Niedopatrzenia...

 

Nie ufam temu przebudzeniu, bo choć nie jest najwcześniejsze, to jeszcze nie jest pełne. Tak, wiem i rozumiem. Są kwiaty, a mierzwa starej trawy coraz bardziej się zieleni i tylko czekać, aż spienią się liście na drzewach. Ale zanim się to stanie muszę poczuć zapach ziemi. Nie, nie tej lepkiej, którą bierze się w dłoń i która przecieka zostawiając smugi na palcach, ale taką prawdziwą ziemię, którą można wziąć w garść. Poczuć zapach butwienia i ciepło na dłoni. Wiesz, to może nie jest ważne, ale lubię mieć świadomość, że mam w dłoni świat z miliardami żyjątek mniejszych bądź większych. Takich, których nie widać, a o których wie się, że są. Ale ziemia musi się zagrzać, ogrzać, rozpalić. Wymościć się w sobie, zaparować, zatętnić. Na razie słyszę delikatny stuk. Raz, dwa, trzy…czy to ja, a może ty? A może delikatny puls ziemi, który można usłyszeć. Nie wierzysz, prawda? Nie wierzysz. I nie musisz. Nikt nie musi, ale może chcieć. To różnica, prawda? Dlatego siadam pod tym drzewem, gdzie ziemia jeszcze nie nabrała ciepła, choć stare korzenie obudziły się i ciągną wodę nasycając miazgę drzewa i docierając wodnymi kanałami do najdalszych gałęzi. Niebo już ogrzmiało, więc teraz stukot powinien być wyraźniejszy. Nawet tu, nawet tu. Jeden grzmot, który wydawał się daleki i całkiem jak nierzeczywisty. Drugi upewnił mnie, że jednak grzmi. Zawsze przypomina mi się fragment jakiejś książki, która mówiła o aniele z kijem, który wypuszczał grzmot. A grzmot kołuje, odbija się od ziemi i leci w niebo by odbić się od chmur i rozlać znów na ziemi. Trzeci grzmot był całkiem pewny. Bo musiał być ten trzeci. Uśmiecham się tym uśmiechem, który niektórzy mylą z dobrym humorem, a który wcale uśmiechem nie jest. Dlaczego? Bo skoro był pierwszy, to musiał być i trzeci grzmot. Rozumiesz, że to prawo magii. Matematyka, w której jest pierwotny chaos i uporządkowanie świata. Cztery wiatry i cztery rogi pokoju. Cztery kierunki świata, ale też i piąty, jako droga samotników, alchemików i szamanów, gdzieś w swoją niewidzialną stronę. Cztery koła i piąte, o który lepiej nie wspominać. Siedem nieb i siedem kręgów piekielnych. Trzy dźwięki bicia serca i jedno westchnienie. A potem szept, by nikt nie słyszał. Po co ma słyszeć? Drzwi są po to, by je otwierać, ale i po to, by je zamknąć. To nieprawda, że mają być cały czas otwarte. Może ładnie to brzmi w reklamie, ale prawda jest inna. Brudna. Brudna jak ziemi garść, którą trzymam w ręku. Rozcieram ją między palcami i wiem, że jest życiem. A potem patrzę na drzewo, pod którym stoję – prześwitują przez powódź kwiatów odpryski światła. Dobrze je czuć na twarzy, dobrze je czuć zza zamkniętych powiek. Dobrze mi. Gorzko mi. Ale taka jest prawda, innej nie chcę. Innej nie potrzebuję. Więc po co to wszystko zapytasz? Po co to błękitne niebo, różowe kwiaty kołyszące się na wietrze? Po co ta przestrzeń wydarta, jak z kiczowatej mangi? Bo oprócz prawdy, ważna jest tęsknota. Za tym co być mogło, a nie jest i za tym co było, a nie miało prawa być. Takie nasze małe zapatrzenia. Takie małe nasze niedopatrzenia…























 

Komentarze

  1. Witku, to jest magiczne: "Cztery wiatry i cztery rogi pokoju. Cztery kierunki świata, ale też i piąty, jako droga samotników, alchemików i szamanów, gdzieś w swoją niewidzialną stronę. Cztery koła i piąte, o który lepiej nie wspominać. Siedem nieb i siedem kręgów piekielnych. Trzy dźwięki bicia serca i jedno westchnienie. A potem szept, by nikt nie słyszał.” Tym zaklęciem zaczarowałeś cały tekst💚
    Bardzo lubię te Twoje przemyślenia, spostrzeżenia i porównania, sposób w jaki zatrzymujesz się i opisujesz co Ci przyjdzie na myśl i wypłynie z serca. I bardzo bliska jest mi ta myśl: "Ważna jest tęsknota. Za tym co być mogło, a nie jest i za tym co było, a nie miało prawa być." Jest przepiękna, szczególnie ta druga część, ostatnich kilka słów. Bo nawet
    jeżeli coś nie miało prawa być, a jednak było, to jest to magia. A skoro za tym tęsknimy to znaczy, że było pięknie, że było warto. Bo czasem lepiej coś zrobić i żałować, niż żałować że się tego nie zrobiło. Mówię to ja, z pozoru wyważona i spokojna, a naprawdę mówiąca i robiąca różne rzeczy bez przemyślenia. Bo tak mi dyktuje serce, a głowy rzadko słucham. I pozwalam sobie czasem na robienie głupot i naiwność. Bo życie jest za krótkie by żałować, że się czegoś nie zrobiło i tym samym, by nie mieć za czym tęsknić...
    A zdjęcia piękne, jak zawsze. Nie wiem gdzie chodzisz i skąd wynajdujesz te kwitnące drzewa, różowych jeszcze chyba nie widziałam tej wiosny. Dziękuję, że to wszystko pokazujesz, mobilizujesz mnie do wyjścia w świat i szukania takich cukierkowych wspaniałości :)

    Dobrego weekendu Witku, niech będzie choć trochę magiczny pomimo zapowiadanego deszczu. Macham do Ciebie ze szczerym uśmiechem, który wrócił do mnie po długiej nieobecności. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to magia liczb. Czasami dla żartu zaczynam sobie wyliczać i zdumiewa mnie, jak liczby porządkują nasz świat. A może to nie liczby, a my sami? Nie wiem, nie zdecydowałem :)))
      Ciekawie zinterpretowałaś Elu. Cieszę się, że poszłaś za słowami, że chciało Ci się nad nimi pochylić. To ważne, wiesz? Nie dlatego, ze to moje słowa. Ale ważne, ze zwracasz uwagę na to, co ktoś mówi. Zwracasz uwagę na konstrukcję myśli. A to znaczy, że chcesz słuchać. Nieczęsto teraz trafiają się tacy, którzy chcą. Którym się chce.
      Z drzewami jest dziwnie. Ale czy mogłoby być inaczej, kiedy biorę się za coś? :P Fotografuję amatorsko kilka lat. Właściwie tyle, ile jest blog. Wcześniejszych prób nie liczę, bo nie warto. Miałem przez te lata trochę czasu, by wynajdywać takie drzewa, takie miejsca. Kiedy trafi się na odpowiednie światło (sama wiesz, bo malujesz), to wszystko zaczyna się samo napędzać. Uciesze Cię anegdotką. Otóż pewnej kobiecie spodobał się mężczyzna. I swoimi sposobami sprawiła, że zwrócił na nią głębię swoich ócz. Po kilku latach szczęśliwego bycia razem ów mężczyzna mówi - ach, to był przypadek, że odnaleźliśmy się w tym całym popieprzonym świecie. A kobieta się uśmiecha... I w sumie to samo mógłbym powiedzieć, ze to przypadek, ale też musiałbym się uśmiechnąć :))
      Weekend się kończy - za krótki, jak zawsze. Popracowałem intensywnie, ale jakieś zdjęcia mam, więc teraz tylko znaleźć wolną chwilę...
      Elu, jeśli czujesz, ze siedzisz sobie tam w sobie i jest Ci dobrze, to jest to powód do uśmiechu. I ja też się cieszę, że tak się dzieje :))
      Miłego wieczoru dla Ciebie!!
      PS. Macham ze szczytu wieży :)

      Usuń
  2. Nie wierzyłam, że to już. Chyba dlatego, że szarość to ulubiony kolor tej wiosny. Najpierw Witku zobaczyłam tu na blogu taką do jakiej tęskniłam całą zimę. Dzika śliwa w białej sukience, a teraz jej wiśniowa kuzynka w różowej kreacji. Zachwycam się bardzo. Mam wrażenie, że dźwigałeś ruskiego ;-)
    To jeden z najpiękniejszych widoków – kwitnące drzewo. Te pierwsze czarują najbardziej, bo są jak blask światła w ciemności, bo dają nadzieję. Ich woń unosząca się w jeszcze nie całkiem nagrzanym powietrzu i cichutka radość małych bzyków mówią, że już mamy nowy początek odwiecznej przemiany od narodzin do końca…
    A zapach ziemi też jedyny w swoim rodzaju. Pięknie, z wielką miłością i szacunkiem do życia to opisałeś.
    „prześwitują przez powódź kwiatów odpryski światła. Dobrze je czuć na twarzy, dobrze je czuć zza zamkniętych powiek” Zatrzymam ten fragment z tęsknotą. Dziś tak przez chwilę musnęło mnie słońce, ale wiem, że jutro znów przyjdą chmury i deszcz choć ciepły i wiosenny. A ziemia pragnie tego deszczu. Wiem.
    Dziękuję Ci Witku za cudne obrazy i mądre słowa. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i przesyłam życzenia więcej takich chwil i uśmiechu:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, dziękuję Ci bardzo, bardzo!!
      To prawda, co piszesz, ze te kwitnące drzewa wyróżniają się na tle szarości. Te pierwsze białe wywołują uśmiech, bo oznaczają zawsze, ze to już, że prawie już. Ale te różowe....Ech...bardzo je lubię, bo wyróżniają się nie tylko kształtem korony, ale mają w sobie coś obcego, a jednocześnie swojskiego. Są też tak nierealne w swoim kwitnieniu, że wyjątkowe. Tak, miałem ruski obiektyw. Nadźwigałem się, bo to ponad kilogram. Niestety, tylko kilka zdjęć dałem radę zrobić ze względu na sąsiedztwo domu, który rzucał cień. Mimo że mam okazję zrobić zdjęcia tego drzewa codziennie, to jednak nie mogę iść z aparatem, bo zazdrosny człowiek pilnuje tego drzewa mimo, że nie jest jego własnością, a własnością miasta. Nie lubię krzyków, więc z musu tylko kilka zdjęć.
      Mam nadzieję, ze miałaś dobry fotograficznie weekend i te iskierki światła coraz żwawiej będą krążyć :))
      Macham do Ciebie i ślę pozdrowienia z dalekich Tychów :)))

      Usuń
  3. Ja to słyszę już i czuję, jak wszystko zaczyna się coraz bardziej spieniać właśnie pod stopami, gdy chodzę po mokrym i zimnym lesie. To jeszcze chwila, jeszcze dzień, a może dwa, że wejdę i zobaczę, jak nagłe wszystko wystrzeliło i nie poznam znów tego swojego lasu po tej długiej zimie. Takie zapatrzenia robią się strasznie bolesne, jeśli wynikają z niedopatrzenia. Ja mam zawsze nadzieję, że nie przeoczyłam, że nie zrobiłam czegoś za późno albo wcale, że po prostu tak miało być, tak miało się stać tylko lub aż zapatrzeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poleciałaś! Ale dziękuję Ci, bo śmieję się w głos :)) Masz rację tak pisząc, mam za swoje. Jedynie mogę powiedzieć, że trudny rok, chyba w każdym aspekcie i może dlatego tak właśnie język reaguje.
      Cieszę się ogromnie, że się odezwałaś, bo już myślałem, że zawiesiłaś na dobre wchodzenie na blogi. Liczę też na to, że sama się uaktywnisz, w końcu wiosna, więc może to też będzie okazja i trochę więcej czasu? Trzymam kciuki za to, bo bardzo lubię Twoje teksty :))
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i życzę Ci wytchnienia i ciepła :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty