Alejami, alejami, alejami...

 

            Są takie dni, są takie noce. Są takie godziny stracone na zawsze, kiedy kamień nie chce szeptać, a czego tkniesz, rozsypuje się jasnym pyłem. Zupełnie jakbyś nie był z tej epoki, tego wieku i dni, jakbyś szukać miał wiecznie, przez czas swojego czasu, nie znajdując nigdy swojego „teraz” zanurzonego w życie. Czy byłby to brzeg morza z łachą swojego piasku, gdzie idzie się przez sosnowy las, by wejść do domu pachnącego wiatrem? A może miasteczko w dolinie pełnej zieleni, z murami pamiętającymi wiek średni. Z rzeką przepływającą przez środek, gdzie pewne jest pewne, a bruk od pokoleń ten sam. W domu stukot zegara, kurz popołudniowy wirujący w słońcu i spokój od wszelkiego złego w cieniu gotyckiego kościoła.? A może jeszcze pokój z widokiem na fiord. Proste sprzęty, które ręka będzie znała i ścieżka do domu prosta, a sąsiedzi dalecy i cisi w swojej mowie. To nic, że namiętność pod skórą, które potrafią tylko uczesać gwiazdy ponad fiordem. Może wrzosowiska i stary kamienny dom, w którym myszy proszą o okruszek, a potem w podzięce przynoszą poezję, z którą można wędrować białymi klifami patrząc na skraj znanego świata? To byłyby dobre życia. Każde z nich. I kiedy zamykam oczy, to one się dzieją. Nawet to w wielkim mieście, jasnym od świateł w nocy i mokrym od deszczu. A przecież wystarczyłby ruch i życie potoczy się inną drogą wytyczoną przez pragnienie. Tak, wiem, tak się tylko mówi, by zamaskować to, o czym lepiej nie mówić. Ciężką pracę i wąską strugę pieniędzy i coraz mniej czasu, by smakować swój wybór. Z tęsknoty pisałbym wiersze chowane pieczołowicie do szuflady, by nikt nie widział. Wspominał, jak Miłosz, zapach, smak i kolory, a potem siedział na progu swojego życia wierząc, że wystarczy kolejny ruch, by wrócić. Ile tych powrotów? A coraz mniej czasu, by smakować kawę, kiedy słońce wschodzi. Zastanawiać się nad snem, który obudzi o 2.40. Dotykać ręką liści, kiedy słońce prześwietla ich zielone ciała. Patrzyć na trawę, jak kołysze się na wietrze, a rosa z niej opada karmiąc korzenie. Więc co w końcu? Skoro nie jestem stąd ani stamtąd, nie mogę się ruszyć. Swój czas oddałem, liczę zmarszczki krzywiąc się do lustra i siedząc na fryzjerskim fotelu patrzę na siwe włosy, które opadają bezpańskie już, na biały fartuch, w którym mnie zawinięto. Całun. Głowa w lewo, głowa w prawo, schylić głowę. Pan Guillotin byłby niezadowolony z takiego obrotu rzeczy. Bo rzeczy ostateczne powinny dziać się w spokoju, z należytym napięciem i oczekiwaniem, a nie z kręceniem głową, jakby świata było mało. Można jeszcze iść drogą prostą alejami, alejami, alejami. Jak Pan Błyszczyńki tłumacząc się z marzeń i czarów. Albo milczeć. Po prostu milczeć…      



































Komentarze

  1. Wiesz tak sugestywnie opisałeś te wyśnione światy, że mogłam przez chwilę snuć się po cichutku jego pięknymi zaułkami i podziwiać wspaniałe pejzaże, naprawdę piękne i wymarzone…wszystkie. Mając kilkanaście lat wyobrażamy sobie tak wiele, marzymy. Rzeczywistość często omija nasze marzenia, jak coś co nie jest w jej zamyśle. Nie raz stajemy na zakręcie z pytaniem, którą drogą podążyć i wiesz, co w tym jest najlepsze, że nigdy się nie dowiemy jak byłoby w przeciwnym kierunku. Ważne jest, tak mi się wydaje, by odwracając się móc powiedzieć, że ten cień, który jest za nami i patrząc naprzód schody, które piętrzą się przed nami, to my i nasze chwile, a włosy…przecież znów odrosną.
    Trudne dylematy Witku poruszyłeś, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. No może…nie aż tak.
    W kadrach złapałeś tyle blasku, że oglądając je rankiem z uśmiechem minął mi dzień, choć moje schody wyrastały wciąż na nowo i ciągle inne. Dziękuję bardzo i życzę Ci Witku z całego serca dobrych dni, blasku i światła:)))

    Ps. Piękna akacja. Ciekawi mnie to zdjęcie „malarskie”. Inne, a zarazem kontrastem pasuje do całości. Jest jak zdjęcie miejsca twórcy malującego świat na pozostałych obrazach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładnie napisałaś Elu o tym, co za nami i o schodach, które przed nami. Tak, to prawda, Im cień dłuższy, tym dzień krótszy, a my wiemy, że czas przyspiesza i każda decyzja nie powinna być rozciągana w nieskończoność (czasem może się samo rozwiąże?) Tak, włosy odrosną, masz rację. Siwe już i nijak mi tego zmienić. A podrywać na siwiznę umieją tylko albo doświadczeni wyjadacze, albo desperaci. Zatem też odpada :)))
      Brakowało mi tego wschodu, choć codziennie go z okna obserwuję. To taka w sumie najfajniejsza moja pora dnia. Cisza, spokój i widzę, jak słońce wstaje. Miałem więc okazję znów uczestniczyć w tym widowisku, już nie za szybą, ale biegając za kadrami. Na akację musiałem wejść, bo nie było szans zrobić zdjęcia z "dołu". Przypomniałem sobie, co to znaczy być gdzieś na dnie chłopakiem w z odrapanymi kolanami :P Bawiłem się dobrze, a to najważniejsze. A zdjęcie malarskie dałem nieco z przekory. Sama wiesz, ze u mnie ze zdjęciami w tym roku jest ubogo. W każdym razie nie tak, jakbym mógł i chciał. Znajduję więc kadry wtedy, kiedy mogę. A że nie moge wiele, to i zdjęcia są z przypadku i muszę je gromadzić z kilku dni, czasami z tygodnia, nad czym ubolewam, bo optymalnie zawsze dawałem z jednej sesji. Czasami sesja starczała mi na dwa razy. Czasem nawet na początek trzeciej. A to zdjęcie...Przez swoją inność, kontrast, chciałem wprowadzić trochę zamętu. Nie widziałem tu (niestety) malarza światów. Pięknie to określiłaś. Raczej chodziło mi o kolor krwi. Mniej optymistyczne, prawda? Ale też i decyzje, które czasem podejmujemy mało mają wspólnego z ładem i porządkiem. Czasami łamią nas wewnętrznie.
      Elu, pogoda jest, jaka jest, więc nie kręcę nosem, a macham do Ciebie z daleka, zapalam latarnię, żebyś zobaczyła światełko i ślę dobre, ciepłe myśli. I dziękuję Ci serdecznie za Twoje słowa tak ładne i tak dobre w trudnym czasie. Pozdrawiam Cię :))))

      Usuń
  2. Ależ piękny Leśmian i w zdjęciach i w tekście. Piękny, wilgotny poranek był i słodkie akacje. Soczyście, cieniście i taki trochę wisielczy humor, czy może mi się tylko wydaje? :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wydaje Ci się :))) Czasem tak jakoś wisielczo :D To właściwie pierwszy mój wschód w tym roku, więc wlazłem na akację i siedziałem sobie na gałęzi, a co! Czasem trzeba i powisielcować i posiedzieć na gałęzi. A akacje tak pięknie pachniały, że nie miałem serca ich zostawić. Może dlatego Leśmian i "Pan Błyszczyński", którego uwielbiam. Macham do Ciebie życzac dobrego i cienistego dnia :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty