnie takie jest i nam odpowiada? By w gąszczu anten, kabli, plastiku, pikających sygnałów i krążących fal odnaleźć enklawę, gdzie dzieją się cuda odporne na to wszystko, gdzie prawa ziemi, te oczywiste i te nieodkryte, wciąż działają, dzieją się, emanują siłą, która wzbudza podziw.
      Słońce? Ależ tak, słońce :)) To ono jest dla nas znakiem teraz. Światło, ciepło, zapach. Jesteśmy tacy nowocześni, wpatrzeni w ekrany, a tak szybko poddajemy się tej magii słońca. I wiesz co? wcale nie żałuję, że o tym wiemy :)))
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie ze środka tygodnia :)))

      Usuń
  2. „Bo przecież miejsca są trwalsze od ludzi i ich pamięć jest pojemniejsza,” to prawda, ale i one zależą od nas. Nie wszystkie mają szczęście tyle przetrwać tyle co Panteon. Pewnie i wiatr historii pisze dla nich scenariusze, niekiedy bardzo bolesne, ale czasem zwyczajnie ktoś naszkicuje inne plany miasta, ulicy, domu czyniąc je podobno bardziej przyjazną przestrzenią i to co nas zachwycało lub po ludzku utkwiło w pamięci tylko w niej pozostaje wciąż żywe na nowo.
    „Ale sieci się porwały i opadły na dno,” zachwyca i jednocześnie przeraża mnie to zdanie Witku, ale wiem, że jest prawdziwe, bardzo. Brzmi poetycko, choć poezją fakt taki nie jest. My sami piszemy historie, choć nie od dziś wiadomo, że my swoje, a życie swoje…Jakby cofnąć się o dwa lata nikt z nas by nie przypuszczał tego, co one ze sobą przyniosły. Najpierw groza pandemii, teraz obrazy w telewizorze, które nigdy miały się nie zdarzyć, bo przecież człowiek jest mądrzejszy o wydarzenia sprzed lat. A jednak…nie jest.
    Ze zdjęciami jakoś mam ostatnio same miłe doświadczenia, jeśli chodzi o ludzi. Widocznie wzbudzam litość lub śmiech klęcząc z aparatem szukając odpowiedniego kąta światła. Nawet ku mojemu zaskoczeniu zdarza mi się nawet z kimś nieco zaprzyjaźnić. Ostatnio na moim osiedlu odkryłam w przyblokowym ogródku morze krokusów, ale ciężko mi było trafić ze światłem. Pan z balkonu na pierwszym piętrze, który chyba cały czas mi się przyglądał, zaoferował nawet otwarcie „tajemniczego, zamkniętego ogródka”, choć na niewiele się to wtedy mogło przydać, bo te najpiękniejsze już pogrążone zostały w cieniu. Jednak najlepiej też lubię mieć słońce i rosę, delikatny szum drzew i śpiew ptaków za towarzyszy. Wsłuchać się w tę ciszę, która ciszą nie jest i zobaczyć pulsujące i lśniące nowe życie, zupełnie jak na Twoich fotografiach.
    Zachwycam się bardzo wiosną w Twoim wydaniu, bo dookoła raczej powoli budzi się ze snu, jakby wiedziała… Dziękuję Witku i wysyłam z daleka dobre myśli i wiosenne, ciepłe pozdrowienia.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację Elu. Aby "miejsce" było "miejscem", musi być człowiek który nada mu duszę, osobowość, który je oswoi. I to jest właśnie w ludziach piękne, ze tak cudownie potrafią oswoić świat i powiedzieć o nim, że jest "ich", choć wcale ich nie jest. Nie inaczej dzieje się ze światem w nas samych, ale nie czuję się kompetentny, by o tym napisać, bo cóż ja mogę powiedzieć? Tylko to, co sam zaobserwuję na swoim przykładzie - a cóż to za przykład...:)))
      Wiesz, czasami trafia do mnie obraz bardzo niepokojący, który bodaj raz, czy dwa razy wymyśliłem. Ogromna głębia, która z pięknego błękitu przechodzi w granat i czerń. W błękicie statek, który sobie płynie. Słoneczko, chmurki. Za statkiem sieci, ale sieci puste, a czerń...a czerń wody nie jest jednorodna. W jednym miejscu unosi się z niej jakby ręka lub macka właśnie w stronę statku. Często zastanawiam się, skąd ten obraz? Czy to obraz naszej podświadomości? A może wyobraźni? A może tego, co czai się ukryte? Nie wiem. W trudnych chwilach widzę w swojej wyobraźni właśnie taki obraz. I może dlatego przywołałem te słowa, bo odwołują się do tego, jak czuję.
      Szczęściarz z Ciebie Elu :))) Ale Ty tak masz. Czy to jeden tylko przykład, kiedy życzliwi Ci ludzie pozowali, zrobili coś, albo z nimi porozmawiałaś? Po prostu emanujesz ciepłem, a ludzie to czują :))
      A ten przykład starszego mężczyzny...Dobrze, powiem to, co powiedzieć nie chciałem, bo to jakby do historii nie należy. Otóż pana bardzo zdenerwowało to, że na "państwowym" trawniku sobie stoję, klęczę, czy leżę i robię zdjęcia i pewnie je sprzedam, a on pracował 50 lat na takich leni jak ja. Znasz mnie i wiesz, że potrafię zachować spokój. I właśnie ten spokój tak pana rozsierdził. Bo pan szukał wyraźnie zaczepki popisując się przed żoną, w której oczach dostrzegłem wstyd za męża. Ona też mnie bardzo przepraszała. A mąż? Chciał się poczuć ważny, ale nie wyszło. Jeszcze jak usłyszał na koniec, że ma cudowną żonę i powinien jej kwiaty kupić, to już myślałem, że zejdzie na zawał. Nawet policjant, który obserwował całe zajście zawołał mnie gestem, a kiedy przyszedłem zapytał - "Panie, co ten chłop się tak denerwował?" Śmieszne to, ale i straszne. Śmieszne, bo starszy pan chciał się popisać i nie wyszło. A straszne, bo ktoś w tym człowieku wzbudził agresję, z którą starszy pan nie umiał sobie poradzić. Jacy różni ludzie są, prawda? Jedno dadzą uśmiech i rozmowę, a inni stek propagandowych bzdur, których nie rozumieją. Ale wiesz co? Ubrałem swoje stare dziurawe i poplamione farbą portki na zdjęcia, więc pewnie to przez nie :))))
      Masz rację, marzą mi się zdjęcia z rosą, z drżącymi kroplami rosy, z soczystą zielenią. Pola dmuchawców, drzewa z jego liśćmi. Ech...musimy czekać. Ale skoro kalendarz wskazał już wiosnę, to Ona nie ma wyboru i MUSI w końcu przyjść.
      Już nie mów tak o moich zdjęciach. Patrzę na Twoje i się uśmiecham, bo tyle w nich ciepła, spokoju i dobrego czasu, że moje, to takie nic.
      Pozdrawiam Cię Elu w kolejnym, trudnym czasie między nauką języka, a potyczkami ze zmęczeniem. Nie wiem, co mnie pokona pierwsze, ale na pewno macham do Ciebie z daleka zanim padnę :))))

      Usuń
    2. Dałeś pole mojej wyobraźni Witku z tym obrazem głębi błękitno-granatowo-czarnej. Bardzo poruszające. Nie jestem psychologiem, ale ja tłumaczyłabym to jako obawy, niepokój wewnętrzny, a już inną sprawą jest co taki stan wywołuje. Nie miejsce tu na takie rozważania. Sam obraz zupełnie jak napisałam wcześniej i piękny i wywołuje grozę. Może kiedyś film podobny widziałeś, albo fragment jakiegoś utworu science fiction. Też bym się zastanawiała. Czy to znak, ostrzeżenie? Być może, ale czasem nasza wyobraźnia zapędza się w całkiem nieznanym kierunku właśnie w momentach silnego, nadludzkiego zmęczenia czy sytuacji, z których wydaje się, że nie mamy wyjścia. Potem mija dzień, noc i gdy spojrzymy na to samo już z perspektywy, tak przecież niewielkiej, sprawa z wielkości słonia staje się małą myszką, ale czym byłby błękit bez granatu i czerni. Sam cukierek…zbyt słodkie by było prawdziwe i nie wszystkim wskazane ;-)
      Dobrego i spokojnego wieczoru Witku :)))

      Usuń
    3. Wybacz Elu, że dopiero teraz odpowiadam, ale nie byłem w stanie przebić się przez to, co dzieje się w pracy. I nawet nie za bardzo chciałem odpowiadać wiedząc, że zrobię to szybko, bez uśmiechu, bez dobrego doboru słów. Nie chcę tak.
      Z tym obrazem głębi, to jest różnie. On faktycznie niepokoi. Tak, masz rację, to zapewne są obawy i strach. Choć geneza tego wyobrażenia jest ciekawa. Kiedyś, dawno, dawno temu przeczytałem u egzystencjalistów zdanie "mijamy się, jak statki we mgle. Widzimy światła i nawet dostrzegamy zarysy kształtu, może i nawet załogę. Ale nigdy się nie spotkamy". To zdanie o niemożności pełnego poznania się, zrozumienia człowieka przez człowieka. Smutne może, ale i prawdziwe. Bo w każdym z nas jest ogromna głębia, której sam nie umie zgłębić i sam nie umie poznać, a co dopiero inny człowiek. Więc i ten obrazek, to w pewnym sensie nałożone na siebie dwa wnioski. Niepokojące, może nawet i smutne, ale dla mnie są prawdą o człowieku - a może bardziej o mnie, niż o innych ludziach. (Tak zastrzegam, by nikt nie czuł się urażony). Dlatego u mnie "głębia" często oznacza (w moim języku) wszystko to, co tajemnicze, niepoznane, ale i groźne, ciemne. Oznacza również bezruch trwania, pewną depresyjną chęć powiedzenia "nie ruszajcie mnie". Sama wiesz, ze czasami człowiekowi potrzebny taki bezruch, by opaść na dno i po prostu trwać.
      Zapewne masz rację, ze na ten obraz pewnie składały się też i filmy, książki i Bóg wie, co jeszcze. Ale utrwalił się we mnie mocno - zatem jest mój :))))
      A co do odbioru pewnych rzeczy, zdarzeń, słów - tak, trzeba mieć dystans, bo następnego dnia "słoń okazuje się być myszką". A ja dodam od siebie - albo go wcale nie ma :)))
      Teraz z czystym sumieniem, kiedy odpowiedziałem, mogę się uśmiechnąć, bo zastanowił mnie Twój komentarz. A właściwie zmusił do zastanowienia i sformułowania tego, co przecież od dawna wiem. Ale teraz przynajmniej jest to jasne również dla mnie. Cukierek to może nie jest, ale przynajmniej porządnie opisane, jak trzeba.
      Pozdrawiam Cię weekendowo i słonecznie, bardzo, bardzo słonecznie :)))
      PS. Jak się domyślasz, po przyjściu z pracy siadłem na kanapie i obudziłem się pokręcony jak stuletni staruch z szyją w paragraf. Sam z siebie się śmieję, ale to akurat dobry znak :)))

      Usuń
    4. Żeby nie było tak różowo to dziś miałam pewną scysję przy fotografowaniu gołębi, które porobiły sobie gniazda we wnękach pod dachem. Wyglądało to dość osobliwie. Przymierzam się do kadru, a tu otwiera się szeroko okno i jakaś kobita w bardzo pretensjonalnym tonie: Po co pani robi te zdjęcia? W pierwszej chwili mnie zatkało, ale powiedziałam, że interesuję się fotografią i , że ładnie to wygląda. Czekam na reakcję. Ona machnęła ręką : A tam...myślałam, że z urzędu. Zgłaszałam te gniazda, ale już teraz pewnie nic nie można zrobić, bo wysiadują młode i są pod ochroną, a ja już nie wytrzymuję tego ich gruchania.
      Powiedziałam jej, że ją rozumiem, bo mieszkam na 11 piętrze, gdzie co trochę jakaś gołębia para próbuje uwić sobie mieszkanko, szczególnie teraz na wiosnę.
      Panienka z okienka tylko się z lekka uśmiechnęła. Widzisz Witku też na mnie czasem nakrzyczą :)))

      Usuń
    5. Uśmiałem się, bo to musiało kapitalnie wyglądać :D Zdetonowałaś kobietę stwierdzeniem, ze robisz zdjęcia dla zdjęć :D Nie wiedzieć czemu ludzie zadają takie głupie (wg nas) pytania. Czemu robię zdjęcia. Nosz kurde! Bo rękę trzeba ćwiczyć, oko wprawiać, bo liczy się kadr i światło. Tu przynajmniej pani machnęła ręką. I choć sprawa wyglądała bojowo, to i tak ją oswoiłaś. To już któryś raz, kiedy spotykasz ludzi najeżonych i potrafisz ich ugłaskać. Masz zdolności, podziwiam Cię. Chociaż znam fotografów, którzy zaczynają się kłócić i potrafią postawić na swoim. Ale czy to coś daje poza samym kłóceniem się? Lepiej chyba jak Ty, porozmawiać i uśmiechnąć się :)))
      Dobra historia!!

      Usuń
  3. Bardzo podobają mi się zdjęcia ludzi, takich scen z życia. Kiedyś był wpis wyłącznie z takimi czarno- białymi fotografiami, o ile się nie mylę z jakiegoś listopada. Piękne ujęcia. Gdyby to wyłącznie ode mnie zależało to chciałabym częściej tu oglądać takie zdjęcia.
    Wiosna już jest, mimo śniegu, mimo mrozu. U mnie magnolie już kwitną od jakiegoś czasu. Okrutna to wiosna. Nie potrafię się nią cieszyć, bo okrutne miesiące za mną, a dopiero początek kwietnia. Jak tak dalej pójdzie to nie dam chyba rady. Czekam jednak na zielone, z nadzieją, że wraz z nią ta zła passa się odmieni. Tego proszę mi życzyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami mam takie chwile, że lubię pokazać ludzi, a nie tylko naturę. Na pewno coś będzie, choć w planach mam naturę teraz. Wiadomo, że wiosna się budzi, choć to budzenie idzie opornie, więc wreszcie chciałem ożywić blog kolorami i zielenią.
      U mnie magnolie jeszcze śpią, choć niektórym udaje się już w cieplejszych miejscach przy murze zakwitnąć. Ja czekam na te późniejsze odmiany, bo ładniej na zdjęciach wychodzą. Na razie sfotografowałem białe. Ano, sama zobaczysz. Też jakoś specjalnie nie mam powodów do zadowolenia i radości. Czuję się bardzo zmęczony i rozczarowany. Też mam nadzieję na to, że jak zielenią buchnie, to się coś zmieni, choć wiem, że sobie wmawiam. ale jakiś komfort psychiczny będzie, że zawsze mogę wszystkim strzelić i iść w zieleń. Bardzo mi tego brakuje. Moje przedmieścia opornie przyjmują wiosnę, więc nawet tu nie chodzę na zdjęcia. Zresztą, co to za zdjęcia - raz w tygodniu. A bywało tak, że codziennie wybywałem z aparatem. Doskonale Cię rozumiem i tego Ci życzę, by zła passa się odwróciła. Bo odwróci, wierzę w to :))))
      Pozdrawiam Cię oprócz tego bardzo, bardzo serdecznie i przesyłam dobry, ciepły uśmiech i myśli wiosenne. Może to niewiele pomoże, ale chociaż trochę będzie lżej.

      Usuń
    2. Zgaduję, że ludziom robi się zdjęcia trudniej, bo skoro postronni tak się potrafią emocjonować i denerwować, że fotografuje się martwą naturę to co dopiero musiałoby się dziać w takim przypadku?
      Choć ogólnie niektórych denerwują tak abstrakcyjne rzeczy, że trudno to czasem zrozumieć i jakkolwiek z tym empatyzować, prawda? Np. mojego wujka nic tak nie wkur*ia jak Ukraińcy i ich bezpłatne przejazdy komunikacją miejską, no może jeszcze równie denerwuje go fakt, że ja niby taka mądra, niby takie studia pokończyłam, a ekipy zabezpieczającej grób i stawiającej pomnik przypilnować nie potrafię, tak żeby wg wujka było dobrze zrobione. Nasłuchałam się dzisiaj.
      Wie Pan co, ja nie jestem rozczarowana, zwyczajnie mam gówniany okres w życiu. Przełomowy. Taki z podziałem na życie przed i po.
      „Ile jeszcze jest takich miejsc, które były, trwały, a które zmieniły się.”
      Myślę o tym często jak wracam do Tychów. W ostatnim tygodniu byłam tu częściej niż bym chciała, bo aż cztery razy, ale takie ogólne zmiany obserwowałam zawsze z pewną obojętnością. Inaczej jest kiedy jednak te miejsca są osobiste, intymne, bezpieczne, „na zawsze” i nie zmieniają się, ale znikają bezpowrotnie. Strasznie to trudne.
      Mam na razie tylko białe magnolie. Wszystkie już kwitną, ale i tak niedługo zdechną od mrozu i smutno zbrązowieją, więc to ich kwitnienie teraz i tak jest bez znaczenia. Czekam aż zakwitnie magnolia sąsiadów, jest olbrzymia i najpiękniejsza na świecie, no i to zielone, też sobie wmawiam, że jak przyjdzie będzie łatwiej. Naprawdę w to wierzę.

      Czekam też na więcej ludzi i magnolie tutaj:)

      Usuń
    3. Są tacy, jak na przykład Ela, którzy nie mają problemów z fotografią ludzi. Po prostu robią zdjęcie, czasami zagadają, a i pewnie się uśmiechną. Znam Elę dobrze, więc wiem, że też czasami ma jakieś "kiksy", ale umie i lubi robić fotografię ludzi. Ze mną jest gorzej, bo naczytałem się dawno temu forum dla fotografów, gdzie jakiś amator z miną pro-profesjonalisty dowodził, że zaczynać trzeba od natury, a potem brać się za ludzi. I tak właśnie zrobiłem, jak się okazuje niepotrzebnie. Złapałem tylko dystans i pewien strach przed fotografią ludzi. Pracuję nad tym i czasami wychodzi śmiesznie, a czasami dziwacznie. Dużo daje mi praca w ogólniaku, bo materiału jest dość (choć wiemy oboje, że to nie to samo, co osoby dorosłe). Staram się nie zasklepiać tylko i wyłącznie w temacie natury, choć jak sama wiesz, to mi najlepiej wychodzi.
      Niektórych denerwuje samo oddychanie drugiego człowieka i dawniej zwracałem na to uwagę próbując się dostosować. A teraz jestem w takim momencie życia, że miłe to nie jest, ale też nie jest to całkowicie mój problem. A wiesz, przeżyłem coś podobnego dwa tygodnie temu z instalacją elektryczną. I użyto dokładnie tego samego argumentu, że niby dwa fakultety, a nie potrafię dopilnować głupiej instalacji. Jakby to był koronny argument. Powiedzmy, że w innych okolicznościach bardziej by mnie to rozśmieszyło niż wkurzyło, a tak jest jeszcze jednym kamyczkiem do stosu, który się dźwiga.
      PS. Nie muszę dodawać, że jeśli masz ochotę i chwilę czasu, to wiesz, gdzie mnie szukać. Tak, dla higieny umysłu :))
      Kiedy patrzę na swoje życie, to nieodparcie mam wrażenie, że zawsze jest jakieś przed i po. I im dalej w las, to tych "przed i po" jest więcej. Jasne, wywołuje to w człowieku niezgodę, bunt, załamanie i sprzeciw, bo sama wiesz, ze to normalne. Ale też pokazuje nasza plastyczność i zdolność do reagowania i dostosowania się. Bo w finale tak to właśnie wygląda - trzeba się dostosować. Może nie ze wszystkim i na naszych warunkach, ale to dopasowanie po prostu życie wymusza. Co ja Ci zresztą gadam, sama o tym wiesz. I wiesz ile nerwów to kosztuje, a zwłaszcza modelowanie swojego życia, które było już jasno ustalone.
      Miejsca się zmieniają i to boli. Ale boli bardziej, jak znikają. Masz całkowitą rację.
      Nie martw się magnoliami, że przekwitną. Żal ich, ale za chwilę będą miały zielone liście i uśmiechniesz się do ich zielonych liści. To wczesne kwitnienie niby znaczenia nie ma, a jednak ma. Bo jest pierwsze. Bo wiesz, że właśnie jest już wiosna. Parszywa w tym roku, ale jednak. I pozostaje mała satysfakcja, że u Ciebie pierwsze zakwitły. A to już coś. Mały promyczek, ale zawsze :))
      Postaram się i z ludźmi i z magnoliami. Obiecuję :))
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie! I nie śmiej się, ale wysyłam Ci dobre, ciepłe myśli. Niby nic, ale może się uśmiechniesz.

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty