Intermezzo...

 

                Chciałbym opowiedzieć Ci historię. Taką, do której siądziesz podwinąwszy nogi pod siebie. Gest ten, nie wiedzieć czemu, uważam za czuły. Siedziałabyś więc w czułości i w melodii głosu, który opadałby i wznosiłby się, by znów umrzeć kropką. Ale nie opowiem historii ani z tej, ani z tamtej strony. Ani do śmiechu, ani do płaczu. Ani do miłości, ani do przeciągłego w chwilach focha. To trudne opowiadać, kiedy słowa wydają się być szorstkie i niepasujące do siebie. Trzeba wtedy zamilknąć. Milknąć. Oddychać tylko. Bo mało jest i jednego i drugiego. Zbyt mało. Bo cóż znaczą te chwile, kiedy wymykam się na pół godziny odprowadzany protekcjonalnymi i lekceważącymi uśmieszkami ludzi? Nic, prawie nic. „Idziesz robić listki, cha, cha? Idź, idź.” Więc idę, a tak naprawdę uciekam. Staję pod drzewem i patrzę w górę, jak przelewa się błękit i tańczą liście o barwie miodu. Lubię na nie patrzeć, kiedy świeci słońce i prześwietla ich ciała. Czasami przypominają dłonie, którymi czeszą błękit, albo machają mu na pożegnanie. Czasami przypominają mi ich wydęte brzuchy kadłuby okrętów gotowych do dalekiej żeglugi. Plotę, ale lepsze takie skojarzenia, niż żadne. A pień? Tak, podchodzę blisko pnia i patrzę w górę i mam wrażenie witrażowego światła, które mnie otacza. Lubię takie światło pełne migotań, półcienia i kolorów. Ognia? Może i tak, bo czasami muszę mrużyć oczy od nagłego blasku. Wiesz, w takich chwilach widzi się więcej, zachłanniej i pełniej, choć człowiek ma inne wrażenie – ułomności, przegapienia, czy nienasycenia. W takich chwilach? Tak, właśnie w takich, które dyktowane są ruchem wskazówek zegara. Tyle, a tyle minut zajmuje dojście, lekka korekta czasu, dodanie minut do ogólnego rachunku i zostaje garsteczka piasku sekund, które szybko przeciekają przez dziurawy worek dnia. I nic nie zostaje, tylko potok słów. Czasami tylko kiedy wszyscy wyjdą z sali, to puszczam muzykę, zamykam drzwi i staję w oknie. Siadam na parapecie opierając plecy o futrynę. Banał? Pewnie tak. Kiedyś zobaczyłem obraz Caspara Davida Friedricha „Marzyciel”. Sam autor zapadł na głęboką chorobę psychiczną, która zaprowadziła go do śmierci. Po co ja o tym? Bo wiem. Takie skrawki wiedzy, z których skleja się świat. Ale wracając do obrazu, to zgodnie z duchem epoki, człowiek w kadrze centralnym z upodobaniem zagłębiał się, siedząc w oknie, w swój świat marzeń. Czy ja marzę? Nie wiem, chyba nie. Żadne ze wzniosłych tematów mnie nie porywają, żadne z wielkich myśli nie przepływają przez mnie. Po prostu siedzę i patrzę przez szybę okna. Czasami zamykam oczy, a cisza dzwoni w pustej nagle sali. Serce zwalnia, a powietrze jest duszne. Nie chce mi się otwierać okna. Wystarczy tak niewiele – ruch klamką i wedrze się zimny wiatr, który wszystko wywieje. Mój oddech też zwalnia, a przez zamknięte drzwi słyszę głosy. Intermezzo, chwila spokoju i wyczekiwania. Pauza miedzy hałasem i gwarem. Chwila, w której widzę to, co dla mnie ważne. To nic, że dla większości, to „listki”, z których można się pośmiać w czasie nudnych dyżurów. Kpina, dzięki której ludzie wydają się sobie lepsi. Tacy solidni, na miejscu i poukładani. Tacy równi, z humorem i swadą. Mróweczki i pszczółki, niewinne w żarcikach i uśmieszkach ostrych jak brzytwa. A liście się kołyszą na wietrze. Wiele z tego kołysania już nie będzie. Znikną kolory ognia i światło stanie się zimne, surowe. Świat zrobi sobie przerwę. A ja będę patrzył by wciąż od nowa go nazywać. Choćby i z parapetu w dusznej sali w czasie przerwy…




























 

Komentarze

  1. Witku, niesamowite niebo... Gdzie Ty takie znalazłeś? I liście piękne, najpiękniejsze. Ciepła jesień w barwach miodu i słońca, feria kolorów. Najcudowniejsza pora roku, moja ukochana. Mglista wilgoć poranków, rześkość wieczorów przeplatana zapachem dymu z kominów. Ziemia oddychająca z ulgą po upalnym lecie, przyjemnie chłodzące powietrze wypełniające płuca, miękki sweter otulający skórę. To jest czas kiedy czuję, że wraca we mnie życie. Przepiękne zdjęcia i ...szkoda, że nie opowiesz historii, chętnie poczytam. Może następnym razem?
    Macham do Ciebie i do Twojego okna, w którymkolwiek teraz siedzisz :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszedłem na dach swojej wieży i tam ponad dachami takie niebo rozwiane próbowałem doścignąć. Zauroczyło mnie, ale tym razem postanowiłem nie opowiadać historii. Coraz mniej tych poranków, coraz mniej. Mam jeszcze kilkanaście zdjęć z "teraz", choć biorąc pod uwagę czas z jakim przyszło mi się siłować, po prostu nie ma kiedy wstawić. Sama wiesz, jak jest. Macham do Ciebie Elu :)))

      Usuń
  2. Wiesz Witku Twoje zdjęcia są naprawdę niezwykłe i tak się cieszę, że znalazłeś chwilkę by spojrzeć w górę na te niesamowite, unoszące się ku niebiosom chmury i liście bawiące się ze słońcem. Myślę, że jeśli ktoś nie widzi piękna wokoło, a przecież jesień jest wyjątkowa w swej barwnej urodzie, jakże biednym jest człowiekiem. Ja też kiedyś usłyszałam – co z tego masz? A ja wiem i Ty wiesz, że to jest bezcenne. Coś, co w tym momencie jest tylko moje i wszystko nie istnieje na moment. Jest piękno i mój zachwyt. Dobrze, że jest, bo to znaczy, że jestem. Jeszcze. „Wiesz, w takich chwilach widzi się więcej, zachłanniej i pełniej, choć człowiek ma inne wrażenie – ułomności, przegapienia, czy nienasycenia.” Właśnie tak, właśnie tak dokładnie Witku.
    „Siedziałabyś więc w czułości i w melodii głosu, który opadałby i wznosiłby się, by znów umrzeć kropką.”
    „zostaje garsteczka piasku sekund, które szybko przeciekają przez dziurawy worek dnia.”
    Obydwa zdania wyrwałam z tekstu i uśmiecham się do nich, ich znaczeń i melodii. Macham Ci Witku i ślę dobre myśli z dalekiej Łodzi dziś jeszcze cieszącej się kolorową jesienią, bo jutro kto to wie…
    Pozdrawiam bardzo, bardzo serdecznie :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długo trwało, zanim odpowiedziałem - wiem. I czuję się winny z tego powodu, choć wiem, że nie muszę tłumaczyć. A co do takich osób, które kręcą nosem - niech sobie kręcą. To prawda i zgadzam się z nią, że na chwilkę świat jest tylko mój. I niech tak zostanie, bo wiemy przecież, że zdjęć nie robimy dla "czegoś", a ze znanych tylko sobie powodów - najczęściej żeby pokazać świat naszymi oczami. Ale tłumaczyć to komuś, kto usteczka pogardliwie wydyma...jestem na to za stary :D
      I chyba powoli nadchodzi ten czas, kiedy ostatnie liście opadną. Szkoda. Jeszcze wczoraj stałem pod drzewem, patrzyłem w górę i słyszałem szum liści. Tak łatwo o nim zapomnieć, kiedy jest pełnia lata, a tak bardzo go będzie brakowało przez następne miesiące.
      Dziękuję Ci serdecznie Elu za Twoje słowa i zdania, które odnalazłaś w tekście. Nieodmiennie sprawia mi to radość, jak próbujesz z tej mojej niezdarnej pisaniny wyciągnąć jakieś słowa, które do Ciebie przemówią :))
      Macham do Ciebie :)))

      Usuń
  3. Znów mam ochotę napisać coś o Latarniku. Lubi swoją zakurzoną latarnię i gadanie do ściany, jednak sam przed sobą udaje, że nie lubi, że chciałby wyjść, może wyjechać gdzieś daleko. Na razie starcza mu odwagi, żeby dojść do najbliższego drzewa i zrobić zdjęcia tego, co widzi. Jak wróci do latarni zapatrzy się na zdjęcia i stworzy sam dla siebie jakąś historię, chociaż niezupełnie. Wcześniej dał ją znajomemu do druku. Niech sobie inni też poczytają o jego zakurzonej latarni i przerwie na drzewo.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty