Fumy, albo listopadowe dni.

 

             Siedzę przed monitorem i oblewa mnie niebieskie światło. Obok pali się świeczka. Wiesz już ile to lat? Mógłbym podać ilość dni i godzin, ale wyszłoby śmiesznie. Tak, jestem śmieszny, więc oszczędźmy mi większej jeszcze śmieszności, dobrze? Droga po promieniu nie jest prosta i wymaga odwagi. Tak wierzyłem, że komuś z nas jej starczy. Mnie, by świeczkę zdmuchnąć, lub tobie, by wejść na promień. I nic z tego nie wyszło. Ironia, prawda? A tu klik i sprawdzam pocztę. Setki bzdur, które automatem do reklam udają troskę. A przecież nie ja jestem ważny, tylko to, ile mogę wydać. Nic nie kupię. I na pewno nie od tych, którzy przysyłają reklamy, bo jestem przekorny. To się nie zmieniło. I nie zmienia się to, że w polu „osobiste” trwa cisza. Niepokoi to i uspokaja jednocześnie. Klik, klik i zamykam pocztę, a potem patrzę na ekran. Jakieś dokumenty, jakieś pliki. Foldery z napisem „ważne”. A ja mam wrażenie, że to co ważne, już było. I nie chciałbym, by wróciło. Bo wszystko wskazuje na to, że im później, tym gorzej. Tym mocniej. Tym głębiej. Czuje się, przeżywa, kocha. Nienawidzi też, jeśli jest w człowieku zapętlenie, którego nikt nie potrafi rozplątać. Bo to nie jest prawdą, że jest koniec nitki, za który wystarczy pociągnąć i wszystko się prostuje. Nic się nie prostuje, tylko smętnie zwisa budząc irytację. I zniechęcenie. Dlaczego ja o tym? Bo jestem zmęczony i granice zaczynają się zacierać. Stają się płynne. Mgielne. Wiesz, czasami człowiek każe sobie żyć wyprostowany. Akuratny. W przestrzeni widocznej, w czasie teraźniejszym, dokonanym. A prościej? Żyje na dupościsku, bo inaczej nie potrafi. Nie potrafi zluzować, bo coś go gna do tego, by ktoś mógł w niego wierzyć. By na nim właśnie budować filar. Nazwij, jak chcesz. Myślę, że to ma też coś wspólnego z patrzeniem sobie w oczy, kiedy żyletka tnie zarost pod pachnącą pianką. W każdym razie zmęczenie powoduje mętnienie. Powoduje niezamierzenie i chwilowy bezdech. A myśli skradają się, jak ośmiornica po kamiennym dnie. Wysyła swoje macki, by wyczuły drogę, najmniejszy opór, szczelinę. Przypominają się słowa, które nie mają już niszczycielskiej siły, a po prostu tłuką się w zmęczonym człowieku ziarnkiem grochu. A może to listopad, który przypomina mi kogoś, kto tylko czekał na to, bym osłabł, by stać się kimś ważnym? Bym zrzucił bariery ochronne? Bariery zostały, a nasze drogi skręciły gwałtownie w przeciwnych kierunkach. A listopad? Listopad nie skręci. Może tylko minąć. Zostawić za sobą pustkę na drzewach, zważoną trawę i kwiaty. Obwarzanek mrozu i zgrabiałe ręce, kiedy zdrapuje się szron z szyb. Kolorowe kurtki z krzyczącym logo, pod które zimno i tak się wciśnie. Pamiętasz? Raz utonąłem w listopadzie. Zupełnie straciłem kontrolę i utonąłem. Chciałem utonąć. Chciałem pójść na dno. Opaść wierząc, że to jedyny kierunek, w którym można płynąć. Myliłem się, jak w wielu innych sprawach. Potem musiałem sam wyciągnąć się za włosy, jak zrobił to baron Munchhausen grzęznąc w bagnie. I wiesz, faktycznie było w tym coś fantastycznie niedorzecznego. I o co było tyle zachodu? O pryncypia. To dobra odpowiedź, bo każdy ma własne. Tak, jak każdy ma swój listopad. I swoje zmęczenie. I swoją kurtkę lub płaszcz podszyte chłodem. I każdy ma swoje zamyślenia, kiedy świat tonie w szarościach. I każdy ma swój żar schowany głęboko w pokładach milczenia  na opustoszałych nagle ulicach…   























 

Komentarze

  1. A mnie ten listopad tak szybko minął, że nawet nie zdążyłam poczuć, że to naprawdę listopad. A u Ciebie to już mi tak grudniem zapachniało, może przez te ulice, białą babeczkę i figurki, które mi się z jarmarkami bożonarodzeniowymi skojarzyły. Nawet ja, coroczny piewca listopada, zupełnie się w tym roku rozjechałam, dopiero kilka dni temu zauważyłam, że to już praktycznie koniec i nawet się z tego cieszę. A te zmrożone róże to bardzo mi się podobają. Pozdrawiam i światełka życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo Ci dziękuję :)) Wiesz, mnie też zleciał i to mnie trochę martwi, bo właściwie powinno wszystko iść w stronę "zamierania" - również czas. Powinno go być więcej, na sen, na uśmiech, na chwilę z książką (umówmy się, pisma branżowe, to nie książki) Ja niestety mam od jakiegoś czasu pecha do listopada, choć zawsze lubiłem. Może dlatego, że czasu coraz mniej. Uśmiecham się, bo im więcej ciemności, tym ja mam mniej czasu. W każdym razie rok skrada się ku końcowi. I chyba to jest dobre :)) Bardzo, bardzo serdecznie Cię pozdrawiam i życzę spokoju. To dobre życzenia na jesienne wieczory, które trzeba smakować :))

      Usuń
  2. Fumy - ależ piękne słowo i zarazem Wojtyszkowe stwory przypomniałeś Witku. Mam przed oczyma wielkie Coś o nieokreślonych kształtach, które patrzy się na mnie lśniącymi oczami. Słyszę fumkanie i cichutkie cipienie. Chyba coś w tym jest, bo to listopadowy potwór, który co roku nas o tej porze nawiedza. Próbowałam, chciałam polubić ten miesiąc, ale jednak nic z tego. Nie mam z nim jakiś smutnych przeżyć. Tak po prostu ten krótki dzień, szarość za oknem, a nade wszystko brak światła sprawia, że FUMY wychodzą z ukrycia i wypada z nimi przeżyć te dni przekupując smakowitą gorącą herbatą, dobrą muzyką, książką i rozpraszając światłem świecy o aromatycznym zapachu. Oby jeszcze znaleźć na to wszystko czas, a z tym, jak wiemy, bywa różnie.
    „czasami człowiek każe sobie żyć wyprostowany”- wiem o czym piszesz, a dupościsk nie jest mi obcy. Sądzę, że to kwestia wychowania, ale też charakteru . Są ludzie, którzy nigdy się nie prostują i jest im z tym dobrze, ale czy patrzą w lustro nie unikając swego wzroku…nie wiem, ale pewnie jeszcze potrafią się uśmiechnąć z zadowoleniem.
    Dobrze, że już koniec listopada. Miejmy nadzieję, że grudzień choć trochę oswoi wszystkie nasze potwory. Całe narzekanie i najgorsze kaprysy pójdą w niepamięć . Wiesz Witku podziwiam, jakie piękne róże znalazłeś o tej porze roku, a szron nadał cukierkowego dosłownie wyglądu. Wspaniałe fotografie i nie tylko róż.
    A kończąc początkiem to sama też się dziwię, ile to już godzin, miesięcy, lat.
    Bo„ dobrzy ludzie lśnią jaśniej w mrocznych czasach.” I miejsca również, Witku.
    Macham z daleka przez koniec szarego i kapryśnego listopada z życzeniami milszego nieco i uśmiechniętego grudnia, więcej spokoju, oddechu i dobrego światła:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie zastanawiałem się Elu nad użyciem tego wyrazu. Fumy, to fumy i tyle. A może raczej Fumy :)) A najlepsze z tego wszystkiego jest to, że Fum od Focha bardzo się różni :)) O ile lepiej mieć focha niż fumy...ale to wszystko wina światła. A właściwie jego braku. Diabelny czas, kiedy zaczyna się pracę w ciemności i kończy w ciemności, a cała solarna aktywność ogranicza się do biura, sali czy korytarzy i tak oświetlonych sztucznym światłem. Tak, listopad nie rozpieszcza. Dawniej lubiłem i listopad i grudzień, bo bliżej końca roku i nie przeszkadzał mi brak światła. Teraz jakoś denerwuje, choć na tyle mam mało czasu, że i tak że zdjęć byłyby nici. Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszę się, ze pochwaliłaś moje zdjęcia dostrzegając w nich urodę pierwszych przymrozków. A co do reszty....to tylko fumy, które czasami przychodzą, czasem odchodzą, a sprzyja im właśnie taki czas.
      Odmachuję do Ciebie Elu i bardzo bardzo dziękuję za dobre słowa. W podzięce wysyłam ciepłe myśli pachnące cynamonem i herbatą :)))

      Usuń
  3. Witku, zachwyciły mnie kwiaty pokryte szronem :) Takie baśniowe, uśpione, zaczarowane. I ucieszył mnie fakt, że dziś już grudzień listopad minął, przetrwaliśmy:) I spodobały mi się świąteczne dekoracje na zdjęciach, pomimo że same Święta Bożego Narodzenia mnie przytłaczają od pewnego czasu i odczuwam ulgę gdy się kończą. Ale zawsze to wolne. Mam nadzieję, że dla Ciebie będzie to czas odpoczynku i że odżyjesz. Już za niedługo... Kto wie, może nawet spadnie śnieg? :) Przesyłam Ci dużo ciepła w ten chłodny wieczór i macham spod kocyka :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację Elu, że listopad się skończył nieodwołalnie. Teraz tylko grudzień. Ale zawsze to lepsze, niż listopad. Jednak grudzień z nadzieją mrozu to już coś. Kwiaty udało mi się fuksem zrobić, bo sama wiesz, jak jest z czasem. W najbliższym czasie chyba tylko takie zdjęcia - albo bez słońca, albo w ciemności. Tak, oby do wolnego, choć trudno mi o mówić, bo dwa weekendy wycięte z życiorysu. Niby podnoszenie kompetencji. Brzmi strasznie i takie też mam nastawienie do tego :P
      Pozdrawiam Cię ze środka nocy ze świeczką i muzyką SDM (tak mnie wzięło). Macham do Ciebie :))).

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty